Bez wojennej specustawy budowy staną

Szybujące ceny materiałów i paliw niszczą marże budowlańców. Podwykonawcy już zaczynają wypowiadać umowy, a wykonawcy boją się zawierać kontrakty z inwestorami. Branża woła o pomoc.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jakich zmian w kontraktach oczekują firmy budowlane
  • jakie skutki mogą wywołać bieżące problemy na budowach
  • jak na problemy branży budowlanej reagują finansiści
  • jak utrzymać w ryzach galopujące ceny materiałów

Place budów opustoszeją - przestrzegają budowlańcy. Obawiają się, że z powodu wzrostu cen, coraz gorszej dostępności materiałów i odpływu pracowników nie będą w stanie kontynuować robót.

Na budowach w Polsce w ubiegłym roku pracowało ponad 370 tys. fachowców z Ukrainy. Teraz wielu z nich zostało w kraju ogarniętym wojną, więc w Polsce brakuje rąk do pracy.

Kilka miesięcy czasu:
Kilka miesięcy czasu:
Odpływ pracowników nie spowoduje zatrzymania budów, najwyżej je spowolni. W dłuższym okresie natomiast wzrost kosztów robocizny i materiałów może spowodować niewydolność ekonomiczną wielu firm. Dlatego potrzebne są rekompensaty - twierdzi Artur Popko, prezes Budimeksu.
Marek Wiśniewski

Pandemia nauczyła, jak łagodzić skutki kryzysu

Budowlańcy liczą na wsparcie państwa, które złagodzi skutki.

- Na początku pandemii COVID-19 rząd wprowadził rozwiązania prawne, pozwalające ustabilizować sytuację gospodarczą w kraju. Mieliśmy cykliczne spotkania w Ministerstwie Infrastruktury i z zamawiającymi, podczas których na bieżąco staraliśmy się rozwiązywać problemy. Wtedy przyniosły efekty i branża budowlana wyszła z pandemii obronną ręką. Obecnie wyzwania przed nami są dużo większe i wymagają zmiany prawa. Z powodu wzrostu cen materiałów i odpływu pracowników podwykonawcy już zaczynają wypowiadać nam umowy, a instytucje finansowe ograniczają udzielanie gwarancji. Bez zmiany warunków umów nie uda się w terminie zrealizować bieżących kontraktów i odpowiedzialnie zawrzeć nowych – mówi Piotr Kledzik, prezes grupy PORR.

Cenowy rajd uderza w przemysł

W ubiegłym roku budowlańcy martwili się cenami paliw dobijającymi do 5 zł za litr, dziś muszą płacić 7-8 zł za litr i mieścić się w limicie ilościowym. Prawie rok temu pręty budowlane po 4-5 tys. za tonę były uważane za drogie. Według danych Polskiej Unii Dystrybutorów Stali w ubiegłym tygodniu kosztowały 5,9 tys. zł za tonę, a bieżące ceny zbliżają się do 6,5 tys. zł za tonę. Najdroższa jest blacha gruba konstrukcyjna. Kosztuje ponad 10 tys. zł (w zeszłym tygodniu maksymalnie 6,9 tys. zł) - dwa razy drożej niż w szczycie ubiegłorocznej koniunktury. Oznacza to, że znacznie podrożeją np. pylony mostów, słupy i wieże energetyczne, a także statki i pociągi.

Damian Kaźmierczak, główny ekonomista Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa twierdzi, że część inwestorów, zwłaszcza publicznych, bagatelizuje problem. Eksperci i wykonawcy zadają zamawiającym wiele pytań. Pozostają one jednak bez odpowiedzi.

- Po ile firmy mają oferować usługi przy niestabilnych cenach na rynku? Co z ofertami kalkulowanymi w cenach sprzed wojny, które dopiero czekają na otwarcie przez zamawiających? Co z kontraktami, które lada dzień mają zostać podpisane, ale już dziś wiadomo, że będą nierentowne, bo wybuch wojny diametralnie zmienił warunki prowadzenia biznesu? Co z kontraktami w toku, które mogą się opóźnić z powodu odpływu pracowników z Ukrainy i niedoboru podstawowych materiałów? W jaki sposób planować pozyskiwanie nowych kontraktów, skoro instytucje finansowe, dostrzegając bierną postawę publicznych zamawiających, rozważają ograniczenie udzielania gwarancji do czasu uspokojenia sytuacji? – zastanawia się Damian Kaźmierczak.

