Mundur żandarma, w którego wcielał się Louis de Funes, ubiór angielskiego policjanta – Bobby’ego, a także mundury formacji z egzotycznych zakątków świata – po otwarciu muzeum będzie można przyjrzeć się im z bliska, a nawet się w nich sfotografować. Do wyboru będzie około setki mundurów policji, gwardii, żandarmerii i straży. Początkiem kolekcji był prezent – czapka policyjna przywieziona z Włoch przez kolegę policjanta.
Muzeum na dawnej Kamiennej
– Tak się zaczęło, w sposób typowy dla każdego budowania zbiorów – masz pierwszy przedmiot, chcesz mieć kolejny i nie wiadomo kiedy kolekcja się rozrasta. Gdy skompletowałem mundur włoskich Carabinieri, zaczęło się polowanie na francuskiego żandarma. Do kolekcji doszły mundury portugalskiej Gwardii Narodowej, policji brytyjskiej, funkcjonariuszy z Mołdawii, Albanii, Finlandii, Islandii, przybyły też mundury z innych kontynentów – Australii, Ameryki, Azji… – wspomina Grzegorz Fajngold, założyciel Muzeum Munduru Policyjnego 100 Manekinów w Łodzi.
Pomysł narodził się spontanicznie, choć kolekcja mundurowa powstawała od 15 lat. Gdy „Fagot” został zaproszony do zagrania podczas Parapetówy na Włókienniczej, zaświtała mu myśl, żeby otworzyć muzeum właśnie przy tej ulicy, kiedyś cieszącej się najgorszą sławą, teraz pokazywanej jako perełka rewitalizacji przyciągająca kolejnych artystów. Włókiennicza to niegdysiejsza Kamienna uwieczniona w piosence Agnieszki Osieckiej „Kochankowie z ulicy Kamiennej”.
– To była impreza promująca ideę tworzenia pracowni artystycznych i galerii przy Włókienniczej, podczas której miasto przedstawiało warunki występowania o najem lokali. Wtedy zaświtało mi w głowie, że fajnie byłoby w końcu upublicznić kolekcję, która kurzy się w szafie, a nawet w kilku szafach, w pudłach na nich i pod łóżkami. W maju wziąłem udział w konkursie Zarządu Lokali Miejskich, udało się zakwalifikować dalej, no i mamy miejsce na muzeum, w które od tego czasu włożyliśmy już dużo pracy – w ściany, podłogi, półki, lampy, pulpity informacyjne… Do otwarcia mamy jeszcze co robić. Trzeba składać, czyścić i ubierać manekiny. Przyznaję, że trochę się obawiałem opinii tej ulicy w kontekście mojej kolekcji, ale widzę, że Włókiennicza niezwykle się zmieniła na plus – mówi artysta.
W promocyjnej defiladzie nie wzięli udziału prawdziwi funkcjonariusze, lecz przebrani w mundury artyści zaprzyjaźnieni z twórcą muzeum. Udało się namówić około 40 osób.
– Specjalnie przyjechał na to wydarzenie mój kolega z Kołobrzegu, który założył mundur koreański. Trochę zna ten język, bo jeździ do Korei w interesach. To była niedziela, sporo turystów na ulicach, jak się okazało, była też grupka z Korei. Robili sobie z nim zdjęcia, a gdy zaczął mówić po koreańsku, byli zachwyceni i zaskoczeni. Nasza policja, która zapewniała nam eskortę, też bardzo sympatycznie podeszła do pomysłu. Chcemy powtórzyć tę akcję wiosną przyszłego roku, ale z większym impetem i rozmachem, może zaprosimy orkiestrę dętą – cieszy się kolekcjoner.
Polowanie na czapkę
Rzadko udaje mu się kupić kompletny mundur. Raczej przypomina to polowanie.
– Zdobywasz marynarkę. Do tej marynarki trzeba zrobić naszywki korpusów, patki do kołnierzyków, oddzielnie pagony, oddzielnie czapki, wszystko musi być spójne, pochodzić z tego samego okresu, obrazować ten sam stopień – czapka oficerska nie może być kompletowana z marynarką podoficerską. Na wystawie będzie dużo mundurów policjantek z ciekawymi kapelusikami – zapowiada właściciel kolekcji.
