Temat inflacji jest obecnie najpopularniejszy wśród inwestorów czy mediów finansowych na całym świecie. W zasadzie mówi się jedynie o tym i spekuluje się na temat tego, co mogą zrobić największe banki centralne, a w szczególności Fed. Wobec bardzo drogich wycen spółek na całym świecie pojawia się pytanie, czy to nie czas wyjść z tego rozpędzonego pociągu? Czy faktycznie powinniśmy przejmować się tymi czynnikami?
Sesja azjatycka nie przyniosła nic dobrego dla inwestorów europejskich. Ogromne spadki w Chinach doprowadziły do tego, że wiele europejskich indeksów już na starcie traciło ponad 1%. To spotkało niemieckiego DAXa, który szybko zameldował się poniżej 13800 punktów, znajdują się w zasadzie najniżej od początku lutego. Nastroje nieco się poprawiły, co też mogło mieć związek z późniejszym dobrym odczytem indeksu Ifo z niemieckiej gospodarki. Z drugiej strony wciąż inwestorzy mają obawy o stabilność obecnej sytuacji na giełdzie. W środę oraz czwartek Jerome Powell, czyli szef Rezerwy Federalnej prawdopodobnie będzie odpowiadał na pytanie jak bank centralny ma zamiar walczyć z ewentualną inflacją. Tych wskazówek, co do odbijających cen jest naprawdę sporo. Wystarczy przytoczyć piątkowe dane dotyczące sprzedaży istniejących domów, które nie tylko pokazały spory wzrost, ale przede wszystkim pokazały wzrost cen oraz znaczny spadek „zapasów”. Okazuje się obecnie, że teoretycznie domów może wystarczyć na 2 miesiące przy takim popycie oraz zatrzymaniu podaży. Wystarczy teraz dodać do tego rosnący popyt w związku z transferami oraz rosnące ceny surowców, które zwiększają koszty firm, w rezultacie czego te podnoszą ceny. Okazuje się, że ok. 30% inflacji jest związana z kosztami nieruchomości, co może doprowadzić do znacznego wzrostu inflacji w dalszej części roku. Wobec tego jest to spora niepewność.