Gaz łupkowy z polskich złóż na razie jest energetyczną iluzją, ale już został wpuszczony do kampanii wyborczej. I to przez konkurujących koalicjantów. Wicepremier Waldemar Pawlak wcześniej usiłował zdobyć punkty dla PSL nagłaśnianiem pierwszego odwiertu. Ale kilka dni później premier Donald Tusk propagandowo całkowicie przykrył kolegę/rywala, urządzając telewizyjny show z drugim technicznym odwiertem w tle.
Wyborcze dzielenie skóry na łupkowym niedźwiedziu zderza się ze ścianą niechęci wobec nowego paliwa w Unii Europejskiej. Na razie najbardziej niepokoi się Parlament Europejski, który w takich razach zawsze podnosi larum pierwszy. Notabene 6 lipca, gdy Donald Tusk przedstawiał w Strasburgu cele prezydencji Rady UE, widziałem w stałym miejscu przed gmachem parlamentu, gdzie zbierają się demonstracje — niewielką jeszcze, ale doskonale zorganizowaną grupę nagłaśniającą szkodliwość wydobywania gazu łupkowego i łączącą to nowe zagrożenie z Polską.
Wczoraj w brukselskiej siedzibie Europarlamentu polscy posłowie grupy chadecko-liberalnej zorganizowali debatę, która miała być uderzeniem wyprzedzającym wobec pomysłów zmian w unijnym prawie, które wydobywanie gazu łupkowego uczyniłyby, jeśli nie niemożliwym, to przynajmniej niezwykle utrudnionym i nieopłacalnym. Pierwsze kroki w tym kierunku już zostały podjęte, niedawno komisja środowiska zamówiła ekspertyzę ostro przestrzegającą przed łupkami. Oczywiste jest, że za takimi opracowaniami stoi potężne lobby nie ekologiczne, lecz energetyczne. Neutralizowanie jego wpływów staje się najważniejszym zadaniem naszej polityki na forum UE, jeśli z łupków Polska ma rzeczywiście mieć jakiś pożytek.