16 czerwca w centrali PZU huknęło — do Centralnego Biura Antykorupcyjnego (CBA) trafiło zawiadomienie o nieprawidłowościach wykrytych przez audyt wewnętrzny. Dotyczą m.in. przetargu IT, na którym PZU miał stracić ponad 200 mln zł. W zawiadomieniu pojawiają się nazwiska członków zarządu PZU Dariusza Krzewiny i Beaty Kozłowskiej- -Chyły, którzy zasiadali we władzach spółki, gdy podpisywano i realizowano kwestionowaną umowę z Prokomem Software. Kilka dni później huknęło ponownie — PZU doniósł do CBA na Sebastiana Klimka, członka zarządu odpowiedzialnego za finanse, że jeździ luksusowym Ferrari California, wartym prawie milion złotych, należącym do kancelarii odszkodowawczej, będącej jednym z największych biznesowych przeciwników PZU (dochodzącej od ubezpieczyciela 200 mln zł). Choć huknęło solidnie, ofiar było niewiele. Ze stanowiska zrezygnował jedynie Dariusz Krzewina. Pozostali członkowie zarządu nie, choć w liście do Dawida Jackiewicza, ministra skarbu, prosił o to prezes Michał Krupiński. Prezes domaga się odwołania dwojga członków zarządu, bo — jak twierdzi — „obie te osoby nie dają rękojmi właściwego zajmowania się sprawami spółki”.
Winni, niewinni
Zarzuty wobec Sebastiana Klimka są poważne: „(…) przez swoją niekompetencję oraz niedostateczne przygotowanie do prezentowania przekazywanych informacji wprowadzał w błąd zarówno członków zarządu, rady nadzorczej, jak i inwestorów. W szczególności dotyczyło to kwestii rekomendacji w zakresie podziału zysku za rok 2015” — czytamy w liście prezesa do ministra skarbu. Prezes zarzuca także szefowi finansów spółki, że w newralgicznym czasie rozliczania 2015 r. i szaleństwa na rynkach spowodowanego brexitem był na „wielotygodniowym urlopie”. Największy kaliber ma jednak zarzut „pozostawania w nietransparentnych stosunkach z firmą odszkodowawcząEuCo, która jest przeciwnikiem procesowym PZU”. Sebastian Klimek tłumaczy radzie: „Poziom zarzutów jest kuriozalny, a cel był jeden — pełna dyskredytacja mojej osoby na podstawie konfabulacji, kłamstw i domniemywań. Nigdy nie miałem i nie mam żadnych powiązań ze spółką EUCO. Samochodem przejechałem się 25 kwietnia, został mi użyczony przez członka rodziny na kilka godzin (…) Atak na moją osobę nastąpił chwilę po tym, jak zacząłem kontrolować proces aprobat kosztów oraz kontraktów z kontrahentami z zewnątrz, mający ogromny wpływ na finanse spółki”. Fakty kłócą się jednak z tymi wyjaśnieniami. Rada nadzorcza otrzymała materiały wskazujące, że Sebastian Klimek był gościem imprez organizowanych przez EuCo. „PB” udało się to potwierdzić wśród innych uczestników. Nasi rozmówcy zapewniają również, że Sebastian Klimek utrzymuje towarzyskie relacje z Krzysztofem Lewandowskim, szefem kancelarii. Na niekorzyść Beaty Kozłowskiej-Chyły ma działać m.in. zatrudnianie osób, które pracowały w spółce za prezesury Jaromira Netzla, oraz fakt, że gdy była we władzach grupy PZU, spółka życiowa podpisała kontrakt z Prokomem Software, w którego sprawie zostało skierowane doniesienie do CBA.
„Zarzuty prezesa Michała Krupińskiego wobec mojej osoby są efektem uporczywych prób poszukiwania przez pana prezesa czegokolwiek, co mogłoby rzucić upragniony przez niego cień na moje działania w PZU. Z uwagi na brak faktów, które mogłyby posłużyć panu prezesowi do udowodnienia jakichkolwiek nieprawidłowości z moim udziałem, pan prezes ucieka się do tworzenia całkowicie fałszywych dowodów i zarzutów oraz dopuszcza się potężnych manipulacji faktami, w celu nieuprawnionego podważenia rzetelności i legalności moich działań w spółce. W powyższych okolicznościach podejmowane przez prezesa Krupińskiego próby odwołania mnie ze składu zarządu powodowane są względami innymi niż względy merytoryczne i kompetencyjne. Działania Michała Krupińskiego stoją w rażącej sprzeczności z elementarnymi zasadami etyki biznesowej, godzą w wizerunek Grupy PZU, narażają Grupę PZU na szkodę, naruszają także moje dobra osobiste. Wywołana przez Michała Krupińskiego sytuacja zmusza mnie do podjęcia przeciwko panu prezesowi kroków prawnych w zakresie ochrony dóbr osobistych” — komentuje Beata Kozłowska-Chyła.
Członkini zarządu twierdzi, że gdy PZU Życie podpisywało umowę, nie zasiadała we władzach spółki, a potem angażowała się w rozwiązanie problemów z systemem IT, który ostatecznie nigdy nie powstał. Problematyczny projekt był jednak kontynuowany, gdy podlegał jej dział IT, mimo że pojawiały się analizy audytorów mówiące, że PZU powinien go przerwać, by ograniczyć straty. Nasze źródła wskazują również, że prezes PZU nie miał wyjścia — musiał wysłać wniosek do prokuratury.
Chcąc, nie chcąc
— Wyniki audytu były jednoznaczne — stąd wniosek do organów ścigania. Musiały się w nim znaleźć osoby, które w tym czasie nadzorowały działalność IT. To w żaden sposób nie przesądza, czy Beata Kozłowska-Chyła ponosi odpowiedzialność za tę sprawę, jednak prezes musiał złożyć zawiadomienie, inaczej mógłby odpowiadać za tuszowanie afery. Musiał jej także odebrać kompetencje, bo odpowiadała m.in. za pion prawny, który siłą rzeczy jest mocno zaangażowany w wyjaśnianie sprawy — twierdzi nasz informator.