Polskie firmy farmaceutyczne coraz chętniej angażują się na rynkach wschodnich. Muszą jednak dobrze mierzyć siły na zamiary.
Producenci leków znad Wisły coraz częściej myślą o ekspansji poza krajowe podwórko i realizują takie plany. W latach 2005-08 przeciętne realne tempo wzrostu eksportu leków produkowanych w Polsce wynosiło 30 proc. Według danych GUS i Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego blisko 73,3 proc. produkcji w 2008 r. trafiło do Europy. Eksperci wskazują jednak, że firmy odważniej patrzą w kierunku wschodnim. Czy jednak gra jest warta świeczki?
Pociągające, ale inne
Według szacunków firmy analitycznej IMS Health — w 2013 r. na rynki wschodzące, w czołówce których sklasyfikowano m.in. Chiny i Rosję, przypadać będzie nawet połowa wzrostu globalnego rynku farmaceutycznego.
— Rzeczywiście Chiny są rynkiem niezwykle dynamicznym, jednocześnie trzeba jednak pamiętać, że jest to rynek trudny m.in. z powodów zupełnie innej kultury i skomplikowanego wielowarstwowego systemu dystrybucji — ocenia Maciej Kuźmierkiewicz, dyrektor konsultingu IMS Health.
Zwraca on uwagę, że przy wyborze każdego z potencjalnych kierunków ekspansji, polscy producenci powinni zawczasu dokonywać głębokich analiz, ze szczególnym uwzględnieniem zestawu leków, który mają do zaoferowania i oczywiście zapotrzebowania danego rynku.
— Oczywiście rynki wschodnie pomimo bardzo dużej dynamiki mają swoje wady. Jedną z nich jest dużo mniejsza stabilność, m.in. w dziedzinie prawa. Nie oznacza to jednak, że nie warto wchodzić tam ze swoją ofertą — ocenia Maciej Kuźmierkiewicz.
Za i przeciw
Wschodni kierunek ekspansji obrała także prywatyzowana Polfa Warszawa, dla której wydaje się on najbardziej naturalny. Krzysztof Berndt, prezes stołecznego producenta leków nie kryje jednak, że wybrane przez jego spółkę rynki dają wiele możliwości, jednak stwarzają również sporo utrudnień.
— Najbardziej uciążliwe i czasochłonne są kwestie rejestracyjne. Na Wschodzie trudno również przewidzieć kierunki zmian prawnych w obrębie sektora farmaceutycznego. Wszystkie te elementy i związane z nimi tak prozaiczne sprawy jak np. tłumaczenia sprawiają, że działanie na tych rynkach wymaga wiele pracy, czasu i ponadprzeciętnego zaangażowania — ocenia Krzysztof Berndt.
Nie oznacza to jednak, że wejście na rynki wschodnie nie może się udać.
— W 2010 roku złożyliśmy za wschodnią granicą około 60 wniosków rejestracyjnych dla pakietu okulistycznego. Dziś mamy już ponad połowę zarejestrowanych preparatów, a najszybsza rejestracja trwała 45 dni — opowiada szef warszawskiej Polfy.
Krzysztof Berndt ma również satysfakcję z realnych wyników sprzedaży eksportowej, której wartość w ubiegłym roku wzrosła o ponad 20 proc.