W różnych krajach obowiązują też różne przepisy – w jednych kupienie munduru nie jest problemem, w innych można za to nawet trafić do więzienia. Źródłem zakupów pierwotnie były platformy Allegro i eBay, później grupy kolekcjonerskie na Facebooku skupiające zbieraczy z całego świata, w tym byłych i obecnych funkcjonariuszy.
– Jedni przywożą z podróży magnesy na lodówkę, ja mundury. Jestem muzykiem, więc kimś zupełnie spoza branży, a jeżdżąc z kapelami po Europie, naoglądałem się mundurów na żywo. Od kolekcjonera z Holandii dostałem po kosztach wysyłki chyba pół komendy, gdy dowiedział się, że w Polsce ma powstać takie muzeum. Oczywiście w niektórych krajach są podobne miejsca, ale przeważnie gromadzą mundury z jednego państwa. W Poznaniu od 2011 r. działa Muzeum Policji, ale tylko polskiej. Są tam też motocykle, broń, samochody, u mnie – wyłącznie mundury, ale z różnych stron świata – zaznacza Grzegorz Fajngold.
Czapkę z Kambodży kupił, ponieważ dostał koszulę z tego kraju, a nie miał go nawet w planach.
– Szukałem mundurów z Japonii, Chin, kierunków bardziej rozpoznawalnych. Koszula okazała się dodatkową niespodzianką, bo w kieszeni znalazłem legitymację policyjną poprzedniego właściciela. Chyba zapomniał zdać – zastanawia się pasjonat.
Barok, elektro i punk
Pieniądze na mundurową pasję zarabia jako muzyk.
– Muzyka i dźwięk zawsze mnie fascynowały. Skończyłem szkołę muzyczną II stopnia w klasie fortepian-organy, jednak wciągnął mnie punk rock. Pierwsze próby grania poza szkołą odbywały się w klubie Alternatywa na Widzewie. Tam też powstał pierwszy zespół Flegma – wspomina Grzegorz Fajngold.
Teraz jest związany z pięcioma zespołami, których jest założycielem, głównym kompozytorem i klawiszowcem. To punkrockowe 19 Wiosen założone w 1989 r., Już nie żyjesz, Demolk, Procesor Plus i wynik fascynacji muzyką barokową – Salvezza, projekt stworzony wspólnie z Witoldem Munnichem, do którego zaprosił wokalistkę Annę Kaz.
– Na scenie występujemy pod pseudonimami Zipolli, Donatelli i Kaz. Zakładamy barokowe stroje wypożyczane z teatrów albo z Łódzkiego Centrum Filmowego. Uważam, że barok to najlepsze, co ludzie stworzyli w muzyce, kolebka muzyki tonalnej. Jego echa słychać nawet we współczesnych nagraniach. Sięgam po barok nawet w tak odległym, wydawałoby się, nurcie jak punk rock, choć to punk artystyczny, w którym się dużo dzieje – są fragmenty cytujące Bacha czy Vivaldiego, a także mocniejsze kawałki, eksperymenty, ballady. Czysta harmonia barokowa towarzyszy mi przy każdej kompozycji, słyszę, że jestem po tym rozpoznawalny jako kompozytor. W latach 90. chadzałem w barokowych kostiumach na koncerty punkowe, ale też na koncerty muzyki dawnej do łódzkiej filharmonii. Potem grałem w tych kostiumach koncerty 19 Wiosen – opowiada artysta.
Munduru jednak kostiumem nie nazywa, bo to oryginalne stroje używane na służbie. Teraz przede wszystkim chciałby uzupełnić dziury w kolekcji.
– Z mundurami jest jak z płytami winylowymi – gdy mają mały nakład, są trudne do zdobycia i bardzo drogie. Mam czapkę z Islandii, brakuje mi reszty – trudno zdobyć kurtkę, koszulę, marynarkę, cokolwiek. Marzy mi się kompletny mundur Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej czy hiszpańskiej Guardia Civil. A tak naprawdę chciałbym skompletować mundury wszystkich państw od Albanii po Zimbabwe – wyznaje kolekcjoner.