Zamiast jedności pęknięcie Zachodu

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2025-02-16 20:00
zaktualizowano: 2025-02-16 15:54

Tegoroczna Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa (MSC) niewątpliwie przejdzie do historii tego eventu.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Od 1963 r. ta polityczno-militarna inicjatywa z definicji konsolidowała szeroko pojmowany Zachód, najpierw w zimnowojennej konfrontacji ze Związkiem Radzieckim, zaś po jego rozsypaniu się w 1991 r. – w szorstkiej koegzystencji z Rosją. Od początku XXI wieku, po przejęciu władzy na Kremlu z rąk niemrawego Borysa Jelcyna przez podpułkownika Władimira Putina, koegzystencja zaczęła stopniowo ewoluować w stronę powtórnej konfrontacji. Notabene właśnie w Monachium, podczas 43. edycji MSC w 2007 r. została ona przez Putina zdefiniowana. Tegoroczna 61. edycja, która odbyła się niecały miesiąc po zaprzysiężeniu Donalda Trumpa jako 47. prezydenta USA, zamiast konsolidacji sojuszników potwierdziła przekształcanie się Atlantyku w głęboki polityczny rów.

Przede wszystkim Ukrainę, ale również Europę zszokowało nawiązanie tuż przed MSC romansu Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. Pierwszy w całych dziejach USA lokator Białego Domu skazany karnie za 34 występki – bez orzeczenia więzienia czy grzywny, ale z wpisaniem do kartoteki – interesownie wyciąga rękę do cara Kremla, ściganego za zbrodnie wojenne przez Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK) z Hagi. Notabene waszyngtoński skazaniec wkrótce po rozpoczęciu urzędowania nałożył klątwę na MTK, głównie w obronie premiera Benjamina Netanjahu, ale przy okazji również w interesie ściganego z Moskwy. Szokują okoliczności, że najpotężniejszymi – ze względu na arsenały jądrowe ich państw – decydentami świata obecnie są politycy sytuujący się ponad prawem, czy to krajowym, czy międzynarodowym. Mimo wielu różnic, silnie łączy ich idea odtworzenia imperialnego podziału świata. Przy czym w XXI wieku nie ma już mowy o powrocie do dwubiegunowości, albowiem poza Waszyngtonem i Moskwą oczywiście liczy się Pekin, który według planu tamtejszego komunistycznego cesarza Xi Jinpinga ma do 2049 r. stać się w ogóle światowym numerem jeden.

Prezydent Wołodymyr Zełenski ocenił podczas MSC, że gwarancję bezpieczeństwa dla Ukrainy mogą dać wyłącznie państwa NATO na czele z USA. Prowadzenie wspólnej polityki sojuszu potwierdził także sekretarz generalny Mark Rutte. Rzecz w tym, że zgodnie z koncepcją Donalda Trumpa z podejmowania decyzji w sprawie mitycznego rozejmu na froncie ukraińsko-rosyjskim zostaną wymiksowani wszyscy inni, poza Władimirem Putinem. Pierwsze kroki mają postawić ministrowie spraw zagranicznych, Marco Rubio i Siergiej Ławrow. Jest to wyzwanie, wręcz prowokacja nie tylko wobec pozostałych partnerów z NATO, lecz instytucjonalnie w stosunku do Unii Europejskiej.

Zszokowana unijna klasa polityczna może odpowiedzieć jedynie nadzwyczajnym szczytem koordynacyjnym. Ma się odbyć w Paryżu z udziałem Francji, Niemiec, Polski, Włoch, Hiszpanii, Danii i pozaunijnej Wielkiej Brytanii. Przypuszczalne konkluzje są znane, reprezentacja UE czy też europejskich państw NATO zażąda pełnoprawnego miejsca decyzyjnego przy stole negocjacyjnym zarówno dla naszej wspólnoty, jak też oczywiście dla Ukrainy. Zwłaszcza, że jeżeli przeszedłby pomysł stworzenia korpusu gwarantującego przestrzeganie rozejmu na froncie ukraińsko-rosyjskim, to nie byłyby to przecież tzw. błękitne hełmy pod egidą Organizacji Narodów Zjednoczonych, lecz kontyngent wojskowy państw Unii Europejskiej.

Po zakończeniu ostrych starć na 61. MSC wiemy, że niewiele wiemy. Najgorsze dla Ukrainy, że odpływa w bezkresną dal perspektywa tzw. sprawiedliwego pokoju, którego fundamentem miało być wycofanie się Rosji w granice sprzed 2014 r. To nierealistyczna mrzonka, która w ostatnim czasie została tak oficjalnie określona przez nową administrację USA. Generalnie warunki zakończenia działań wojennych dyktowane przez Donalda Trumpa będą wizerunkowym triumfem Władimira Putina.