Artysta wizualny, projektant i kostiumograf, którego prace były prezentowane w najważniejszych magazynach mody i sztuk wizualnych na świecie – w „Vogue” USA, „Glamour”, „Harpers Bazaar”. Projektował dla najważniejszych polskich instytucji kulturalnych i festiwali – Porsche Scopes, Parady Wolności. Jest laureatem i zwycięzcą konkursów m.in. Project Room CSW Zamek Ujazdowski, Fashion Designer Awards, EcoMade Festival, Łódź Miastem Talentów. Patrząc na listę jego osiągnięć, trudno uwierzyć, że Tomasz Armada ma dopiero 31 lat.
Bałuciarz z Końskich
Pochodzi z niewielkiego miasta Końskie w województwie świętokrzyskim, jednak to w Łodzi odnalazł swoje miejsce, odkrył w sobie nawet duszę bałuciarza, choć wiele osób doradzało mu budowanie kariery za granicą.
– Oba miasta mają wiele podobieństw, przechodziły przez niszczące zmiany systemowe, w obu są poprzemysłowe ślady i blizny. Poczułem łódzki styl i sposób bycia. To w dużych, wyrafinowanych miastach czuję się źle. Zadomowiłem się w Łodzi – mówi twórca.
Tu studiował na Akademii Sztuk Pięknych, na którą zresztą nie dostał się za pierwszym razem.
– Niczego bym nie osiągnął, gdyby nie determinacja i upór. Na łódzką ASP dostałem się za drugim podejściem. Po pierwszym, nieudanym, studiowałem przez rok na Politechnice Łódzkiej, by się nauczyć sposobu rysowania, jakiego oczekują egzaminatorzy na ASP. Ile razy wypchną mnie drzwiami, tyle razy będę szukał okna, żeby wejść. Może to jest związane z tym, że przed maturą zmagałem się z chorobą autoimmunologiczną. Wtedy sobie uświadomiłem, że chcę żyć własnym życiem, nie cudzym, i postanowiłem zagrać z losem va banque. Postawiłem wszystko na jedną kartę – projektowanie ubrań artystycznych. Gdybym był grzecznym, posłusznym studentem, nie stworzyłbym swoich kolekcji. Nauczyłem się dużo, ASP ma ogromny potencjał, ale za bardzo opiera się na swojej legendzie i przeszłości – na przywoływaniu nazwisk absolwentów: Jemioł, Paprocki, Brzozowski. A konkurencja nie śpi… – mówi Tomasz Armada.
Podczas studiów wraz z przyjaciółmi, m.in. Dominiką Ciemięgą, prowadził na Bałutach Dom Mody Limanka kreujący performanse, wernisaże, pokazy. Młodzi artyści trafili nawet do łódzkiego Muzeum Sztuki z wystawą „Prototypy: Dom Mody Limanka. Nowa kolekcja”. Przestrzeń muzealną zmienili wtedy w sklep sieciówki z przymierzalniami, metkami i lustrami do selfie.
– Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie determinacja. Studia ukończyłem z wyróżnieniem, zdobyłem stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ale to tylko początek mojej drogi – podkreśla artysta.
Przeciw nadkonsumpcji
Swoimi projektami walczy z nadmierną konsumpcją. Popularne sieciówki wypuszczają nową kolekcję co tydzień, zamiast jak kiedyś dwa razy w roku.
– Sieciówki produkują nowe ubrania szybciej, niż ktokolwiek jest w stanie je zauważyć, a co dopiero zapragnąć. Rynek zalewają tony tekstylnego plastiku, który nie zdąży nawet trafić do szaf, zanim zostanie uznany za przestarzały. To szaleństwo konsumpcji, które nie ma nic wspólnego ani z potrzebą, ani tym bardziej z estetyką. Moda nie powinna być produktem jednorazowego użytku – powinna nieść ideę, inspirować i prowokować do zmiany – mówi artysta.
Tony wyprodukowanych już ubrań mogą być ponownie wykorzystane w kolekcjach upcyklingowych.
– Moda to coś więcej niż produkcja odzieży. Do tej twórczości potrzebna jest wizja, potrzeba inspirowania innych. Dlatego organizuję pokazy, które stają się spektaklami łączącymi modę, naukę, sztukę, ekologię. Projektowanie to pasja, dzięki której rodzą się pomysły na komponowanie artystycznych sukni czy płaszczy z bluz, bluzek, spodni. Pasja, która pozwala przekształcać codzienne, niepozorne ubrania w spektakularne, artystyczne kreacje, gdzie pozornie zwyczajne materiały nabierają nowego życia i stają się unikatowymi dziełami sztuki – wskazuje Tomasz Armada.
