Osoby, które startują z biznesem i wchodzą do systemu ubezpieczeń społecznych, otrzymały niekorzystną wykładnię od Sądu Najwyższego (SN). Sprowadza się ona do tego, że nie one będą decydować o tym, czy stać je na opłacanie wyższych składek – zrobi to organ rentowy. To odmienne stanowisko do przyjętego przez ten sam sąd kilkanaście lat temu (o którym pisaliśmy niedawno w „PB”), aczkolwiek odnoszące się tylko do części przedsiębiorców.
Niejasne pojęcie bez definicji
„Organ rentowy w przypadku podjęcia pozarolniczej działalności przez ubezpieczonego, nie negując tytułu podlegania ubezpieczeniom społecznym, jest uprawniony do weryfikacji podstawy wymiaru składek na te ubezpieczenia w sytuacji, gdy w początkowym okresie prowadzenia tej działalności ubezpieczony deklaruje podstawę wymiaru składek na ubezpieczenia społeczne, której wysokość nie ma odzwierciedlenia w przychodach” – brzmi sentencja podjętej kilka dni temu uchwały SN wydanej w składzie siedmiu sędziów (sygn. III UZP 3/23). Sąd nadał uchwale moc zasady prawnej.
W reakcji na takie stanowisko Adam Abramowicz, rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców (MŚP), stwierdza, że kłóci się ono z dotychczasowym dorobkiem orzeczniczym Sądu Najwyższego, wyrażonym zarówno w uchwale z 21 kwietnia 2010 r. (sygn. II UZP 1/10), jak i w tegorocznych wyrokach w sprawach dotyczących weryfikowania przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych (ZUS) podstawy wymiaru składek zadeklarowanej przez przedsiębiorców. Jak podkreśla rzecznik, orzeczenia te wyraźnie wskazują, że wykładnia sprzed kilkunastu lat zachowuje pełną aktualność.
Wynika z niej – przypomnijmy – że ZUS nie ma prawa kwestionować kwoty, którą prowadzący działalność gospodarczą deklaruje jako podstawę wymiaru składek, jeśli mieści się ona w granicach określonych ustawą o systemie ubezpieczeń społecznych. Tymczasem – zwraca uwagę rzecznik MŚP – pomimo takiej wykładni ZUS wydawał decyzje obniżające te podstawy, gdy uznawał, że przedsiębiorcy otrzymali nieadekwatnie wysokie zasiłki.
– Stanowisko przyjęte w tegorocznej uchwale stoi w sprzeczności z jasną literą prawa. ZUS może interpretować na niekorzyść przedsiębiorców pojęcie początkowego okresu prowadzenia działalności. Może uznawać, że to jest nie tylko pierwszy miesiąc, ale i pierwszy kwartał, a nawet pierwszy rok jej wykonywania – zauważa Adam Abramowicz.
Na tę dowolność w definiowaniu początkowego okresu prowadzenia biznesu zwraca uwagę także Piotr Juszczyk, główny doradca podatkowy w firmie inFakt.
– Nie wiadomo, czy chodzi o osobę, która zaczyna działalność, prowadzi ją od miesiąca, trzech czy 12, a może dłużej. ZUS będzie mógł na własną korzyść podważać podstawę składek, chociaż prawo pozwala przedsiębiorcy swobodnie kształtować ich wysokość w określonych granicach – komentuje ekspert inFaktu.
Nie mniej niż i nie więcej niż…
Według Piotra Juszczyka uchwała jest kontrowersyjna także pod innymi względami. Zwraca uwagę, że opłacanie zusowskiej daniny to obowiązek, a przepisy narzucają jej minimalne stawki. Deklarując wysokość dochodów z działalności jako kwotę, od której ktoś chce odprowadzać składki, nie można wskazać niższej niż dolny limit. Podstawową granicą (czyli w tzw. Dużym ZUS) jest równowartość 60 proc. prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia.
– Dla ustawodawcy nie ma znaczenia, czy ktoś ma zysk czy stratę. Musi płacić składki od zadeklarowanej kwoty, a może ją określić w przedziale do wysokości 250 proc. prognozowanej przeciętnej płacy, czyli do maksimum przyjętego w ustawie. Przepisy nie stawiają żadnych wymagań, by móc tak podnieść sobie podstawę wymiaru. Prowadzący działalność może ją ustalać pomiędzy ustawowymi widełkami bez spełniania jakichkolwiek warunków – wyjaśnia Piotr Juszczyk.
