W czasie pandemii odwołano niejedną domówkę, wesele czy piątkową imprezę. Nie mówiąc już o konferencjach, targach i premierach nowych produktów. Xiaomi formalnie założone zostało 6 kwietnia 2010 r., ale z powodu ataku wirusa świętuje dopiero w tym tygodniu. Lei Jun, prezes i założyciel spółki, wygłosił płomienne przemówienie, które było... bardzo długie. Niczym ojciec rodziny, którego wzięło na publiczne wspomnienia. Na początek stwierdził, że w tym niezwykłym roku pełnym różnych wyzwań stawiamy je również sobie. I on też miał swoje, a mianowicie postanowił, że przez miesiąc będzie pokonywał na spacerach 10 km dziennie.

W sumie na liczniku pojawiło się ponad 318 km. Po takim początku przyszedł czas na wspomnienia smartfonowe i choć mówimy o zaledwie dekadzie obecności na rynku, to w branży nowych technologii, w tym również smartfonów, taki okres jest jak cała epoka albo nawet dwie czy trzy. Nie wierzycie? Poszukajcie w szufladach swoich starych smartfonów sprzed 7-10 lat, pobawcie się nimi przez chwilę, spróbujcie zrobić zdjęcia, a zobaczycie, że to jak przesiadka ze starego polskiego fiata do nowej tesli. Lei Jun przypomina, że 10 lat temu na chińskim rynku królowały trzy kategorie produktów.
Pierwszą grupę stanowił sprzęt Samsunga, Nokii i Motoroli, drugą urządzenia „czterech smoków”, jak określa się ZTE, Huawei, Coolpada i Lenovo, natomiast trzecia grupa złożona była z tzw. copycats, czyli producentów kopiujących rozwiązania innych. Do wyboru były wysoka cena albo słaba jakość. Założyciel Xiaomi nakreślił sobie cel, który polegał na oferowaniu wysokiej jakości sprzętu za połowę ceny. Zaczął szukać ludzi, którzy się do tego przyłożą.
— W pierwszym roku działalności 80 proc. czasu poświęcałem na poszukiwanie talentów — opowiada Lei Jun.
Dodaje, że rekrutować trzeba ze szczerością i zapałem, a jeśli nie uda pozyskać pożądanego specjalisty po trzech wizytach, to należy pójść do niego nawet 30 razy. Zespół bardziej znał się jednak na oprogramowaniu, więc skupił się najpierw na tym zadaniu. Pierwszy smartfon pojawił się na rynku dopiero w sierpniu 2011 r. i został oznaczony jako Mi 1. Miał kosztować 1499 juanów i sprzedać się w liczbie 300 tys., ale ostatecznie cena sięgnęła 2000 juanów i znaleźli się kupcy na… 7 mln sztuk.
Później pojawiły się kolejne smartfony, w tym seria Redmi oraz cała masa różnych gadżetów i urządzeń. Firma, która była nazywana „chińskim Apple”, a jej twórca „chińskim Jobsem”, nie ogranicza się jak Apple do kilku produktów. Zaczęło się od takiego sprzętu, jak ryżowar, a skończyło na tym, że dziś w ofercie są m.in. hulajnogi, żarówki, pralki, czajniki elektryczne, lodówki, suszarki do włosów, a nawet wiatraczki ułatwiające funkcjonowanie w upalne dni. Smartfony zajmują jednak szczególne miejsce w sercu Lei Juna. To dlatego, po wielu minutach kolejnych opowieści, w końcu przeszedł do prezentacji nowych jubileuszowych produktów. Prezes stwierdził, że opowiadają nie o tym, skąd pochodzi Xiaomi i dokąd zmierza. I tutaj robi się ciekawie.
Spółka pokazała trzy urządzenia: smartfony Mi 10 Ultra, Redmi K30 Ultra i telewizor Mi TV 55 Lux Transparent Edition. Wszystko ukryte jest w nazwach. Ultra jest rzeczywiście ultra, bo Mi 10 ma system czterech aparatów, szczyci się 120-krotnym space zoomem, szybkim ładowaniem 120 W, dzięki któremu wystarczy pięć minut, żeby naładować baterię do 40 proc., i 23 minuty, żeby osiągnąć 100 proc. Redmi jest skromniejszy i został trochę przyćmiony przez kolejny „gadżet”: telewizor Lux Transparent. I w tym przypadku nazwa mówi wszystko. Xiaomi się chwali, że to pierwszy na świecie transparentny telewizor produkowany na masową skalę. Transparentny, czyli przezroczysty z minimalnymi ramkami. Za wrażenia jak z filmów science fiction — jak to ujął producent — trzeba jednak słono zapłacić.
Sprzedaż w Państwie Środka ruszy 16 sierpnia — telewizor kosztuje niespełna 50 tys. juanów, czyli jakieś 27 tys. złotych. Portal GSMArena podaje jednak, że zarówno Mi 10 Ultra, jak i Redmi K30 Ultra będą dostępne wyłącznie w Chinach i prawdopodobnie nie wejdą na rynek globalny. Pozostaje zainwestować w wycieczkę. Przy okazji można zobaczyć nowy kampus spółki, któremu prezes też zresztą poświęcił kilka sekund w swoim urodzinowym wystąpieniu. Siedziba otworzyła podwoje w lipcu 2019 r., a Lei Jun pisał wtedy na Weibo: „Po ponad dziewięciu latach dryfowania i tułaczki w Pekinie w końcu kupiliśmy nieruchomość”. To osiem budynków o powierzchni 320 tys. metrów kwadratowych. Budowa kosztowała 5,2 mld juanów. Nieźle jak na firmę z 10-letnim stażem.