Ulica Wojskowa w Poznaniu nieprzyjemnie nam się jakoś kojarzyła z kuchnią polową. I w konsekwencji z mało finezyjnymi daniami typu grochówka czy bigos. Duży błąd, a do tego pełne zaskoczenie smakowe.
Kucharz z Hugo "kulinarną służbę" odbywał w dobrych zagranicznych restauracjach. I ma smakową fantazję!
Z przystawek zaintrygowało nas truflowe jajko. Do tego z grzybami.
Prowokująco brzmiało zwłaszcza towarzystwo szyjek rakowych.
Zamówiliśmy.
Jajo przybyło przyjemnie napuszone, a obsługa zasugerowała kieliszek chardonnay z odległego Chile. Przez grzeczność postanowiliśmy spróbować.
Już po pierwszym łyku wydawało się nam zbyt kwasowe do proponowanych przysmaków.
Spodziewaliśmy się na późniejszym etapie nieprzyjemnych problemów na podniebieniu.
I były.
Szyjki rakowe rieslingiem podlane
Głównym oponentem chardonnay były oczywiście szyjki rakowe. Dodatkowo Chilijczyk okazał się intruzem w wysublimowanym świecie truflowych aromatów. Padła więc propozycja, by posiłkować się rieslingiem z Alzacji. Pojawił się Josmeyer Le Kottabe. Jak na białe wino już słusznie zaawansowany (2007). Inne białe w tak dojrzałym wieku mogłoby już mieć określone problemy. Ale nie ten akurat riesling. Zgoda, nie miał już swojej młodzieńczej natarczywości. Ale może właśnie dzięki temu wspaniale poprowadził rakowe szyjki do tańca. Truflowe jajo też z nim, o dziwo, miło zakręciło
oberka.
Na danie główne kuszono nas jagnięciną w zdecydowanie nietypowym wydaniu.
Ostatecznie wybraliśmy jednak rybę. Trafić na taką, która powala na kolana w Wielkopolsce (i nie tylko), to spory problem. I duży łut szczęścia.
Rodzynki pod wpływem whisky
Podsłuchaliśmy, jak przy sąsiednim stoliku szeptano, że okoń morski jest w Hugo szczególnie godny polecenia. Zaznaczano jednak z dużą troską, że jest autentycznie dziki. Spodziewaliśmy się więc niezłej szarpaniny na talerzu.
Okoń tymczasem przypłynął do nas w bardzo pogodnym nastroju. W szpinakowej pelerynce, miło rozłożony na kalafiorowym puree. Leciutko perwersyjnie chrupiący. Gdzieś w tle miło mruczały do niego rodzynki — wyraźnie "pod wpływem" whisky.
Padało szereg propozycji, co wypić z tym "dzikusem". Największym wyzwaniem dla nas było udobruchanie szpinaku. Z troską rozważaliśmy jego bezkompromisową wrogość w stosunku do przypadkowo dobranych win. Zwłaszcza tych z nutką gorzkości. O rodzynki nie mieliśmy obaw. Przyjęły wcześniej swoją dawkę i zewnętrzny świat smakowy wydawał się im być całkowicie obojętny. W tej plątaninie najróżniejszych propozycji prym wzięła sugestia, by ponownie dać szansę wcześniej rozlanemu do kieliszków Alzatczykowi. Daliśmy. I było zaskakująco dobrze. Nawet problematyczny w wielu sytuacjach szpinak wyraźnie się uśmiechał pełną gębą.
Mus czekoladowy w piwnej kompanii
Kulminacją wieczoru na ulicy Wojskowej w Poznaniu był deser. Delikatny mus czekoladowy na cieście z migdałami, które miło nadały całości tajemniczy element chrupkości.
Gdzieś u podstawy deseru sygnalizowały swą obecność lody. W kieliszku proponowano do wybornego czekoladowego musu wiele smakowitości. Nas zachwyciło akurat piwo. Grand Imperial Porter, Browar Amber, Andrzej Przybyło Kolbudy. Zaskakujący duecik.
Wiek winnej dojrzałości
Josmeyer Le Kottabe — ten alzacki riesling z 2007 r. stracił już młodzieńczą natarczywość, dzięki czemu stanowił idealną kompanię dla szyjek rakowych.
Stare Koszary — centrum designu
Kiedyś stacjonował tu m.in. 15. Pułk Ułanów Poznańskich, dziś mieszczą się eleganckie sklepy i lokale, także
restauracja Hugo.