34 proc. — aż o tyle przez weekend azerbejdżański bank centralny obciął wartość krajowej waluty. Wydarzenie, które wzbudziło szok i okrzyknięto je Czarną Sobotą, oznacza skokowe podwyżki cen żywności, leków czy biletów lotniczych. Tym samym manat, pieniądz, którym posługuje się 9,5 mln mieszkańców utrzymującego się z wydobycia ropy Azerbejdżanu, podążył w ślady rubla, hrywny oraz walut Białorusi, Kazachstanu, Gruzji i Armenii.

— Od początku roku niskie ceny ropy i dewaluacje w krajach regionu wywierały efekt psychologiczny — powiedział Elman Rustamow, szef banku centralnego Azerbejdżanu.
Po spadku w ciągu 12 miesięcy notowań ropy brent o 45 proc. łączny koszt wysiłków zmierzających do utrzymania kursu wymiany manata na dolara uszczuplił rezerwy walutowe o 11 proc. W tym momencie już 40 proc. depozytów było denominowanych w dolarze, co odzwierciedlało obawy o wartość waluty trzeciego producenta ropy i czwartej gospodarki wśród krajów powstałych z rozpadu ZSRR. To wydarzenie może oznaczać gwałtowny koniec prosperity, jaką w ostatniej dekadzie przeżywał Azerbejdżan.
Choć dzięki niej połowa ludności wyszła z ubóstwa, to jednak kraj stale zajmuje jedno z ostatnich miejsc w światowych rankingach korupcji i swobód obywatelskich, tworzonych przez Transparency International oraz Reporterów bez Granic. W nieco ponad 10 lat Azerbejdżan potroił jednak wydobycie ropy oraz PKB dzięki roli jedynej niezależnej od Rosji drogi dostaw surowców energetycznych z krajów byłego ZSRR na Zachód.
Teraz jednak, wraz z rosnącą rosyjską presją na Ukrainę, nie tylko stoi przed perspektywą chudych lat, ale też coraz bardziej zaczyna obawiać się politycznej presji Kremla.
— Rosja nigdy nie opuści Zakaukazia. Wręcz przeciwnie, nasza obecność w tym regionie będzie wzmacniana — deklarował jeszcze przed wybuchem kryzysu na Ukrainie prezydent Władimir Putin w wystąpieniu przed załogą stałej bazy rosyjskiej armii w Armenii.
Właśnie obsługiwana przez 4-5 tys. żołnierzy baza (rosyjskie siły stacjonują także w zbuntowanych republikach sąsiedniej Gruzji) oraz zamrożony konflikt z Armenią o Górski Karabach to główne środki nacisku Moskwy na Baku. Moskwa udzieliła Erywaniowi gwarancji bezpieczeństwa, a przeprowadzone w 2012 r. przez oba kraje manewry wojskowe były największe w historii Armenii.
Tymczasem ubiegły rok był w okupowanym przez Armenię Górskim Karabachu najbardziej niespokojny od rozejmu sprzed 20 lat. Celem Rosji jest utrzymywanie destabilizacji regionu i zniechęcenie zachodniego biznesu do inwestycji w sektor naftowy — uważa Matthew Bryza, były ambasador USA w Azerbejdżanie.
— Rosja chce, by trwające zawieszenie broni — ani to wojna, ani pokój — wywierało presję na Azerbejdżan. Dzięki temu można utrzymywać zachodnie interesy w kraju w stanie ciągłego zagrożenia — twierdził Vafa Quluzada, były doradca poprzedniego prezydenta Hejdara Alijewa. Rządzony od 40 lat przez rodzinę Alijewów Azerbejdżan opiera politykę zagraniczną na dobrych relacjach i współpracy wojskowej z Izraelem i Turcją.
Azerowie nie zgłosili jednak akcesji do Unii Europejskiej ani NATO, co — zdaniem ekspertów — czyni kraj podatny na zakusy Kremla. Rosjanie nalegają, by Azerowie wstąpili do Unii Eurazjatyckiej pomyślanej jako przeciwwaga dla Unii Europejskiej.
— Azerbejdżan będzie następny po Ukrainie. Rosja będzie zwiększała presję — ostrzegał po zajęciu Krymu Arastun Orujlu, szef jednego z think-tanków w Baku. Choć Rosja nie groziła Azerbejdżanowi bezpośrednio, a inwazja jest mało prawdopodobna, to jednak remilitaryzacja granic zastygłego konfliktu grozi jego wybuchem na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności.
Do wojny łatwo wciągnięte mogłyby zostać Rosja, Turcja i Iran. Zdaniem George’a Friedmana z ośrodka analitycznego Stratfor, aby Zachód mógł polegać na azerskiej ropie, potrzeba nie tylko budowy infrastruktury, ale także zapewnienia rządowi w Baku możliwości obronnych. W odróżnieniu od wielu innych republik poradzieckich, Azerbejdżan stać na uzbrojenie. Między 2003 a 2013 r. wydatki na armię wzrosły 19-krotnie i w ubiegłym roku były o połowę wyższe od armeńskich.
Jednak na skutek niespodziewanej dewaluacji manata na zbrojenia może wkrótce zabraknąć pieniędzy. W III kw. 2014 r. dynamika PKB spowolniła do 2,5 z 5,8 proc. na koniec 2013 r. Ta tendencja może szybko się nie odwrócić, bo sprzedaż ropy odpowiada za 90 proc. wpływów z eksportu, 70 proc. przychodów budżetu oraz 45 proc. gospodarki. Dewaluacja, choć pomoże w zrównoważeniu finansów publicznych (budżet na 2015 r. tworzono przy założeniu średniej cen ropy 90 USD za baryłkę), w dłuższym terminie nie jest lekiem na brak dywersyfikacji gospodarki.
— Takie rozwiązanie nie jest lekiem na wszelkie zło. Tak jak zdarzyło się to w Kazachstanie, po dewaluacji można spodziewać się na przykład nagłego skoku presji inflacyjnej — komentowała Livia Paggi, analityczka firmy doradczej GPW. © Ⓟ