Z szyldem Fogg

Emil Górecki
opublikowano: 2007-07-30 00:00

reportaż Kawiarnia i wytwórnia płytowa? Czemu nie. Michał Fogg junior, prawnuczek Mieczysława, ma pomysł na biznes.

Trudno chyba znaleźć osobę nieznającą jakiejś piosenki Mieczysława Fogga. „Jesienne róże”, „To ostatnia niedziela” czy „Pierwszy siwy włos”. Przeboje, których słuchali nasi dziadkowie i rodzice, dziś są znane, jeśli nie w oryginale, to w wykonaniu innych polskich piosenkarzy. Ale niewiele osób pamięta, że artysta nie tylko śpiewał. Tuż po wojnie prowadził własną kawiarnię Cafe Fogg i wytwórnię nagraniową Fogg Record. Gdyby nie komunizm, może obie by istniały do dziś, a tak o ich reaktywację zabiega prawnuk piosenkarza, Michał Fogg.

— Dziadek nigdy o powrocie do kawiarni i wytwórni nie myślał. Ale jestem pewien, że dziś wspiera mnie z góry w moich wysiłkach — mówi Michał.

Nie tylko na gramofonie

Nowy Fogg Record jest zarejestrowany od dwóch lat. Dziś to jeszcze bardziej szyld niż wytwórnia płytowa. Wytwórnia musi mieć własne studio nagraniowe i własną tłocznię, a Fogg Record to tylko on i kilka jego pomysłów. Próbuje uczestniczyć w pracach innych, dużych wytwórni i artystów, którzy w jakiś sposób promują twórczość Mieczysława Fogga.

Do czasu zarejestrowania wytwórni Foggów wnuk i prawnuk piosenkarza Michał i Michał junior trochę hobbystycznie starali się dbać o spuściznę przodka. Wydali nawet kilka kaset magnetofonowych. Potem chcieli zgłosić się do dużej wytwórni i pod czyimiś skrzydłami odtworzyć markę. Nie wyszło i trzeba było zabrać się do tego samemu. Fogg Record powstał po to, by kolejne nagrania i wznowienia ukazywały się z udziałem rodziny, a nie poza nią. Ale dziś i tak nie udaje się opanować wszystkiego, co na rynku muzycznym się pojawia. I trudno się dziwić — Mieczysław Fogg nagrywał co roku od 30 do 40 utworów. Dziś znacznej ich części nie obejmują prawa autorskie. A melodyjna muzyka i ciepłe, ciekawe teksty mogą inspirować.

Odkurzanie pradziadka

Prawnuk zamierza odświeżać utwory dziadka, przybliżać je głównie młodemu pokoleniu. Chce zajmować się polską dobrą piosenką i na żaden pomysł się nie zamyka: wznowienia starych płyt, nowe wykonania piosenek Mieczysława Fogga, innych polskich wykonawców — wszystko w stylu retro. Rodzina od wielu lat szuka wykonawcy, który nagrałby płytę wyłącznie z piosenkami Mieczysława Fogga. Jednak mężczyzn śpiewających na miarę mistrza brakuje.

Jesienią na rynku ukaże się płyta z nowymi wersjami piosenek Mieczysława Fogga, której współproducentem jest Fogg Record. Śpiewać będą młodzi i utalentowani, choć niekoniecznie znani artyści. Płyta powinna spodobać się młodym, ale nowatorskie aranżacje nie zrażą starszych, pamiętających oryginalne wykonania. Znajdzie się na niej dziesięć piosenek, w siedmiu usłyszymy baryton Mieczysława Fogga. Pomysł powstał dwa lata temu. Nagrany wówczas utwór, który ma płytę promować, nowa wersja piosenki „Już nigdy”, jakimś cudem pojawił się na antenach kilku radiostacji. Obok niego na płycie znajdzie się też remake DJ Twistera „A ja sobie gram na gramofonie”, znany także jako „Janka Gramofonomanka”.

