BASF to świetny dowód na to, że Polska — choćby miała nie wiadomo jak dobre warunki dla inwestorów — jest częścią Unii Europejskiej, która ostatnimi czasy nie jest miejscem przyjaznym dla biznesu. Zwłaszcza dla zakładów zużywających dużo energii.

— W ostatnich pięciu latach ceny energii w USA, przede wszystkim dzięki nowym źródłom związanym z gazem łupkowym, spadły o 3/4. W tym samym czasie w Europie rosły dalej. W Europie panuje wręcz przekonanie, że dobra energia musi być droga. Tymczasem w ostatnich trzech latach większość naszych inwestycji w energochłonne zakłady produkcyjne — np. fabrykę metylaminy — ulokowaliśmy w USA — mówi Harald Schwager, członek zarządu BASF.
Podkreśla, że na ceny energii czułe są także sektory stalowy, szkła, papieru. Tworzone od dziesiątek lat łańcuchy dostaw mogą zostać przerwane, a to oznacza, że dalsza produkcja będzie się przenosić poza Europę. Przemysłowi nie sprzyja ponadto polityka energetyczna UE.
— Bruksela zastanawia się nad zaostrzeniem norm CO 2 z 20 do 30 proc. do 2020 r. Jeśli tak się stanie, podrożeją w Europie certyfikaty emisyjne, co pociągnie za sobą wzrost kosztów produkcji. A przecież inne kraje nie będą mieć tak restrykcyjnych wymogów, więc inwestycje pójdą gdzie indziej, a CO 2 będzie trafiać do atmosfery, tyle że poza UE. Jedynym krajem, który na te plany zareagował negatywnie, była Polska, i to się jej chwali. Mam nadzieję, że utrzymacie to stanowisko — mówi Harald Schwager.
Pod względem uprzemysłowienia Polska i tak wygląda nieźle w porównaniu z większością krajów Starego Kontynentu, co oznacza wyższą kulturę pracy, dostęp do pracowników i odbiorców, czyli dobre warunki dla BASF.
Dlatego, choć inwestycji energochłonnych od BASF nie będzie, to można liczyć na projekty związane z produktami finalnymi, wykorzystywanymi w budownictwie czy motoryzacji, takie jak fabryka katalizatorów, którą BASF buduje w Środzie Śląskiej za 150 mln EUR. W związku z tą inwestycją BASF, który dotychczas zatrudniał w Polsce 300 pracowników, głównie handlowców,zaczyna rekrutować pracowników do produkcji.
— Do końca tego roku będziemy zatrudniać w Polsce 380 osób, a docelowo do 2016 r. w fabryce ma pracować 400 osób, czyli w całym kraju będzie 700. Zaczniemy od dwóch linii produkcyjnych, ostatecznie będzie ich 9 — mówi Dirk Elvermann, prezes BASF Polska.
Ale BASF nie tylko tworzy w Polsce miejsca pracy. Zakup części TDI od Ciechu i Zachem oznacza, że kilkuset pracowników polskiej firmy zatrudnionych w Bydgoszczy stało się zbędnych. — Kupiliśmy know-how i bazę klientów. Przejęliśmy 20 pracowników, z których część pracuje obecnie w BASF Polska, a część w naszym zakładzie w Ludwigshafen w Niemczech, gdzie rozszerzamy produkcję i budujemy nową fabrykę — mówi Harald Schwager. Zwolnienia grupowe w Zachemie ruszyły w grudniu 2012 r. i objęły ponad 600 pracowników. Wszyscy dostali odprawy — każdy po 50 tys. [MAG]