Co sądzić o wrzawie wokół publikacji przez „Super Express” fotografii zastrzelonego przez irackich zamachowców Waldemara Milewicza?
Zapytaliśmy specjalistów od mediów i przewodniczącą Rady Etyki Mediów. To fachowcy, ale i uważni czytelnicy.
prof. dr hab. Wiesław Godzic medioznawca, wykładowca Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie
- Wpatrywałem się w to zdjęcie długo i uważam, że w pełni oddaje powagę śmierci. Pan Milewicz po prostu zasnął, choć wiemy, że nie żyje... Ale podobne zdjęcie nie powinno ukazać się na pierwszej stronie tabloidu. Do powagi sytuacji nie pasują krzykliwe dodatki gazety. „Super Express” mógł chociaż jednorazowo zmienić okładkę na czarną. Lecz w samej fotografii nie ma nic ani niepokojącego, ani bulwersującego. Najbardziej bulwersuje mnie histeryczna reakcja środowiska dziennikarskiego. Powinno być o tym ciszej. Tymczasem smutny fakt wykorzystano do zaznaczenia pozycji siły. Nagle śmierć dziennikarza staje się ważniejsza niż cokolwiek innego. Zapomina się o służebnej roli tego zawodu i staje się w snopie światła.
Podziwiam załogę „Super Expressu” za odwagę. Podjęli decyzję, nie wycofują się. I nie mają za co przepraszać. W dyskusjach żarliwie na ten temat toczonych wałkuje się głównie możliwość zarobienia pieniędzy z podniesionej sprzedaży gazety. To obraża czytelników. Zakłada, że ludzie są tak prymitywni i prości, że potrzebują tego typu zdjęć. Trochę pokrętna logika. I bardziej wygląda na zawiść dziennikarską. Może tym, co mówią coś podobnego, brakuje odwagi, by podjąć tak radykalny temat?
No i ten ostracyzm. Wszędzie się podkreśla jednoznaczność stanowiska wszystkich mediów. Nie wierzę, że wszyscy dziennikarze potępiają publikację zdjęcia. Albo odsunięcie przez Fundację Konrada Adenauera red. Mariusza Ziomeckiego od prowadzenia panelu... Właśnie należałoby go tam postawić, dać prawo głosu! A nie załatwiać sprawę na zasadzie: „nie mamy o czym rozmawiać”. Nie ma o czym rozmawiać w sprawie „zabić czy też nie”, ale nie w kwestii publikacji zdjęcia. Po 1989 r. chyba tylko „Nie” Jerzego Urbana spotkało się z podobnym jednoznacznym potępieniem.
Suchej nitki nie zostawiono również na autorze zdjęcia. Właściwie dlaczego? W amerykańskich mediach od dawna trwa dyskusja, co powinien robić reporter w sytuacji, gdy widzi konającego: pomagać czy fotografować. Już dawno stwierdzono, że nie da się udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Zdjęcie, o którym mowa, tak naprawdę ma szansę zdobyć World Press Photo. Niewykluczone, że sam Waldemar Milewicz byłby za jego publikacją.
dr Zbigniew Bajka Instytut Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego
- Widziałem w prasie bardziej drastyczne zdjęcia. Choćby fotografię roztrzaskanej głowy szejka Ahmeda Jasina w „Fakcie”. Poza tym to nie tylko „Super Express” je opublikował, także inne gazety. Miały do tego prawo, bo były w zestawie zdjęciowym AFP oferowanym redakcjom przez PAP. Co dziwniejsze: nie protestują czytelnicy, lecz dziennikarze. Bo to zdjęcie kolegi, osoby publicznej itd. Dziwi mnie ten ostracyzm. Redaktora naczelnego „Super Expressu” odsądza od czci i wiary. Widać w tym nieszczerość i obłudę.
Czy czytelnicy potrzebują takich zdjęć? Niestety w każdym jest niezdrowa ciekawość. Taka dykteryjka z życia — dla przykładu: do krakowskiej redakcji dzwoni staruszka i mówi: „Wczoraj podali państwo, że Kazimierę O. przejechał tramwaj. Szkoda, że nie zamieścili państwo jej zdjęcia, bo to chyba moja koleżanka ze szkoły...”. Zdjęcie Waldemara Milewicza jest utrzymane w klimacie tego, co robił. Walczył o prawdę, a fotografia jego śmierci to także jej część. Gdyby był to specjalista od rolnictwa, który znalazł się w Iraku przypadkiem, byłoby to może bulwersujące. Ale nie korespondent wojenny! W historii prasy podobnie szykanowano brytyjskich korespondentów wojennych w czasie II wojny światowej — tyle że za drastyczne opisy, które — po prostu — lepiej trafiały do czytelników.
