Finanse publiczne mogą w 2010 r. osłabić polską walutę
— twierdzi Christian Blaabjerg, główny strateg Saxo Banku
Duński analityk twierdzi, że w 2010 r. dług publiczny Polski przebije bolesną granicę 55 proc. w relacji do PKB.
Przed nami osłabienie złotego — uważa Christian Blaabjerg, główny strateg Saxo Banku, duńskiej instytucji finansowej słynącej z kontrowersyjnych prognoz. Tym razem analityk też idzie pod prąd, ponieważ zapowiadany przez niego scenariusz jest dokładnie odwrotny niż ten, do którego przekonują od wielu miesięcy polscy ekonomiści.
Dłużnik, ale wiarygodny
Za co oberwie się złotemu? Za problemy związane z finansami publicznymi. Według Christiana Blaabjerga, w 2010 r. polski dług publiczny przekroczy próg 55 proc. w relacji do PKB. To granica, po której uruchamia się procedura sanacyjna, wymuszająca na rządzie drastyczne cięcia wydatków i podnoszenie podatków.
— Sądzę, że rządowi nie uda się uchronić przed przebiciem tego progu. Program prywatyzacji rządu [przychody przeznaczane są na finansowanie deficytu państwa — red.] jest bardzo optymistyczny. Dlatego zakładam silne zacieśnienie w 2012 r. polityki fiskalnej — mówi Christian Blaabjerg.
Taki scenariusz oznaczałby kłopoty dla gospodarki, więc inwestorzy będą bardziej obawiać się polskich papierów wartościowych, co osłabi złotego.
— W 2010 r. Polska i jej dług publiczny będą przechodzili swoisty test przed rynkami finansowymi. W tym czasie będzie rosła ostrożność inwestorów wobec Polski, którzy będą oczekiwali wyższej premii za ryzyko, w górę pójdzie oprocentowanie np. polskich papierów skarbowych. To wszystko będzie działało na niekorzyść złotego, choć zgadzam się, że w perspektywie kilku lat waszą walutę czeka umocnienie — mówi strateg Saxo Banku.
Mimo to Christian Blaabjerg uważa, że limit nałożony na polski dług publiczny to ewenement na skalę światową.
— Czy jest na świecie jakiś inny kraj, który tak jasno deklaruje, że jeśli z długiem publicznym zacznie dziać się coś niepokojącego, to wprowadzi takie, takie i takie rozwiązania? Tylko Niemcy są blisko wprowadzenia takiego mechanizmu. Choć progi ostrożnościowe czasem mogą być waszym przekleństwem, generalnie są bardzo ważną gwarancją dla inwestorów. To jedna z przyczyn, dla której Polska jest dziś postrzegana jako lśniąca gwiazda Europy Środowej i Wschodniej — twierdzi duński ekonomista.
Bez pośpiechu
Innym powodem do dumy jest też to, że Polska jako jedyna w UE uniknęła recesji. W 2010 r. wzrost gospodarczy wyniesie 2 proc.
— Zawdzięcza to niskiemu uzależnieniu od eksportu, osłabieniu złotego, co poprawiło konkurencyjność gospodarki za granicą, i poluzowaniu polityki pieniężnej. Do tego polski system finansowy okazał się stabilny, dzięki bardzo niskiemu zadłużeniu gospodarstw domowych — tłumaczy Christian Blaabjerg.
Ma jednak wątpliwości, czy powinniśmy śpieszyć się do strefy euro. Bez płynnego kursu obecny kryzys nie potraktowałby polskiej gospodarki tak łagodnie.
— Wchodząc do strefy euro, Polska musi być absolutnie pewna, że ma silną gospodarkę. W kryzysie państwa Eurolandu nie mają poduszki bezpieczeństwa, jaką jest osłabienie waluty. Muszą dostosowywać się obniżaniem wynagrodzeń, redukcją zatrudnienia i przychodów. Jeśli Polska wejdzie do strefy euro nieprzygotowana, czekają ją podobne problemy do tych w Grecji czy Hiszpanii — mówi strateg Saxo Banku.
W kolejce do kłopotów
Grecja niedawno przeżyła potężny wstrząs, kiedy wyszły na jaw problemy z finansami publicznymi. Inwestorzy na początku grudnia uciekali z ateńskiej giełdy, a oprocentowanie greckich papierów skarbowych wyraźnie podskoczyło. Na innych giełdach europejskich i rynkach walut również tąpnęło. Według Christiana Blaabjerga, takie wydarzenia mogą się powtórzyć.
— Problem Grecji polegał na nieszczęśliwym nałożeniu się na siebie wysokiego bezrobocia oraz deficytu i długu finansów publicznych. Ten sam niefortunny splot mają Hiszpania, Włochy, Portugalia i Irlandia. Kandydatem do pierwszego wyjścia na scenę jest Hiszpania. To kraj z największym bezrobociem w Unii. Problemy na rynku pracy mogą być zapalnikiem — ostrzega ekonomista.
Według prognoz Saxo Banku, gospodarka strefy euro w 2010 r. wzrośnie o 1,6 proc. To sporo wolniejsze tempo niż 2,2 proc. prognozowane dla USA.
— Programy stymulacyjne w Europie były znacznie mniejsze, a tutejszy rynek pracy jest mniej elastyczny — tłumaczy Christian Blaabjerg.
Jacek
Kowalczyk