Zacisze profesora

Juliusz Gardawski ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie wyremontował razem z żoną Beatą rodzinną willę w Wiśle. To jednak nie cała historia. Im głębiej zaglądamy do wnętrza budynku, tym jest ciekawiej.

Juliusz Gardawski, profesor nauk ekonomicznych, socjolog, kierownik katedry socjologii ekonomicznej Szkoły Głównej Handlowej, to nieocenione źródło wiedzy na temat ruchów pracowniczych, świadomości ekonomicznej robotników i związków zawodowych. Profesor ma willę w malowniczej Wiśle.

I na tym koniec? Wymagający czytelnik z pewnością stwierdzi, że to nic niesamowitego, bo w końcu wielu ludzi ma gdzieś wille, domki, chaty i inne budynki z przeznaczeniem wypoczynkowym. Trzeba jednak zanurzyć się w opowieść profesora o willi Zacisze, by zrozumieć, że to nie taki budynek, jak inne. W zasadzie ten drewniany domek jest głównym bohaterem tekstu.

Drewno nasączone historią

„Na świecie nierozpowszechnione są jeszcze samochody, a era samolotów, dzięki braciom Wright, dopiero się rozpoczyna. Ludzi na świecie jest ponad cztery razy mniej niż obecnie... jest wiosna 1903 roku” — tak zaczyna się wstęp na stronie sentymentalno-historycznej zacisze1903.pl. Autorem strony i jej administratorem jest Stefan Gardawski, syn profesora i przedstawiciel nowego pokolenia ludzi, dla których willa Zacisze jest rodzinnym fundamentem. Razem z kuzynami Aleksandrem i Michałem Łupienkami oraz Tomaszem Grabowskim przejmują powoli od ojca i ciotki pałeczkę w sztafecie rodzinnych pasjonatów.

— Mój syn Stefan bardzo dużo wie o prapradziadku, od dzieciństwa zna całą historię rodzinną. Dbamy o to, by młodzież traktowała naszych przodków jako ciągle obecnych członków rodziny i fundament identyfikacji rodzinnej. Zresztą w naszej willi nie da się uciec od przeszłości — twierdzi prof. Juliusz Gardawski.

Zacisze wybudowano ponad 115 lat temu. To właściwie nie tyle obszerna willa, ile mały, skromny, drewniany domek postawiony na zboczu góry Kamienna, prowadzącej wprost do najdłuższej rzeki Polski, można powiedzieć, że niemal u jej źródeł, czyli w mieście Wisła. Nieopodal wyrósł olbrzymi kompleks hotelowy Tadeusza Gołębiewskiego, polskiego potentata w tej branży. Chyba jednak niewielu gości wie, że jakieś 100 metrów od tego molocha znajduje się chatka, w której krzyżują się nie tylko losy rodzinne, ale też historia Polski.

Willę Zacisze wybudował ks. Juliusz Bursche, pastor ewangelicki, proboszcz warszawskiej parafii św. Trójcy, a w opowieściach prof. Gardawskiego — niemal mistyczny pradziadek. Z pochodzenia Niemiec, z wyboru wielki polski patriota. Zakup działki i budowa były sfinansowane z majątku żony biskupa — Amalii Heleny z domu Krusche, która pochodziła z zamożnej rodziny przemysłowców. Drewniany dom postawili, bez użycia gwoździ, lokalni wiślańscy cieśle. Historia jednak przyspieszyła i Bursche został zwierzchnikiem Kościoła ewangelickiego w Królestwie Kongresowym. Po przełomie roku 1918 zjednoczył ewangelików z różnych zaborów w jeden Kościół Ewangelicko-Augsburski. Wisła i Zacisze stały się w trudnych czasach tak potrzebnym „duchowym zaciszem”.W kolejnych latach historia rodziny tragicznie się splotła z historią ojczyzny i wojennymi dziejami. Biskup nie ugiął się przed hitlerowcami, trafił do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen-Oranienburg, w końcu został zamordowany przez funkcjonariuszy nazizmu. Stał się polskim męczennikiem drugiej wojny światowej. Z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę zostanie pośmiertnie odznaczony Orderem Orła Białego, razem 25 innymi wybitnymi postaciami, w tym Marią Skłodowską-Curie, Januszem Korczakiem i Władysławem Reymontem.

Historia biskupa Burschego, jego oporu i walki szatańskim nazizmem, to jednak temat na książkę. Wróćmy zatem do Zacisza. Tam wszystko jest jakby w pigułce.

