Wyruszyliśmy na Złombol

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2014-09-13 12:00

Wielotygodniowe remonty dopiero co uratowanego przed złomowaniem auta, spartańskie warunki na trasie ani nawet brak gwarancji dojechania do mety nie zniechęciły 400 ekip z całej Polski do wzięcia udziału w rajdzie samochodów komunistycznej produkcji – Złombol.

Relacja z rajdu na portalu Twitter - śledź konto @M_Wierciszewski

Fot. M. Wiśniewski.

Ponad tysiąc uczestników ekspedycji, która w sobotę wyruszyła z Katowic, przemierzy w pięć dni 2500 kilometrów. Stawią czoła ciągłym awariom mających często nawet czterdzieści lat aut, brakowi klimatyzacji, hałasowi, a często także woni cieknącego z nieszczelnych baków paliwa. Celem imprezy, która w ubiegłych latach docierała między innymi na przylądek Nordkapp, pod słynne błyszczące kasyno w Monte Carlo, do greckiej Olimpii, a także nad jezioro Loch Ness, będzie tym razem słoneczna Costa Brava. Po drodze uczestnicy przejadą nad jeziorem Balaton, zahaczą o włoską Toskanię i triumfalnie przejadą kolumnadą pod luksusowymi hotelami Monako.

Skąd twórcy odbywającej się już ósmy rok z rzędu imprezy, w której za pierwszym razem brały udział zaledwie dwa auta, biorą pomysły, gdzie jechać w kolejnym roku? To proste – zakreślają cyrklem na mapie okrąg o promieniu 2,5 tysiąca kilometrów i wybierają punkt, do którego chcą dotrzeć najbardziej. Wszystko z sentymentu do starych aut, chęci przeżycia przygody oraz – last but not least – pomocy dzieciakom z domów dziecka.

W tym celu każda ekipa musi znaleźć darczyńców, którzy w zamian za miejsca reklamowe na karoserii samochodu wesprą zakupy prezentów. Konsole do gier, farbki, rolki, prenumeraty pism młodzieżowych czy inne atrakcje, których sfinansowanie z państwowych funduszy byłoby niemożliwe, pozwolą podopiecznym śląskich domów dziecka poznać smak beztroskiego dzieciństwa.

W tym roku udział w akcji wzięła także ekipa „Pulsu Biznesu”. Dołączył też producent drzwi – firma Windoor. Czworo uczestników pojedzie luksusowym, jak na złombolowe realia, pojazdem pochodzącym z samej końcówki produkcji wartburgiem.

Ochrzczony na cześć wieloletniego przywódcy Niemiec mianem „rydwan Honeckera” pojazd z 1990 r. wyposażony jest w 58-konny silnik. Dzięki nieprzekraczającej jednej tony masie za czasów świetności osiągał prędkość 100 km/h w zaledwie 17,5 sekundy. Przy tegorocznym południowym kierunku wyjazdu ogromnym jego atutem jest szyberdach. Zabranie bagaży na trwającą włącznie z powrotem 11 dni wyprawę umożliwi ogromny, 525-litrowy, bagażnik. Ból na stacji benzynowej uśmierzy oszczędny napęd gazowy. „Rydwan Honeckera” nie jest jednak wolny od wad.

O ile charakterystyczne kołysanie się nadwozia i warkoczący dźwięk silnika mogą jeszcze wzruszać, o tyle przy nieszczelnym przewodzie paliwowym jedynym sposobem, by pozbyć się ze środka auta zapachu benzyny, jest otwarcie okien. Nic to jednak, bo cel każdego uczestnika rajdu jest jeden: dojechanie do mety. A to wcale nie jest takie oczywiste. W ubiegłorocznej edycji imprezy do mety wyznaczonej na najdalej na północ położonym skrawku Europy, przylądku Nordkapp, spośród 197 zgłoszonych ekip dotarło 167.