Szok i niedowierzanie — tym klasycznym tytułem można opisać pierwsze reakcje na informację, że Wojciech Sobieraj rezygnuje z ubiegania się o kolejną kadencję w fotelu prezesa Aliora. Opublikowano ją w czwartek po zamknięciu sesji, a kurs banku runął w piątek o ponad 5 proc., w efekcie na jednej sesji wartość banku stopniała o ponad 412 mln zł. Decyzja szefa i założyciela Aliora była o tyle zaskakująca, że wydawało się, iż po burzliwych miesiącach właśnie zaczyna się dla niego okres względnego spokoju. W marcu największy akcjonariusz — PZU — kontrolujący niemal jedną trzecią akcji, zwołał nadzwyczajne walne celem dokonania zmian w nadzorze banku. Później NWZA było kilkakrotnie przerywane na wniosek ubezpieczyciela, który wyraźnie nie mógł się zdecydować, kogo wprowadzić do rady i jak liczna ma to być reprezentacja.



Przed ostatnim zebraniem walnego, 19 maja, pojawiły się pogłoski o szykowanej przez głównego inwestora wymianie Wojciecha Sobieraja na Michała Krupińskiego, przewodniczącego rady, do marca prezesa PZU. Kurs Aliora spadł o ponad 3 proc. Następnego dnia Paweł Surówka, prezes PZU, powiedział, że ubezpieczyciel ma pełne zaufanie do władz banku. Można było sądzić, że deklaracja kończy sprawę zmian w zarządzie i przyszłości Wojciecha Sobieraja. Tym bardziej że na agendę PZU wchodził znacznie poważniejszy temat niż Alior — Pekao, w którym 8 czerwca zbiera się NWZA poświęcone wymianie całej rady nadzorczej. Z marszu do wzięcia są trzy posady w zarządzie, zajmowane obecnie przez menedżerów z Unicreditu. To na dobry początek. Do obsadzenia są tysiące stanowisk w zatrudniającym 16 tys. osób Pekao, drugim po PKO BP banku w kraju. Przy nim Alior ze swoimi kilkoma tysiącami pracowników, prawie trzykrotnie mniejszym bilansie, jest znacznie mniej atrakcyjnym kąskiem, który można zostawić na deser.
Decyzja zapadła wcześniej
Dlaczego zatem Wojciech Sobieraj postanowił odejść z banku, który stworzył dziewięć lat temu? Z samym zainteresowanym nie udało nam się skontaktować. Nasi rozmówcy są przekonani, że szef Aliora podjął decyzję już kilka miesięcy temu. Pogłoska, że odchodzi z banku, pojawiła się już w kwietniu, ale wtedy mało kto dał jej wiarę. Wydawało się, że prezes, będący akcjonariuszem banku, przez wzgląd na własny interes nie odejdzie z pracy, gdyż jego rezygnacja — co potwierdziły wydarzenia na giełdzie w piątek — uderzy w kurs.
— Decyzja od dawna wisiała w powietrzu. Nie wydarzyło się nic specjalnego, co miałoby ją przyspieszyć. Z końcem czerwca upływa kadencja obecnego zarządu. To dobry moment, żeby powiadomić rynek o nieubieganiu się o kolejną kadencję — mówi bliski współpracownik Wojciecha Sobieraja.
Nie jest tajemnicą, że jego współpraca z głównym inwestorem — PZU, nie układa się, mówiąc oględnie, najlepiej. Wojciech Sobieraj, który zbudował Alior za pieniądze funduszu Carlo Tassara w 2008 r., przez wszystkie te lata cieszył się bardzo dużą samodzielnością i sam decydował o obsadzie banku i kierunkach rozwoju. Po wymianie zarządu PZU w konsekwencji wygranych przez PiS wyborów swoboda działania prezesa została mocno ograniczona. Dobrym przykładem jest sprawa niedoszłego zakupu Raiffeisen Polbanku. Transakcja została w ostatniej chwili zastopowana przez Michała Krupińskiego, przewodniczącego rady nadzorczej Aliora, ówczesnego szefa PZU.
