Areszt tymczasowy jest poza wszelką kontrolą

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2012-01-09 22:10

Za kratkami traci się nie tylko możliwość zarządzania firmą, ale też oszczędnościami

W ubiegłą niedzielę Telewizja Polsat wyemitowała odcinek programu „Państwo w państwie” opowiadający historię Pawła Guza. Korzystając z boomu na rynku nieruchomości, jako dwudziestoparoletni człowiek założył firmę remontowo-budowlaną i zaczął świadczyć usługi w Norwegii. W wakacje 2007 r. przyjechał do rodzinnego Lubartowa. Tam trafił za kratki jako podejrzany o zabójstwo Pawła Marzędy.

W swoim warsztacie samochodowym Paweł Marzęda został uderzony młotkiem w głowę. Następnie sprawca lub sprawcy — do dziś nie wiadomo, czy zabójca działał sam — wsadzili ciało do samochodu i wywieźli do lasu. Sprawcą zbrodni okazał się Krzysztof P., który w toku śledztwa winą obciążył jeszcze dwie inne osoby. Jedną z nich był Paweł Guz. Na poparcie jego winy nie było żadnych dowodów poza wynurzeniami Krzysztofa P. Mimo to przesiedział w areszcie 16 miesięcy. Wyszedł, bo Andrzej Burski, trzeci z rzędu prokurator prowadzący sprawę, uznał, że Paweł Guz jest niewinny.

Traci firmę i oszczędności

— Kilka miesięcy temu widziałem prokuratora, który oczyścił mnie z zarzutów. Powiedział mi, że ubolewa nad tym, że nie dał aktu oskarżenia, tylko drążył sprawę, wielokrotnie jeździł na miejsce zbrodni, ustalał czas. Gdyby tego nie robił, mógłby skierować akt oskarżenia do sądu i sąd by się martwił, czy jestem winny czy nie. Prokurator — za to, że doszedł prawdy, został zdegradowany i powiedział, że zarabia 2 tys. zł mniej — opowiadał Paweł Guz.

Co oczywiste, siedząc w areszcie, Paweł Guz nie mógł kierować swoją firmą, która przez to padła. Ale stracił również oszczędności, które zainwestował na giełdzie. Prokurator nie pozwolił mu bowiem zarządzać nimi z aresztu.

— Mam takie doświadczenia z pracy prokuratury, że kiedy stosuje ona areszt tymczasowy, to jednocześnie pozbawia przedsiębiorców prawa do tego, żeby zarządzać firmą lub przynajmniej dać pełnomocnictwo komuś, kto mógłby nią zarządzać. To zupełnie pozaustawowa kara i upokorzenie — komentował Aleksander Pociej, adwokat i senator. Nade wszystko eksperci krytykowali jednak fakt, że sprawę prowadziło aż trzech prokuratorów.

— Źle się dzieje, jeśli prokuratorzy się tak często zmieniają. Jest rzeczą zrozumiałą, że każdy nowy prokurator musi się zapoznać z materiałami. Może mieć przecież inną koncepcję prowadzenia śledztwa — komentował dr hab. Piotr Kruszyński, karnista.

— Jeśli jeden prokurator próbuje i nie daje rady, drugi prokurator próbuje i nie daje rady, a trzeci dochodzi do wniosku, że człowiek jest niewinny, to areszt miał charakter wydobywczy. Nie było dowodów, ale liczyli, że się przyzna — wtórował mu dr Paweł Moczydłowski, kryminolog, były szef Służby Więziennej.

Tak działa system

Dla dwudziestoparoletniego mikroprzedsiębiorcy areszt był niemal końcem życia.

— Nie siedziałem za kradzież czekoladki, ze świadomością, że kiedyś wyjdę. Siedziałem za morderstwo, ze świadomością, że tak może wyglądać całe moje życie — mówił Paweł Guz. Prokuratura i sąd, który akceptował wnioski o przedłużanie tymczasowego aresztowania, robią wrażenie jakby nie miały sobie wiele do zarzucenia.

— Niewątpliwie fakt długotrwałego aresztu w tej sprawie dziś wydaje się krzywdzący dla osób podejrzanych. Ale nie zapominajmy, to nie był materiał dowodowy wzięty z powietrza — mówiła Beata Syk-Jankowska z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

Aleksander Pociej zwracał uwagę na problem funkcjonowania samej instytucji tymczasowego aresztowania. Jego zdaniem, tymczasowo aresztowani mają w praktyce mniej praw niż skazani prawomocnymi wyrokami, a o samym zastosowaniu aresztu decyduje się w sposób budzący ogromne wątpliwości.

— Tymczasowe aresztowanie to paranoja naszego systemu. Prokuratorzy przez wiele lat byli naciskani, by w każdej sytuacji, gdzie jest zagrożenie wysoką karą, bezmyślnie, automatycznie, kierować wnioski o areszt. I oni mówią: przecież to nie ja, to sąd decyduje. A sąd dostaje czasami 30 spraw dziennie, i to jest taśmociąg. Pięć minut na sprawę — perorował Aleksander Pociej.

Europoseł Janusz Wojciechowski, kiedyś sędzia i adwokat, zwrócił uwagę na problem odpowiedzialności prokuratorów i sędziów.

— Wymiar sprawiedliwości i prokuratura zostały otoczone parawanem z napisem „niezależność i niezawisłość”. Zza tego parawanu zaczynają dobiegać coraz głośniejsze skargi ludzi. I za ten parawan czasem trzeba zajrzeć — komentował Janusz Wojciechowski.

— To jest przerażające, że prokurator nie dostrzega krzywdy, jaką robi niewinnym ludziom. Cel uświęca środki. Oczywiście cel jest szlachetny. Trzeba ustalić sprawcę przestępstwa. To było morderstwo. Ale nie patrzą, ile zła przy tym zrobią — wtórował mu Paweł Guz. Swoją niedolę wycenił na 5 mln zł. O takie odszkodowanie będzie walczył.