Armatorzy złapali wiatr w żagle

Rafał FabisiakRafał Fabisiak
opublikowano: 2013-03-28 00:00

Polskie przewozy promowe wypadają nieco lepiej od ogólnych wyników przewozów na Bałtyku, a prognozy są optymistyczne.

Żegluga promowa na Bałtyku regularnie notuje dobre wyniki. Spadki pojawiają się w ujęciu ogólnym, ale akurat nie dotyczą polskich linii, które z roku na rok przewożą więcej. Wzrosty nie są duże, ale sukcesywne i — co najważniejsze — opierają się spowolnieniu gospodarczemu.

— Żegluga promowa od lat rozwija się stabilnie. Ta część handlu zagranicznego jeszcze kilkanaście lat temu niedoceniana dzisiaj radzi sobie dobrze. Z pewnością jest to też zasługa tego, że mimo spowolnienia na świecie gospodarki Polski, Niemiec i krajów skandynawskich są w dobrej sytuacji — mówi Dariusz Zarzecki, kierownik Katedry Inwestycji i Wyceny Przedsiębiorstw Uniwersytetu Szczecińskiego.

Potop, który cieszy

W ujęciu ogólnym bałtyckie przewozy promowe ciężarówek w ostatnich dwóch latach odnotowały lekki spadek. Na podstawie własnych wyliczeń dr Ilona Urbanyi z Katedry Logistyki Morskiej Akademii Morskiej w Gdyni ocenia, że w 2012 r. odnotowano spadek na poziomie 2,3 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim, w którym również zanotowano podobny spadek.

— Wynika to po prostu ze spowolnienia gospodarczego, które odbiło się także na transporcie promowym. Co ciekawe, w przypadku przewozów pasażerskich i samochodów osobowych kryzys wcale nie miał wpływu na wyniki bałtyckich armatorów. Powodem jest spadek zamożności podróżujących i większe zainteresowanie turystyką bliskiego zasięgu. Bardzo podobna sytuacja wystąpiła w 1974 r. Poza tym wielu Skandynawów, zwłaszcza Szwedów, przyjeżdża do Polski po tańsze produkty czy usługi. Według naszych badań w ramach projekt „Interface” aż 30 proc. Szwedów, którzy przypływają do Trójmiasta, nie jedzie dalej, ale zostaje tam na dłużej — komentuje Ilona Urbanyi.

Według jej wyliczeń łącznie w 2012 r. na Bałtyku armatorzy przewieźli 46 mln pasażerów. Polscy przewoźnicy mają pod tym względem niewielki udział w rynku, bo w sumie przepłynęło z nimi w 1,1 mln pasażerów. Dało to wzrost o 3,8 proc. w porównaniu do 2011 r. (dane magazynu Cruise&Ferry Info). Jednak dr Ilona Urbanyi podkreśla, że polscy przewoźnicy promowi zasługują na szczególną uwagę, bo jako jedni z nielicznych na Bałtyku notują lepsze wyniki przewozów cargo. Jedynie w 2010 r. doliczono się ich niewielkiego spadku.

Przewozy na plusie

Patrząc na dane dotyczące polskich przewozów promowych ogółem, rzeczywiście armatorzy mają się z czego cieszyć. Poza wspomnianym wzrostem liczby przewiezionych pasażerów o 5,3 proc. wrosły przewozy samochodów (z 314 tys. w 2011 do 331 tys. w 2012 r.) i tzw. jednostek frachtowych, które w dużym uproszczeniu można utożsamić z ciężarówkami — o 3,1 proc. (386 tys. w 2011 i 398 tys. w 2012). W ogólnej liczbie przewiezionych pasażerów największy udział (ponad 42 proc.) ma Stena Line (linia Gdynia-Karlskrona) z 469 tys. osób — to rekord w historii linii tego armatora. Następna jest Unity Line z ponad 31 proc. rynku i Polferries, która ma ponad 25 proc. udziału.

W tej grupie przewozów nieznacznie straciła tylko Unity Line — 0,4 proc. mniej pasażerów niż w 2011 r. na linii Świnoujście- Ystad. W przewozach samochodów osobowych wszyscy armatorzy na każdej linii zanotowali wzrosty. Tutaj liderem jest Unity Line z ponad 41 proc. udziału w rynku. Drugi jest Polferries (ponad 32 proc. udziału), a trzecia Stena Line z 26 proc. rynku. Unity Line jest też liderem rynku pod względem przewiezionych jednostek frachtowych. Zdecydowanie zostawiła konkurencję w tyle, kończąc 2012 r. z prawie 65 proc. udziału w tych przewozach.

— Dobre wyniki notujemy głównie dzięki temu, że nasze promy kursują siedem razy na dobę, więc ciężarówki, które przeprawia się do Szwecji, mają prom praktycznie o każdej porze dnia. Z pewnością pomaga też dobra infrastruktura dojazdowa — ocenia Aleksandra Wesołowska, specjalista ds. PR w Unity Line.

Stena Line odnotowała prawie 22 proc. udziału, a Polferries ponad 13 proc. rynku. W jednostkach frachtowych najwięcej stracił ten ostatni armator (4,4 proc. na linii Świnujście-Ystad i 16,3 proc. na linii Gdańsk-Nynäshamn).

Spadki zanotowała jeszcze tylko Unity Line — o 2,5 proc. również na linii Świnoujście-Ystad. Jak mówi Marek Kiersnowski, dyrektor zarządzający Stena Line Polska, rozwój współpracy gospodarczej ze Skandynawią daje perspektywy kolejnych wzrostów, a dane pokazują, że rynek powoli wraca do stanu sprzed kryzysu.

Siarka może zaszkodzić

Dobre wyniki powodują, że armatorzy i eksperci z optymizmem patrzą w najbliższą przyszłość. — O potencjale handlu i przewozów na Bałtyku mówi się od kilkunastu lat. Polsce pomaga wiele czynników, chociażby pewne powiązania kulturowe z krajami bałtyckimi, np. na Akademii Medycznej w Szczecinie studiuje dużo Norwegów. Wzrosty bałtyckich przewozów promowych nie są duże, ale za to regularne i nic nie wskazuje, że miałoby się to zmienić — mówi Dariusz Zarzecki.

Jak zauważa Aleksandra Wesołowska, na razie prognozy są optymistyczne. Wyniki z początku 2013 r. są dobre, a na rynku nie ma barier, które by go ograniczały. Jedynym problemem jest dyrektywa ograniczająca emisję siarki, która od 2015 r. będzie nakładała na armatorów obowiązek korzystania z paliwa żeglugowego z maksymalną zawartością siarki na poziomie 0,1 proc. (obecnie korzystają z paliwa z zawartością do 0,5 proc. siarki).

— Wzrosną koszty eksploatacji, bo będziemy musieli kupować droższe paliwa. Przełoży się to na cenę biletów i nie wiadomo, jaki będzie to miało wpływ na przewozy promowe — ocenia Aleksandra Wesołowska.

Jak przekonuje dr Ilona Urbanyi dyrektywa unijna to nie jedyna bariera rozwoju branży. Wskazuje także na inne czynniki.

— Konkurencja między polskimi armatorami wciąż jest duża. Nie wiadomo, jak będzie wyglądała sytuacja, jeśli niemiecki armator TT Line zgodnie ze swoimi zapowiedziami otworzy linię ze Świnoujścia. Należy pamiętać, że dużą konkurencją dla polskich promowych przewozów towarowych jest linia Rostock — Trelleborg. Pasażerów promom odbierają także tanie linie lotnicze — jeśli komuś zależy na czasie, to raczej wybierze samolot — ocenia Ilona Urbanyi.