— Praca z państwowym właścicielem nie należy do komfortowych. To ciągłe zgadywanie, czy mi kogoś wsadzą do zarządu, czy nie, a jeśli tak, to kogo… Żeby dobrze czuć się w takim klimacie, trzeba mieć choć w części charakter polityka. Wojciech Sobieraj go nie ma — mówi jeden z rozmówców.
Czas na drugi start-up
Proces rozstawania się prezesa z bankiem zaczął się już wcześniej. W sierpniu 2015 r. w wywiadzie dla „Forbesa” powiedział, że „banki się kończą” wskutek przeregulowania i konkurencji ze strony fintechów. Powiedział, że kusi go, żeby wejść w taki biznes.
„Założę platformę peer-to-peer lending, w oparciu o kapitały własne, które, podobnie jak wcześniej w przypadku Aliora, pozyskam na świecie. Jeżeli ktoś inny mnie w Polsce nie wyprzedzi”. Na razie nie dał się uprzedzić. Już w ubiegłym roku w czerwcu po rynku krążyły informacje, że Wojciech Sobieraj, przy okazji zbierania pieniędzy na kupno Banku BPH, sonduje zagranicznych inwestorów pod kątem zainteresowania inwestycją w finansowy start-up. Czas by się zgadzał. W wspomnianej rozmowie z „Forbesem”, przeprowadzonej niedługo po tym, jak głównym inwestorem Aliora został PZU, Wojciech Sobieraj powiedział, że kwestia uczciwości kupieckiej wobec nabywcy nie pozwala mu rzucić w tym momencie papierami, żeby zająć się budową fintechu. „Przejmiemy wspólnie z PZU dla Alior Banku jeszcze jeden, dwa banki i wtedy może odejdę. Żeby nie było wątpliwości: nie sprzedam akcji Aliora, dopóki tu jestem” — powiedział Wojciech Sobieraj.
Udało się przejąć Bank BPH. Z Raiffeisenem nie wyszło. Akcji nie sprzedał. Od piątku portfel Wojciecha Sobieraja jest chudszy o 5 proc.
— Wojciech Sobieraj jest jednym z najbardziej kreatywnych, inteligentnych ludzi w Polsce, nie tylko w sektorze bankowym. Decyzja o odejściu z Aliora, choć bolesna, jest bardzo dobrym krokiem na drodze jego kariery. Uważam, że powinien zrobić to wcześniej, gdyż nie ma co ukrywać, ostatnie miesiące to okres zmarnowany, pełen szarpaniny, rozgrywek i niepotrzebnego stresu. Odchodząc w tym momencie, Wojciech Sobieraj unika zaszufladkowania jako menedżer kojarzony politycznie. Sądzę, że dużo jeszcze zrobi dla Polski — mówi osoba dobrze znającą prezesa Alior Banku. Na razie nie wiadomo, kto zastąpi go w banku.
OKIEM ANALITYKA
Inwestorom należy się wyjaśnienie
ANDRZEJ POWIERŻA, analityk DM Citi Handlowego
Kończy się pewna era w historii Alior Banku. Zawsze, gdy odchodzi założyciel firmy, mamy do czynienia z symbolicznym wydarzeniem. Zgodnie z zasadami ładu korporacyjnego proces powinien być transparentny, zakomunikowany z wyprzedzeniem, połączony z płynnym przekazaniem władzy. W tym przypadku zmiana jest niespodziewana i nie znamy jej przyczyn. Gdy odchodzi nie tylko prezes, ale założyciel banku, będący jego twarzą, rynek powinien wiedzieć o tym wcześniej. Jeśli decyzja o niekandydowaniu zapadła pod wpływem jakichś ostatnich wydarzeń, inwestorom należy się wyjaśnienie. Jeśli zapadła dawno, na początku obecnej kadencji, Wojciech Sobieraj powinien zakomunikować, że nie jest zainteresowany kolejną. Kluczowym elementem ładu korporacyjnego jest przewidywalność decyzji w sprawie kluczowych menedżerów i transparentność informacji dotyczących powodów rezygnacji.