W czasach kiedy urzędujący prezydent Stanów Zjednoczonych George W. Bush przegrywa debatę za debatą z demokratycznym pretendentem do prezydenckiego fotela Johnem F. Kerry, którego krasomówstwo można porównać tylko z elokwencją osiołka, mało rozmownego przyjaciela Kubusia Puchatka; w czasach kiedy przywódcy starej Europy, miast realizować strategię lizbońską, nawołują do podniesienia podatków w nowych krajach lub apelują do dobrego serca przedsiębiorców, by nie... racjonalizowali kosztów, nawet nic nierobienie może zostać odebrane jako niewyobrażalna wręcz cnota. I tak się też stało. Bo inaczej trudno uzasadnić, dlaczego złoty osiągnął najwyższy kurs wobec dolara od blisko sześciu lat, czy też euro notowane jest w stosunku do naszej waluty na poziomie najniższym od półtora roku.
To podobnie jak z naszym zwycięstwem nad Austrią w piłce nożnej, w ramach eliminacji do mistrzostw świata. Zanim odtrąbiono wielki sukces, analitycy futbolu zgodnie orzekli, że wygrała drużyna słaba, z jeszcze słabszą. Na rynku walutowym narażony na ataki ze strony bardzo drogiej ropy i dodatkowo osłabiony przez rozczarowujące dane z amerykańskiego rynku pracy dolar przeżywa poważne trudności. Ale czy można się temu dziwić, kiedy urzędujący prezydent nie może przekonać własnego społeczeństwa do udzielenia mu wotum zaufania i przedłużenia urzędowania na następną kadencję. U nas premier Belka społeczeństwa też by nie przekonał, ale troszczących się o swoje ministerialne uposażenia posłów i owszem, i wotum zaufania w piątkowym głosowaniu zapewne uzyska.
Podobnie jest z relacjami złoty–euro. Wykazujące małą dynamikę gospodarki europejskie, blado wypadające na tle naszego wzrostu, zachęcają wręcz tamtejszych inwestorów do spekulacyjnego zakupu naszej waluty, co w prosty sposób skutkuje wzrostem jej kursu. Tyle tylko że miast trąbić w tryumfalne fanfary, warto się zastanowić, co z tym zjawiskiem zrobić. Do granicy 4,3 zł za euro, prognozowanej na koniec roku i uważanej za w miarę bezpieczną dla naszego eksportu, pozostało już bardzo niewiele. Po jej przekroczeniu może już być mało zabawnie.