Jego zdaniem uprawnienie przyznane ZUS przez SN pozwala na ingerencję w tak zakreśloną ustawą swobodę kształtowania wysokości podstawy wymiaru składek. Jednocześnie czyjaś słabsza kondycja finansowa nie zwalnia z ich opłacania, nawet gdy zarobki spadają do zera. Takie jest prawo.
– ZUS chce weryfikować, czy ktoś ma z czego opłacać wyższe składki, a zarazem pozostaje niewzruszony, gdy kogoś nie stać nawet na minimalne. Jeśli tak „martwi się”, że przedsiębiorca nie ma pieniędzy na sfinansowanie podwyższonej daniny, to dlaczego osoba notująca straty jest zobowiązana ją zapłacić? – pyta przedstawiciel inFaktu.
Przykład? Załóżmy, że przedsiębiorca z miesięcznymi przychodami na poziomie 12 tys. zł ponosi koszty w wysokości 10 tys. zł. Ma zatem 2 tys. zł dochodu.
– W 2023 r. odprowadza do ZUS ponad 1,7 tys. zł. Czy 300 zł wystarczy na spokojną egzystencję? W takim przypadku, a nie należy on do rzadkości, przedsiębiorca nie ma wyboru, nie może adekwatnie zmniejszyć składek – mówi Piotr Juszczyk.
Problemów nie rozwiązują też preferencyjne rozwiązania. Jedno z nich, tzw. Mały ZUS Plus (MZ+), po pierwsze przysługuje osobom, których roczny przychód z działalności nie przekracza 120 tys. zł, po drugie – mogą z niego korzystać tylko przez 36 miesięcy (w tym roku niektórym dodano jeszcze 12 kolejnych). Te osoby także płacą składki od zadeklarowanej kwoty, ale w tym przypadku nie niższej niż 30 proc. minimalnej płacy. Natomiast górne ograniczenie podstawy oskładkowania wynosi tyle, ile wspomniane minimum w Dużym ZUS.
Kolejna iskra do sporów
Piotr Juszczyk uważa, że zarówno warunek limitu przychodów uprawniających do MZ+, jak i czasowe ograniczenie korzystania z tej ulgi należy zlikwidować. Jego zdaniem jedynym kryterium powinien być dochód.
– Przy obecnych zasadach dochodzi do absurdów. Przykładowo, przedsiębiorca osiągający na ryczałcie 9 tys. zł miesięcznego przychodu, mając znikome koszty, skorzysta z MZ+. Natomiast wspomniany nieryczałtowiec, opłacający Duży ZUS, już nie, chociaż ma dużo niższy dochód, bo 2 tys. zł – wylicza ekspert inFaktu.
Według niego najnowsza uchwała SN zamiast porządkować system, komplikuje go. ZUS dostał narzędzie do weryfikacji podstawy składek o bardzo subiektywnym charakterze. Nie wiadomo, jak ma ustalać, czy ktoś je płaci adekwatnie do zarobków - czy gdy wychodzi „na zero”, to go na to stać, czy musi być „na plusie”, a jeśli tak, to jak dużym.
Piotr Juszczyk przewiduje, że w zaistniałej sytuacji może dojść do wielu sporów między przedsiębiorcami i ZUS, zaskarżania jego decyzji do sądów administracyjnych, a w ostateczności nawet do Trybunału Konstytucyjnego.
– To jednak trwa i w tym czasie może zapaść wiele krzywdzących decyzji – mówi ekspert.
Rzecznik MŚP ma nadzieję, że - pomimo uchwały - ZUS zgodnie z ustawą i Konstytucją Biznesu zaprzestanie nękania w tego typu sprawach kobiet prowadzących działalność gospodarczą. Przypomniał, że na skutek jego nadzwyczajnych skarg doprowadził przed SN do uchylenia niekorzystnych wyroków dotyczących przedsiębiorczych matek.
– Jeżeli stanie się inaczej, nadal będę składał skargi nadzwyczajne w podobnych sprawach – zapowiada Adam Abramowicz.