Jego zdaniem utrzymanie ciągłości procesu budowlanego w przypadku wielu kontraktów jest zagrożone, więc instytucje publiczne powinny jak najszybciej wypracować z branżą budowlaną systemowe rozwiązania, które pozwolą uniknąć fali bankructw i zrywania umów. Rozmowy trwają, ale na razie nie przynoszą efektów.

- Przygotowujemy założenia specustawy, które planujemy przedstawić premierowi Mateuszowi Morawieckiemu – mówi Barbara Dzieciuchowicz, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa.

Dla dużych i małych:
Dla dużych i małych:
Barbara Dzieciuchowicz, prezes OIGD, podkreśla, że specustawa powinna dać narzędzia do rozwiązania problemów towarzyszących i centralnym zamówieniom publicznym, i niewielkim inwestycjom samorządowym, w przypadku których kontrakty często nie przewidują waloryzacji cen.
materiały prasowe

Firmy nie chcą limitowania waloryzacji

Organizacje branżowe i przedsiębiorcy wymieniają obszary, które trzeba na nowo uregulować.

- Specustawa powinna dać mandat, a nie tylko możliwość korekty umów z wykonawcami i dostosować prawa i obowiązki obu stron do sytuacji nadzwyczajnej. Obszary, które powinna objąć, to np. bieżąca rekompensata kosztu, który wykracza poza wartość zamówienia określoną w chwili zawarcia umowy czy wydłużenie terminu zakończenia inwestycji w związku z okresowymi trudnościami z dostępnością do materiałów. Należy wydłużyć czas realizacji kontraktów oraz pokryć koszty wykonawców z tym związane, odblokować limity waloryzacyjne lub uruchomić dodatkowy system pokrycia wzrostu kosztów materiałów, paliw, energii. Trzeba też uwolnić i usprawnić proces zmiany materiałów i technologii wykonawczych – wymienia Artur Popko.

Zdaniem Piotra Kledzika dla obecnie realizowanych kontraktów, konieczne jest m.in. zniesienie limitu waloryzacyjnego.

- Mamy kontrakty bez limitu waloryzacyjnego, w których indeksacja ceny jest na poziomie kilkunastu procent. Mamy też umowy z limitem określonym na poziomie 5 proc. Przy bieżących cenach materiałów firmy są na minusie około 15 proc. przy średniej rentowności w branży na poziomie 1-2 proc. To pokazuje jak trudna jest sytuacja – podkreśla Piotr Kledzik.

Branżowe organizacje proponują ustalenie kwotowego limitu waloryzacji albo tzw. limitu kroczącego, np. dwukrotnie wyższego, niż wynikałoby z wartości koszyka materiałów objętych indeksacją.

Finansowy rykoszet:
Finansowy rykoszet:
Jeśli nie rozwiążemy bieżących problemów, wykonawcom nie uda się zrealizować wielu kontraktów. Zrywanie umów uderzy także w sektor finansowy, banki nie będą chciały nas finansować i nawet kiedy sytuacja się poprawi, będziemy przez lata odbudowywać ich zaufanie, mimo że obecne problemy nie wynikają ani z naszej winy, ani z winy sektora finansowego czy publicznego – mówi Piotr Kledzik, prezes grupy PORR.
Rafal Siderski

W nowych zamówieniach branża proponuje natomiast ustalenie z zamawiającymi sztywnej stawki na kluczowe materiały, np. stal, asfalt i paliwo, wyższej niż obecnie obowiązująca na rynku. Jeśli realna cena w trakcie realizacji będzie od niej wyższa, różnicę z waloryzacji pokryje strona publiczna, jeśli niższa, różnicę zwróci wykonawca. Obecnie firmy budowlane nie chcą brać na siebie ryzyka wzrostu cen, bo nie da się go oszacować.