Foggowie nie są właścicielami największego archiwum płyt swojego antenata. Pod koniec lat 70. do ich podwarszawskiego domu w Pracach Dużych włamali się uciekinierzy z poprawczaka i zdewastowali go, niszcząc znaczną część kruchych krążków gramofonowych. Obydwaj — Michał ojciec i Michał syn — od dawna jeżdżą po targach staroci i skupują płyty, które uda im się znaleźć. Czasem ktoś sam się do nich zgłasza. Ostatnio udało się im skontaktować ze spadkobiercą właściciela budynku przy ul. Grójeckiej, w którym tłoczone były płyty pierwszego Fogg Record. Wkrótce mają się spotkać, może razem znajdą coś więcej.

Czysta dla artysty

Świeży pomysł Michała, Cafe Fogg, dopiero powstaje. Niestety nie w miejscu, gdzie przed laty piękne warszawianki wzdychały do Mieczysława Fogga śpiewającego „Jesienne róże”. Dziś budynku przy Marszałkowskiej 119 nie ma. Kawiarnia pierwszych gości przyjmie pod koniec wakacji, na początku knajpianego sezonu, przy ul. Niecałej, niedaleko Ogrodu Saskiego. Czy będzie podobna do tej sprzed lat?

— Cafe Fogg to był skromny lokal, bo cała Warszawa była bardzo biedna. Mieścił się w zburzonej kamienicy, w menu — kotlety, kawa, herbata, czysta i śledzik, a wśród gości sama śmietanka. Ludzie tu się odnajdywali, szukali pracy. Bardzo warszawski klimat. Nie skopiuję kawiarni dziadka, ale moja też będzie bardzo warszawska, w przedwojennym stylu — mówi Michał.

Poszukiwania odpowiedniego miejsca trwały ponad pół roku. Artystyczna kawiarnia Foggów nie może być gdziekolwiek. Początkowo myśleli o Krakowskim Przedmieściu, ale nie wyszło. Trudności jest dużo więcej — dokumenty, papierki, chodzenie od drzwi do drzwi. A przede wszystkim horrendalne ceny wynajmu.

— Kiedy mówię o moim przedsięwzięciu, ludzie są bardzo przychylni, ale na tym się kończy. Trudności piętrzą się na każdym kroku. Ale otwarcie kawiarni jest już blisko — mówi Michał junior.

Do tej pory pracował jako nauczyciel. Wytwórnia i kawiarnia pochłonęły go jednak tak bardzo, że musiał z tej pracy zrezygnować. Nauczył się żyć bez pewności finansowego jutra, więc niestraszne mu czekanie na zyski z wytwórni i kawiarni.

— Czasem moi uczniowie pytali mnie, czy Mieczysław Fogg był moim dziadkiem, ale myślę, że to głównie z inspiracji rodziców. Dziś niewielu młodych ludzi zna świetną polską muzykę sprzed lat. Więcej dzieciaków wie, kim był Frank Sinatra niż mój pradziadek — mówi.

Być może wkrótce się to zmieni. n

Legenda polskiej piosenki policzona

11

W tylu filmach przedwojennych Mieczysław Fogg wystąpił wraz z Chórem Dana.

60

lat Tyle trwała kariera artysty.

tys. W tylu egzemplarzach sprzedała się przed wojną płyta z piosenką „To ostatnia niedziela”, co biorąc pod uwagę obecną liczbę odtwarzaczy, dzisiaj wyniosłoby milion sztuk.

Tango samobójców

„To ostatnia niedziela” — jedna z najpopularniejszych piosenek Mieczysława Fogga. Tango skomponował w 1935 r. Jerzy Petersburski do słów Zenona Friedwalda. Wykorzystywano je chętnie w rozmaitych filmach, jak „Spaleni słońcem” Nikity Michałkowa, „Baza ludzi umarłych” Czesława Petelskiego, „Syberiada” Andrieja Konczałowskiego, „Trzy kolory. Biały” Krzysztofa Kieślowskiego czy wreszcie „Chłopaki nie płaczą” Olafa Lubaszenki. Chętnie sięgają po nią także artyści młodego pokolenia, jak Richard Hawley, Dance Express, zespół Memo, Los Trabantos, Quo Vadis czy Sęk Że. Na płycie solowej Sophie Solomon „Poison Sweet Madera” melodia figuruje pod tytułem „Burnt by the Sun”, a wykonuje ją Richard Hawley.