Za długa droga na GPW

Kazimierz Krupa
opublikowano: 2003-05-23 00:00

Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie bije wszelkie rekordy. Osiągane obroty należą do najwyższych w Europie, liczba aktywnych rachunków inwestycyjnych idzie w miliony, biura maklerskie nie mogą nadążyć z rejestracją zleceń, otwierają więc coraz to nowe oddziały. Liczba podmiotów notowanych na warszawskim parkiecie zbliża się już do tysiąca, a kolejka chętnych do notowań wydłuża się w nieskończoność. Wszystkie instytucje odpowiedzialne za organizację rynku pracują po 24 godziny na dobę, nie obniżając standardów upraszczają procedury, ale i tak nie wszyscy są w stanie sprostać stawianym wymogom.

Ostatnio HypoVereinsBank Group, drugi pod względem wielkości bank w Niemczech, chciał umieścić akcje swojej jednostki Banku Austria Creditanstalt na giełdzie w Wiedniu oraz we Frankfurcie i ...w Warszawie. Chciał, ale mu przeszło. „Notowania na giełdzie w Warszawie to dobra idea, ale pod względem prawnym tak skomplikowana, że trudno tego dokonać przed 2004 rokiem” — napisał „Financial Times Deutschland”, cytując wypowiedź członka rady HVB, Gerharda Randy.

Jak się wszyscy domyślają, znaczna część wstępu to żart, raczej zresztą ponury żart. GPW w Warszawie nie bije rekordów obrotów, wręcz przeciwnie, biura maklerskie nie przeżywają oblężenia, lecz stoją puste (można je przerobić na tancbudy) i bankrutują powoli, notowanych spółek regularnie z roku na rok ubywa, a chętnych do wejścia na rynek zwyczajnie brak. Jak pojawi się jakiś podmiot to wywołuje prawdziwą sensację.

Tylko ostatnia część, historia z HVB Group i Bankiem Austria, jest prawdziwa. Potrzebujący gotówki Niemcy z HVB upłynniają część akcji Banku Austria. Zarządzający polskimi funduszami emerytalnymi namawiali ich na ulokowanie części walorów na warszawskim parkiecie — zapowiedzieli chęć objęcia nawet jednej czwartej całej emisji. To przecież precedens, ogromna szansa na przerwanie marazmu na rynku. Komisja Papierów Wartościowych i Giełd, sama giełda, krajowy depozyt przywitały propozycję z otwartymi ramionami i nadziejami.

Podobno tylko Generalny Inspektorat Nadzoru Bankowego tego entuzjazmu nie podzielał. Zaczęły się dywagacje, rozważania, analizy, estymacje, przeszkody formalne. I wygląda na to, że nic z tego nie będzie. Podobnie jak z inwestycją Toyoty na Śląsku (Czesi wzięli ją z przyjemnością), Peugeota koło Radomska (Słowacy zacierają ręce i liczą zyski) i wieloma innymi. Akcje Banku Austria też znajdą nabywców gdzie indziej. Jak tak dalej pójdzie będziemy mieli dobre prawo, powody do zadowolenia z dobrze wykonanej pracy, samozadowolenie z należytej pryncypialności... Tylko kapitału nie będziemy mieli. A, bezrobotnych — tych już mamy bardzo dużo, będziemy mieli jeszcze więcej.