- Żaden z wykonawców, składając ofertę przed 24 lutego, nie przewidział obecnych warunków kosztowych i organizacyjnych. Decyzja o podpisaniu umowy w takich warunkach blokuje wykonawcy drogę formalnego dochodzenia rekompensaty z tytułu wzrostu kosztów w przyszłości. Zrobią to więc tylko oferenci, którzy kierują się innymi przesłankami niż rzeczywista możliwość realizacji zadania. Nie chcemy, żeby powtórzyła się sytuacja sprzed blisko 10 lat. Oznaczałoby to całkowitą destabilizację rynku budowlanego, liczne spory sądowe, nierozliczone należności wzajemne oraz upadłość wielu podmiotów związanych z branżą – konkluduje Artur Popko.

Okiem finansisty
Banki muszą myśleć o sobie
Piotr Młynek
główny specjalista departamentu ryzyka ubezpieczeniowego KUKE

Obecna sytuacja będzie miała wpływ na cenę i dostępność limitów gwarancyjnych, już i tak mocno wykorzystanych. Instytucje finansowe będą z większą rezerwą podchodzić do sektora, mając w pamięci to, że w przetargach w ostatnich miesiącach oferty były składane poniżej kosztorysów zamawiających. Niektóre instytucje, z dużym zaangażowaniem w budowlankę, mogą postawić zaporowe warunki cenowe, co w praktyce będzie oznaczało ich wycofanie się z dalszego finansowania sektora. Instytucje finansowe muszą też brać pod uwagę coraz wyższe stopy procentowe, przekładające się na rosnące koszty obsługi długu i dodatkowo obniżające rentowność firm budowlanych i realizowanych przez nie projektów.

Wykonawcy przyznają, że nie wiedzą, jak kalkulować oferty przy obecnej dynamice inflacji, kiedy poprawi się dostępność materiałów itp. Kolejnym problemem są bieżące opóźnienia w realizacji inwestycji, więc brakuje limitów gwarancyjnych na nowe kontrakty. Zamawiający wymagają też coraz dłuższych okresów obowiązywania gwarancji. Nie jest też rozwiązany problem waloryzacji kontraktów, więc rynek nie wie, czy zamawiający w razie podwyższenia wartości kontraktu i wynagrodzenia dla wykonawcy będą oczekiwać także uzupełnienia zabezpieczenia, czyli podwyższenia sum gwarancyjnych.

Ponad dekadę temu, firmy budujące infrastrukturę na EURO 2012 zderzyły się z gwałtownym wzrostem cen. Wielu wykonawców nie było w stanie wykonać umów, co skutkowało ich zerwaniem i sporami w sądach, które ciągnęły się latami. Wówczas Andrzej Adamczyk, minister infrastruktury, zaprezentował w Sejmie długą listę firm budowlanych, które wpadły w finansowe tarapaty. Eksperci i przedsiębiorcy boją się powtórki. Resort infrastruktury nie ustosunkował się jednak na razie do proponowanej przez nich specustawy.

Prowizorka jest najtrwalsza

Przedstawiciele firm z różnych sektorów przemysłowych uważają, że ceny materiałów powinno ustabilizować czasowe ograniczenie stawek za uprawnienia do emisji CO2. Wpływają one na koszty energii i towarów energochłonnych takich jak stal, miedź, cement itp. Przed wojną w Ukrainie uprawnienia kosztowały 93-96 EUR za tonę, na początku marca ceny spadły do 58 EUR, jednak obecny koszt to już 79,5 EUR. Niektóre kraje europejskie i firmy liczą na zawieszenie handlu emisjami lub zwiększenie bezpłatnej puli. Sektor budowlany przestrzega jednak przed pochopnymi decyzjami.

  • Biorąc pod uwagę sytuację geopolityczną, na krótką metę mogłoby to być korzystne dla gospodarki. Wpłynęłoby zapewne stabilizująco na ceny, spowolniło inflację i mogłoby zwiększyć produkcję przemysłową. Rozwiązania tymczasowe często jednak stają się permanentnymi. Nie tędy droga. Odpowiedzią na problemy polityczne, środowiskowe i cenowe jest zielona energia. Dlatego musimy natychmiast znieść bariery rozwoju OZE. Już teraz około 30 proc. energii w Polsce moglibyśmy produkować z wiatru czy słońca twierdzi Jacek Leczkowski, wiceprezes Erbudu.
© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Podpis: Katarzyna Kapczyńska

Polecane