Willa w dziejowej burzy

— Moje rodzinne formowanie zaczęło się bardzo wcześnie, właściwie to nie jestem w stanie podać dokładnego momentu. Postać pradziadka zawsze była obecna w rodzinnych opowieściach — mówi prof. Juliusz Gardawski.

Zacisze cudem przetrwało zawieruchę drugiej wojny światowej i razem z rozbitą przez nazistów rodziną wkroczyło w kolejny etap swej historii. Dom był miejscem wakacyjnego wypoczynku, podczas którego odbywało się owo „formatowanie” świadomości korzeni, ale wymagał remontów, a budynkiem opiekowały się córki biskupa — emerytki bez pokaźniejszych funduszy.

— Nad domem zebrały się czarne chmury. Rodzina musiała sprzedać willę i pojawiło się kilka ofert. Ktoś chciał ją przebudować na kawiarnię, ktoś inny w ogóle wyburzyć i wykorzystać działkę, ale przyszli w końcu Emil i Stanisława Valis-Schyleny, którzy uratowali Zacisze. Odkupili willę, obiecując, że zachowają pamięć o poprzednich mieszkańcach — opowiada prof. Juliusz Gardawski.

Minęło prawie 40 lat i dom znów wymagał wkładu. Potomkowie Valisów otrzymywali oferty deweloperskie, które zakładały zniszczenie Zacisza, ale po raz kolejny uratowali dom, decydując się na jego odsprzedanie rodzinie profesora po niższej cenie niż proponowana przez konkurentów. Był rok 2006 i willa wymagała najpoważniejszego remontu w swojej historii. Belki gniły, dach przeciekał, a czarna farba, którą pokryto drewno, okazała się niszczycielska.

— Szczęśliwie znalazł się zespół robotników góralskich z Zakopanego, który podjął się wieloletniej, gruntownej pracy. Budowa trwała sezon, a my remontowaliśmy budynek przez trzy sezony. Teraz jest w zadowalającym stanie, choć przy takiej konstrukcji prace trzeba prowadzić non stop, bo drewno wymaga uwagi i opieki — wspomina prof. Juliusz Gardawski.

Zapach drewna otula osoby wchodzące do domu. Deski, pale i belki mają już ponad sto lat, ale były selekcjonowane ze starannością według wiedzy wiślańskich budowniczych. Dom zaprojektował Bogdan Hoff, przyjaciel biskupa, a także znany architekt i etnograf zafascynowany folklorem Wisły. To typowy wiślański styl budownictwa, skromniejszy i czystszy w formie od zakopiańskiego.

Wnętrze mimo kilku modernizacji zachowało wiele dawnych elementów. Na drewnianych ścianach znajdują się malowidła Lizy von Everth, goście mogą usiąść przy oryginalnym stole na sprowadzonych z Tallinna krzesłach. Jest też oszklony kredens, przy którym pracował pradziadek. Profesor odrestaurował łóżka w sypialni na piętrze. W głównym pokoju na parterze znajduje się coś, czego w czasach biskupa nie było — kolekcja rodzinnych fotografii.

— Doszedłem do wniosku, że największy pokój należy wypełnić zdjęciami rodziny w różnych okresach. To rodzaj mapy, na podstawie której możemy opowiadać rodzinne historie — wyjaśnia profesor.

Dom jest więc dla rodziny mapą dziejów, lustrem i jednocześnie pomnikiem, dość nietypowym, bo żywym jak drewno, z którego został zbudowany. Natomiast dla Wisły, lokalnych pasjonatów historii i przewodników — bezcennym skarbem, świadkiem dziejów.

— Z opowieści wiem, że to nie był dom krzyku i debat, ale spokojnych rozmów, na które byli zapraszani różni ludzie — twierdzi prof. Juliusz Gardawski.

Profesor chce, żeby willa była centrum rodzinnym i rzeczywiście jest często wykorzystywana jako miejsce takich spotkań. Podkreśla jednak, że jego drzwi stoją otworem przed każdym, kto zainteresowany jest historią, luteranizmem, świadectwem wiary i życia biskupa. Ile czasu sam spędza w willi?

— To jest niezwykle bolesne pytanie. Chciałbym spędzać w willi dużo czasu, a spędzam ciągle mało, bo nadal jestem aktywny na uczelni, choć teraz będę miał coraz mniej zajęć. Póki Bóg da mi zdrowie, żeby czytać i pisać, to chcę to robić w Zaciszu w Wiśle — kończy prof. Juliusz Gardawski.

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Podpis: Łukasz Ostruszka

Polecane