Jako kostiumograf współpracował z ponad 30 teatrami. Prowadził autorskie zajęcia na ASP w Łodzi i w School of Form Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
– Największą szkołą mody i rzemiosła okazało się dla mnie miejsce, które wielu projektantów wręcz wyśmiewa – teatr. Tam się nauczyłem, czym jest prawdziwa konstrukcja, symbolika stroju i jak ubiór może opowiadać historię. Scena i estrada mają prawo do przerysowań, do kreowania rzeczywistości większej niż życie. Teatr nauczył mnie nie tylko techniki, lecz także myślenia o modzie jak o czymś więcej niż forma użytkowa – jak o narzędziu narracji i ekspresji. Dzięki tej inspiracji moje pokazy stały się spektaklami, a projekty – manifestami. Pełnymi garściami czerpię też ze środowiska drag i ballroom [afroamerykańska i latynoska undergroundowa subkultura LGBTQ+, w modzie pozwala m.in. bawić się stylizacjami, wyrażać siebie i nie bać się dodatków i kolorów – red.], które udowadnia, że moda to coś więcej niż ubranie – to opowieść, emocja, gra z konwencją. W pracowni codziennie tworzę coś nowego, chyba byłbym chory, gdybym nie uszył kolejnego ubrania. Prowadzę też kursy, jak przerabiać swoje ubrania, nadawać im nowy styl i charakter, na nowo je zinterpretować. Co cieszy – mam klientów zainteresowanych tymi działaniami – opowiada projektant.
Szacuje, że ponad 90 proc. jego strojów powstaje z działań recyklingowych.
Na początku nawet dziennikarze modowi pukali się w głowę i patrzyli z niedowierzaniem.
– Jurorką jednego z konkursów dla projektantów była Gosia Baczyńska, która powiedziała, że upcykling nie ma przyszłości, bo trzeba stawiać na nowe technologie, druki 3D, a to są… szmaty. Później widziałem, że sama stworzyła kolekcję opartą na idei upcyklingu. Teraz robię kolejną kolekcję – Armageddon, jej fragment zostanie zaprezentowany 1 kwietnia na pokazie charytatywnym poMocni w Modzie, a premierowo na kongresie klimatycznym w Łodzi. Też będzie pretekstem do mówienia o nadprodukcji i katastrofie klimatycznej – zapowiada projektant.
Szycie kolekcji powierza zwykle doświadczonym, często już emerytowanym krawcowym.
– To są prawdziwe artystki, zwłaszcza panie, które szyją w teatrach. Bywają zaskoczone, gdy przynoszę im rysunki, bo praca z kostiumografami różnie wygląda – czasem dostarczają tylko zdjęcia, a krawcowe muszą sobie z ich pomysłami radzić i tworzyć kostiumy. Lubię spędzać z nimi czas w teatrach, podglądać ich pomysły i patenty. Mam do nich duże zaufanie, bo jakość ich pracy jest nieporównywalna z tym, co robią szwalnie – podkreśla artysta.
Czupiradło i garnitur od bezdomnego
Maryli Rodowicz jego projekty bardzo się podobały. Współpraca z gwiazdą była dla młodego twórcy sporym zaskoczeniem.
– Będąc u mnie w pracowni, przebierała w tkaninach i dodatkach. Znalazła nadruki z napisami Czupiradło, Dziwadło, Szmaciura i powiedziała: „Dobra, musisz mi to doszyć do tego kostiumu”. A mnie nie przyszłoby do głowy zaproponowanie jej czegoś takiego – śmieje się Tomasz Armada.
Nie zawsze jego projekty zyskiwały natychmiastową aprobatę. Gdy stworzył stroje do sztuki „Człowiek z papieru. Antyopera na kredyt” otwierającej 44. Przegląd Piosenki Aktorskiej, Ralph Kaminski miał na sobie garnitur, który projektant kupił od bezdomnego, potem go rozpruł i zdekonstruował. Przed występem nie powiedział o tym artyście. Po fakcie muzyk przyjął informację z zaskoczeniem, ale i uśmiechem.
– Lubię pracę z ludźmi, ale w kontaktach z nimi staram się być asertywny i przekonywać do swoich pomysłów. Przyznaję, że trudniej współpracuje się z dużymi, międzynarodowymi firmami, w których ten kontakt nie jest bezpośredni, tylko rozbity na kolejne etapy decyzyjne – mówi Tomasz Armada.
Artysta w biznesie
Cztery lata temu założył działalność, uznał, że to pozwoli mu wejść na kolejny poziom, pracować B2B. Wchodzenie na rynek wspomina jako skok na głęboką wodę.
– Uczelnie artystyczne do tego nie przygotowują, a z dnia na dzień musisz zacząć negocjować z kontrahentami warunki, wyceniać projekty, wejść w mechanizmy rynku, o których nie masz pojęcia. A niestabilne prawo, skomplikowany system podatkowy nie ułatwiają funkcjonowania. Ostatnio dużo rozmawiałem i z artystami i z projektantami, wszyscy mamy podobną refleksję, że z ekonomicznego punktu widzenia nasze działania mają umiarkowany sens, bo dla większości osób sukcesem staje się wychodzenie na zero. A słowo sukces oznacza dla mnie życie zgodnie z przekonaniami, bez szkody dla środowiska naturalnego, w harmonii i równowadze – puentuje twórca.