W tym środowisku niestety każde wyjście przed szereg wiąże się z podobnymi następstwami. Mariuszowi Ziomeckiemu i jego załodze życzę odwagi, ale i nadal rozwagi. Przypominam, że ci, którzy się tak oburzają, też oglądali to zdjęcie — i nie tylko to, bo w tym samym serwisie były jeszcze drastyczniejsze fotografie obu zabitych Polaków.
red. Karol Jakubowicz medioznawca, były pracownik TVP
- Skandal ma moc oczyszczającą i edukacyjną. Dzięki sprawie Rywina wielu ludzi zrozumiało, że nic się nie ukryje (ani SMS, ani zawartość twardego dysku, nie mówiąc o bardziej prozaicznych dowodach łamania prawa czy obyczajów), więc nieczystych spraw lepiej unikać. Na pewno uniknęliśmy dzięki temu wielu przekrętów.
Redaktorzy też już lepiej wiedzą, co im wolno, a czego nie. I opinia publiczna ma kolejny dowód, że tabloidy — w rodzaju „Super Expressu” — to obliczone na zarobek, zimno wykalkulowane produkty rynkowe, z dziennikarstwem mające niewiele wspólnego.
Kodeksy etyki dziennikarzy prasowych rzadko zajmują się problemem pokazywania zdjęć ludzi zabitych (choć są głosy, że trzeba ukazywać wszystkie okropności wojny, by ludzie się jej przeciwstawili), kodeksy telewizyjne natomiast — bardzo często. Wytyczne BBC stwierdzają, że nie ma właściwie usprawiedliwienia dla scen egzekucji, zabójstwa albo śmierci ludzi. Nakazują traktować ludzi zmarłych z szacunkiem, nie pokazywać ich, jeżeli nie jest to absolutnie konieczne, nie narażać ich bliskich na dodatkowe cierpienia, unikać zbliżeń, jednakowo traktować śmierć rodaków i ludzi w innych krajach.
Dotykamy ważnej sprawy. Codziennie oglądamy w telewizji śmierć mniej lub bardziej anonimowych osób w dalekich krajach — i tak bardzo już nas to nie porusza. Gdy jednak „Super Express” opublikował zdjęcie zabitego Waldemara Milewicza, na redakcję spadł taki deszcz wyzwisk, że nawet Mariusz Ziomecki się przejął. Czy mamy do czynienia z podwójnymi standardami, czy też ze zrozumiałą reakcją psychologiczną ludzi, odbierających śmierć kogoś znajomego niemal w poczuciu osobistego zagrożenia? Czy majestat śmierci odczuwamy dopiero wtedy, gdy chodzi o kogoś znajomego, a jeżeli o nieznajomego, to nie? Musimy zajrzeć także w głąb naszych sumień, bo w ostatecznym efekcie to nasze reakcje wyznaczają standardy przyzwoitości.
Magdalena Bajer przewodni-cząca Rady Etyki Mediów
- Publikacja tego zdjęcia jest karygodna. Podobnie jak zamieszczenie miesiąc temu w „Fakcie” postrzępionych zwłok szejka Ahmeda Jasina — ten incydent Rada Etyki Mediów również potępiła. W europejskiej tradycji kulturowej śmierć objęta jest dyskrecją i szacunkiem. Nie może być upubliczniana, bo łamie to jej majestat. I nie chodzi o to, że pokazano zwłoki kolegi. Choć z drugiej strony — może właśnie ten fakt zmusi środowisko dziennikarskie do refleksji nad publikacją tego typu zdjęć. Tak naprawdę zamieszczanie drastycznych fotografii obraża odbiorców, bo wynika z przeświadczenia, że oni właśnie tego typu zdjęć potrzebują. Jeżeli nawet potrzebują — to jednostki; nie są to potrzeby zdrowe i takich nie powinny zaspokajać media. Okładka „Super Expressu” wywołuje lęk i odrazę, odbiorca poza tym niczego nie dostaje.