ANTENA KATALIZATOREM LOKALNYCH KONFLIKTÓW
Sieci komórkowe potrzebują dobrych negocjatorów
GOTOWI DO DYSKUSJI: W Polkomtelu istnieje zespół ds. pozyskiwania nieruchomości, w którym pracują negocjatorzy. Przeszli oni specjalistyczne szkolenia. Czasem korzystamy też z usług doradców spoza firmy — mówi Leszek Kamiński z Polkomtela. fot. Archiwum
Operatorzy sieci komórkowej wciąż znajdują się w fazie rozszerzania infrastruktury, w tym celu muszą instalować nowe stacje bazowe. Tymczasem coraz częściej wybuchają konflikty z mieszkańcami, którzy nie godzą się na instalowanie urządzeń na swoich budynkach. By tego uniknąć, operatorzy przygotowują zespoły negocjatorów.
Aby pokryć zasięgiem sieci jak największy obszar kraju, potrzeba wielu stacji nadawczych. Anteny ustawia się głównie na dachach budynków, choć czasami trafiają na wieże stojące na wolnej przestrzeni. Często jednak uruchomienie stacji okazuje się bardzo trudne lub wręcz niemożliwe. Przed operatorami zaczyna się piętrzyć wiele barier, których pokonaniem zajmują się negocjatorzy. Praca negocjatora polega na załatwieniu wszystkich formalności, niezbędnych do postawienia nadajnika. Nie jest to łatwe zadanie, bo muszą się oni uporać i z niezadowolonymi mieszkańcami, i z wszechobecną biurokracją.
Wszystko szkodzi
Najczęstszą lokalizacją dla stacji nadawczych są dachy budynków mieszkalnych, lecz tu nierzadko przedsięwzięcie spotyka zaciekły odpór.
— Świadomość naszego społeczeństwa o szkodliwości fal elektromagnetycznych jest prawie żadna. Większość ludzi jest przekonana, że szkodzi wszystko, gdyż nie rozróżniają oni właściwości nadajników telefonii komórkowej, telewizyjnych czy radiowych. Barier tych nie przełamują nawet wyniki ekspertyz i homologacji — komentuje Andrzej Dutkiewicz, negocjator w Polskich Sieciach Nadawczych — wykonawcy instalacji dla operatorów sieci komórkowych.
Siły mieszkańców nie można lekceważyć. Przekonała się o tym Spółdzielnia Mieszkaniowa „Przylesie” w Lubinie, która wbrew lokatorom podpisała umowę z Polską Telefonią Cyfrową (PTC). Mimo że mieszkańcy od początku byli przeciwni inwestycji, spółdzielnia zlekceważyła ich zdanie i podpisała umowę z operatorem. PTC uruchomiła stację, lecz sielanka nie trwała długo. Niebawem mieszkańcy zmusili spółdzielnię do zerwania umowy, co zresztą zrobiła. Finał sprawy znajdzie się w sądzie, gdyż operator oskarżył spółdzielnię o spowodowanie poważnych strat.
— Tak naprawdę postawienie anteny jest katalizatorem lokalnego konfliktu. Jeśli istnieje jakaś sprzeczność między zarządem spółdzielni a mieszkańcami lub między wójtem a gminą, to postawienie nadajnika tylko wydobędzie konflikt na jaw — komentuje Leszek Kamiński z Polkomtela.
Cena ugody
Zdaniem Andrzeja Dutkiewicza, operatorzy, nauczeni kilkuletnim doświadczeniem, robią co mogą, aby uniknąć konfliktu z mieszkańcami. Lekceważenie ich zdania kończy się w sądzie lub nawet zniszczeniem stacji.
— Nie warto na siłę forsować lokalizacji, z którą szykują się problemy. Przecież sprzęt musi pracować, a nie stać zniszczony. Dlatego przeważnie, jeśli rodzi się konflikt, miejsce takie się omija — dodaje Andrzej Dutkiewicz.
Ustawienie jednej anteny, w zależności od tego, czy pojawiają się problemy, trwa od miesiąca do roku. Kartą przetargową może być obietnica remontu klatki schodowej czy przeciekającego dachu. Poza stałym czynszem płaconym właścicielowi mieszkańcy mogą wytargować dodatkowe środki.
Socrealistyczny zabytek
Mieszkańcy to nie jedyna bolączka operatorów. O ból głowy przyprawiają ich również krajowe regulacje prawne. Postawienie anteny w mieście takim jak Warszawa czy Kraków jest ponoć czystą ekwilibrystyką. Przepisy mówią, że każdy budynek mający ponad 40 lat jest zabytkiem. Zatem monumentalne budowle socjalizmu, które mogłyby służyć jako miejsce dla stacji bazowych, podlegają ochronie konserwatora zabytków.
— Czasem udaje się postawić antenę na jakimś zabytku, ale wymaga to specjalnych zabiegów maskujących. Często udaje się to zrobić i tylko wprawne oko dostrzeże nadajnik — stwierdza Andrzej Dutkiewicz.
Zakłócenia lotu
Operatorzy nie zapominają o objęciu zasięgiem swoich sieci terenów pozamiejskich. Nawet Idea-Centertel stara się objąć rozległe tereny podmiejskie. W tej sytuacji konieczne jest ustawianie wież nadawczych, które mierzą nawet 100 metrów. Tu rodzą się kolejne problemy, gdyż na budowę takiej wieży potrzebna jest zgoda cywilnych i wojskowych służb lotniczych.
Lotnicy często blokują takie inwestycje motywując je technicznymi niedoskonałościami radarów, które ponoć są ślepe na owe wieże.
Dzwonnica nadaje
Podobnie jest z nadajnikami umieszczanymi na kościołach. Ustawia się je przeważnie na dzwonnicach, a jeśli się do tego nie nadają, to na dachu kościoła. Procedura otrzymania zezwolenia na kościelną lokalizację wygląda podobnie jak w innych wypadkach i wymaga zgody proboszcza, kurii biskupiej oraz często konserwatora zabytków. Nie wszyscy biskupi są ugodowi.
Podobno największym wrogiem rozmieszczania anten i stacji bazowych na obiektach sakralnych jest biskup Kazimierz Romaniuk z diecezji praskiej.
CENNA LOKALIZACJA: Za ustawienie i funkcjonowanie nadajników operatorzy płacą właścicielowi nieruchomości stały czynsz. Jego wielkość zależy od lokalizacji i wysokości. Za ważną lokalizację operatorzy gotowi są zapłacić ogromne pieniądze.
fot. Borys Skrzyński