Ostatnie tygodnie nie były najlepsze dla naszej waluty. Już w grudniu mocno traciła do euro i wydawało się kwestią czasu, kiedy za wspólną europejską walutę zapłacimy ponad 4,4 zł. Później przyszła odwilż i wróciliśmy na poziomów, do których przyzwyczaiła nas większość ubiegłego roku (4,2-4,25 zł). Teraz przerabiamy jednak powtórkę czarnego scenariusza i osłabienie naszej waluty.

— Myślę, że jest to po części odreagowanie rajdu umocnienia z końca roku, które dodatkowo pogłębiają obecnie spadające giełdy w reakcji na informacje płynące z Chin — mówi Marcin Turkiewicz, szef dilerów walutowych w mBanku. Zaznacza, że pole do dalszego osłabienia jest już ograniczone, a nawet jeśli do niego dojdzie, to nie będzie tak gwałtowne jak obecnie.
Zastopować wyprzedaż
Listopadowe osłabienie naszej waluty, zdaniem ekspertów, było przesadną reakcją na wyniki wyborów i zmianę ekipy u władzy. — Słabość złotego nie wynika z sytuacji politycznej w kraju. W najważniejszych parametrach istotnych dla inwestorów: wzroście gospodarczym i wiarygodności kredytowej, nie ma powodów do obaw, przynajmniej na razie. Rynek w listopadzie przesadził z dyskontowaniem ryzyka politycznego i jeszcze pod koniec grudnia zabrał się za redukcję krótkich pozycji w złotym — podkreśla Konrad Białas, główny ekonomista TMS Brokers.
Każde mocniejsze osłabienie złotego wzmaga jednak czujność wśród inwestorów i rodzi pytanie: czy nie pojawi się Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK), który w kontrze do rynku, zamiast pozbywać się złotego, kupuje go za euro z funduszy unijnych.
— BGK intensywnie handlował euro w listopadzie i w pierwszych dniach grudnia. Gdyby nie aktywność banku, myślę, że euro mogłoby kosztować nawet 4,5 zł — przyznaje diler jednego z dużych banków, zastrzegający anonimowość ze względu na tajemnicę bankową. Jego zdaniem, w samym listopadzie bank mógł sprzedać 1-1,5 mld EUR.
Aktywność BGK na rynku walutowym nie jest dla inwestorów niczym nowym. Do 2011 r. resort finansów wymieniał waluty (które pozyskiwał z kredytów, emisji obligacji i funduszy europejskich w banku centralnym), aby nie wpływać na płynny i kształtowany przez rynek kurs złotego. Później jednak władze dały sobie możliwość używania BGK do wymiany walut i bank robi to już bezpośrednio na foreksie.
— Słaby złoty to okazja dla resortu finansów do zdobycia większych kwot złotowych w zamian za euro. Jednak widać też, że BGK pojawia się i wymienia euro zawsze, gdy osłabienie jest gwałtowne i może szybko doprowadzić kurs na bardzo wysoki poziom — przyznaje inny diler walutowy. Podkreśla, że jest to alternatywa dla interwencji walutowych Narodowego
Banku Polskiego (NBP). — Bank centralny zazwyczaj wchodzi na rynek, aby pogonić spekulantów i przy konkretnym poziomie kursu, a BGK stara się hamować deprecjację złotego — zwraca uwagę diler.
Uspokoić rynki
Eksperci podkreślają, że w tym roku państwowy bank nie sprzedawał jeszcze euro, co nie znaczy, że sytuacja rynkowa go do tego nie zmusi. — BGK nie jest obecnie aktywny na rynku walutowym, gdyż jakkolwiek poziomy złotego mogą wydawać się niskie, to zmiany kursu nie przyjmują panicznego charakteru, by wymuszać na władzach interwencje rynkowe — mówi Konrad Białas.
— Jeśli skala zmian będzie miała znamiona paniki — 8-10 groszy w ciągu dnia, może to skłonić BGK do reakcji — dodaje główny ekonomista TMS Brokers. Bank robił to już wielokrotnie.
Według oficjalnych danych Ministerstwa Finansów (MF), od kiedy rząd w porozumieniu z NBP ogłosił w kwietniu 2011 r., że będzie przez BGK handlował euro bezpośrednio na rynku walutowym, w ciągu czterech lat wymieniono w ten sposób ponad 40 mld EUR.
Oficjalnych danych za ubiegły rok jeszcze nie ma, a w samym 2014 r. było to 9,9 mld EUR. W tym roku, po opłaceniu unijnej składki, która wyniesie około 4,5 mld EUR, netto dostaniemy z Brukseli i od państw EFTA około 10 mld EUR. Do tego dojdą jeszcze kredyty z międzynarodowych instytucji finansowych, część pieniędzy z emisji długu i rezerwa walutowa, którą utrzymuje resort finansów.
— Teoretycznie wszystko może zostać przewalutowane bezpośrednio na rynku, ale realnie nigdy tak się nie dzieje — przyznaje nasz rozmówca z MF. Paweł Szałamacha, minister finansów, mówił jednak niedawno w wywiadzie dla Bloomberga, że resort nie planuje interwencji w celu umocnienia złotego.
— Jego poprzednicy też składali podobne deklaracje, nie chcąc zachęcać spekulantów do gry na naszej walucie — przypomina diler walutowy. © Ⓟ