Zagadka szybkiego wzrostu cen usług

Ignacy MorawskiIgnacy Morawski
opublikowano: 2024-12-01 20:00

Inflacja generalnie postrzegana jest jako malejący problem, nawet jeżeli przejściowo jest podwyższona. Ale jest jedno zjawisko, które podtrzymuje obawy jastrzębio nastawionych ekonomistów i bankierów centralnych — wysoki wzrost cen usług. W strefie euro jest to ewidentnie obawa na wyrost, w Polsce jest coś na rzeczy.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Zacznijmy od ostatnich danych inflacyjnych. W Polsce inflacja konsumencka w listopadzie wyniosła 4,6 proc. wobec 5 proc. w październiku, a w strefie euro 2,4 proc. wobec 2,3 (nieco inna miara niż w Polsce — tzw. HICP, ale różnice są bardzo małe). W obu przypadkach inflacja jest wyższa, niż chciałyby banki centralne, ale też w obu narasta przekonanie inwestorów, że podwyższona inflacja to problem przejściowy. Dlatego rynek kontraktów terminowych wycenia, że w Polsce cięcia stóp zaczną się w I kw. przyszłego roku, a w strefie euro będą kontynuowane redukcje stóp rozpoczęte już w tym roku.

Nie wszyscy jednak są przekonani, że inflacja to problem miniony. Niektórzy ekonomiści przekonują, że niską inflację mamy głównie dzięki korzystnemu zbiegowi okoliczności, czyli niskiej dynamice cen surowców, a tym samym cen energii i żywności. Fundamentalna presja inflacyjna może być wciąż podwyższona, co ma być widać w cenach usług bardzo wrażliwych na zmiany płac krajowych. I tak w Polsce ceny usług rosną w tempie 6,5 proc., a w strefie euro 4 proc. W obu przypadkach dynamika jest dość stabilna w ciągu ostatnich miesięcy.

Sam fakt, że ceny usług rosną szybciej niż ceny ogólne, nie jest zaskakujący dla ekonomistów. Jest to wynik tzw. efektu Baumola — wydajność pracy rośnie wolniej w usługach niż w przemyśle, a wzrost płac jest podobny, więc ceny w usługach rosną szybciej. Ale już skala tego wzrostu jest elementem budzącym obawy, przynajmniej części ekonomistów. Jastrzębie uważają, że widzimy przejawy lepkości cen, ich uporczywego wzrostu mimo niskiego popytu w gospodarce.

Czy są to obawy uzasadnione? Raczej nie. Wiele wskazuje, że mamy do czynienia z dużymi wahaniami cen relatywnych, które nie powinny istotnie wpływać na długookresowy obraz inflacji. Choć w Polsce można mieć tej pewności wyraźnie mniej niż w strefie euro.

W strefie euro sytuacja jest dość jasna. Ceny usług rosną szybciej niż zwykle, ponieważ nadrabiają straty z lat 2022-23, kiedy były wyjątkowo niskie na tle cen towarów. Jest to normalizacja, a nie przejaw lepkości cen czy uporczywości inflacji. Kiedy pandemia zatkała łańcuchy dostaw na świecie, towary gwałtownie zdrożały. Stały się drogie na tle cen usług. Nie widać tego gołym okiem, bo przeciętny konsument raczej nie porównuje ceny fryzjera do cen butów i nie śledzi systematycznie tej relacji. Ale w ujęciu makroekonomicznym jest to jaskrawo widoczne i pokazałem to na wykresie — ceny usług stały się niskie na tle ogólnych cen w 2022 r. Teraz to po prostu powoli się odwraca.

W Polsce sytuacja jest niestety mniej oczywista i nasz bank centralny może mieć większą zagwozdkę niż bank we Frankfurcie. W Polsce bowiem relatywne ceny usług spadły w 2022 r. tylko nieznacznie, ten proces już dawno się odwrócił, a wysoki wzrost cen usług raczej nie może być wyjaśniany jako skutek normalizacji cen relatywnych. W Polsce ceny usług nie są tanie na tle cen towarów, odnosząc te relacje do stanu sprzed pandemii.

Co z tym fantem zrobić? Czy mamy w Polsce problem uporczywej inflacji? Ja argumentowałbym, że jednak nie. Jesteśmy gospodarką, która rośnie dużo szybciej niż strefa euro, a więc też przechodzącą więcej zmian strukturalnych i doświadczającą mocniejszych wahań cen relatywnych. Polskę musimy oceniać trochę przez inny pryzmat, możemy doświadczać większych wahań i zaburzeń.

Problem istniałby, gdybyśmy obserwowali notorycznie wyższy wzrost cen usług niż trend historyczny. Wtedy można by powiedzieć, że rzeczywiście jest jakaś uporczywość w procesach inflacyjnych. Warto jednak zauważyć, że w ostatnich miesiącach następują przejawy stabilizacji pod tym względem. Jest to dostrzegalne na samym końcu mojego wykresu dotyczącego cen relatywnych. Wygląda na to, że przytłumiony popyt krajowy zaczyna przenikać do cen usług. W danych liczonych rok do roku zobaczymy to za kilka miesięcy.