Biblioteka nr 15

Piotr KuczyńskiPiotr Kuczyński
opublikowano: 2019-10-20 08:44

Trzy książki, które naprawdę warto przeczytać. Może najmniej interesująca jest ta ostatnia, bo II Wojna Światowa została już dobrze opisana. Dwie pierwsze są warte przeczytania przede wszystkim przez to, że można w historii znaleźć liczne podobieństwa do tego, co dzieje się w wielu krajach świata obecnie. Ostrzegam, że każda z tych książek to ponad 20 godzin czytania (bez tysięcy odnośników), ale czyta się to bardzo dobrze, bo nie jest to typowy tekst naukowy, a tak zwana historia narracyjna.

Autor powyższych dwóch książek jest niezwykle popularny we Francji. Pisuje książki z pogranicza fantastyki, kryminału, ale nie tylko. W tłumaczeniu w Polsce jest bardzo dużo pozycji. Powyżej pierwsza jest kryminałem, a druga niby-fantastyką. Żeby wytłumaczyć to "niby" trzeba przeczytać do końca. Mnie się go czyta bardzo dobrze.

No tak, stary temat w nowym (nieco nowym) ujęciu. Zacytuję z Gandalf.pl: "To właśnie hipokryzja partnerów europejskich skłoniła byłego ministra finansów Grecji Janisa Warufakisa do powitania Galbraitha jako swojego doradcy w Atenach słowami: `Witamy w zatrutym kielichu`.

Galbraith przedstawia nam fascynujący, pouczający i inspirujący zbiór tekstów - listów oraz prywatnych notatek kierowanych do amerykańskich i greckich urzędników. Prezentuje również wcześniej niepublikowane eseje - w których poddaje analizie sam kryzys, jego przyczyny, przebieg oraz sens, jak również zasadność samego programu oszczędności narzuconego greckim obywatelom. ".

Podszedłem do tej pozycji z niejakim ociąganiem (została mi rekomendowana przez znajomą). W miarę czytania zacząłem się w tę historię wciągać. Chodzi właśnie o historię (prawdziwą) rodziny żydowskich bankierów. Naprawdę warto przeczytać. Pouczająca tak jak pierwsze trzy pozycje...

Mój ulubiony autor kryminałów (i nie tylko). Niestety zmarł w tym roku w wieku 94 lat. Książka jest z roku 2011. Kto lubi komisarza Montalbano i włoskie jedzenie oraz niezbyt skompilowane zagadki kryminalne dobrze przy tej pozycji odpocznie.

Leżało i leżało i leżało na Kindle czekając na okazję... Tak jak i leżą "Księgi Jakubowe". No i okazja się pojawiła, dzięki nagrodzie Nobla. Była też dla Tokarczuk Nagroda Literacka Nike (2008) i Man Booker (2018). Opierałem się długo mocno reklamowanej autorce, ale okazało się, że niesłusznie. Czyta się znakomicie, chociaż nie jest to pomysł konstrukcji książki, który wielu czytelników uwiedzie. Warto sprawdzić, czy styl noblistki się nam spodoba.

Też nagroda Bookera (2011). Zacytuję to, co znalazłem tutaj: https://www.dwutygodnik.com/artykul/3568-julian-barnes-poczucie-kresu.html . Ten cytat bowiem doskonale opisuje, czego czytelnik może się spodziewać: "Czy wymazywanie wydarzeń z pamięci jest równie naturalną czynnością umysłu jak konfabulacja? Czy pamięć poleruje przeszłość, żeby ocalić nas od szaleństwa? A może porządkowanie własnego losu w kategoriach wygodnej dla nas narracji to równie pierwotna funkcja jak oddychanie czy myślenie? Barnes woli pytania od odpowiedzi, a „Poczucie kresu” jest powieścią pełną wątpliwości.".

Na tę pozycję ostrzył sobie zęby nasz "Warszawiak" (wieloletni uczestnik Forum), który autora chyba wręcz nienawidzi. Ale on nienawidzi wielu i często obrzuca ich obelgami, więc nie radzę kierować się jego gustem ;-))). To żartem, ale faktem jest, że autora można nienawidzić lub lubić (ja należę do tej ostatniej grupy). Nie zmienia to jednak rzeczy, że ta książka jest według mnie najsłabsza z tego, co czytałem tego autora (a czytałem wszystko, co ukazało się po polsku).  Z Lubimy Czytać: "Okrzyknięta najbardziej rozpaczliwą i mroczną powieścią w dorobku wybitnego pisarza ...". I taka ona jest. Nie zachęcam.

A teraz tekścik rynkowy:

Lepszy początek czwartego kwartału

Wybory parlamentarne w Polsce nie miały najmniejszego wpływu na zachowanie rynków finansowych, czego zresztą należało oczekiwać. Teoretycznie po wyborach niewiele się zmieniło, ale jednak przesłanie jest oczywiste: Prawo i Sprawiedliwość mając większość w Sejmie i mniejszość w Senacie nie ma poparcia większości Polaków. Musi więc postępować ostrożnie, jeśli nie chce przegrać majowych, prezydenckich wyborów, bo przecież nie ma większości 3/5 głosów, która pozwoliłaby na odrzucenie weta prezydenckiego. To raczej plus dla rynków finansowych, które awantur po prostu nie trawią.

Jednak frakcje Solidarna Polska i Porozumienie podniosły głowy (maja po 18 posłów), co może nieco utrudnić rządzenie. Już teraz premier Gowin oświadczył, że jego partia będzie głosowała przeciwko zniesieniu ograniczenia 30. krotności średniej płacy przy składkowaniu do ZUS, co zdejmie z dochodów budżetu około 5 mld zł. Trzeba też będzie wpisać 11 mld zł. wydatków (13. emerytura). To powinno skutkować autonowelizacją budżetu, który już nie będzie bezdeficytowy.

Warto odnotować, że agencja ratingowa Moody’s, która w przedwyborczy piątek wstrzymała się od oceny ratingu Polski tuż po wyborach stwierdziła: "Uważamy, że polityka gospodarcza PiS oraz kontynuacja obecnych obecnego kierunku zmian w systemie sądownictwa jest negatywna dla profilu kredytowego (credit negative)". Zloty nie zareagował, ale nie ulega wątpliwości, że palcem rządowi pogrożono.

Plusem może być to, że zakończenie wyborów pozwoli na dokończenie reformy OFE, która została odłożona „na po wyborach” ze względu na kontrowersje, które wzbudza (niesłusznie według mnie) 15. procent podatku przy transferze akcji do funduszy inwestycyjnych. Zobaczymy, czy rzeczywiście olbrzymia większość Polaków wybierze fundusze inwestycyjne, czy może jednak zostanie w ZUS. Pierwsza opcja byłaby korzystana dla GPW, druga skrajnie niekorzystna.

Pamiętać trzeba, że ruszył już program Pracowniczych Planów Kapitałowych (PPK), który będzie nabierał rozpędu, bo coraz więcej firm będzie musiało w nim brać udział. PPK mają wbudowany przymus wywołania hossy na GPW. Zapewne to stwierdzenie u wielu doprowadzi do uniesieniu brwi ze zdumienia, ale wyjaśnienie jest proste. Fundusze będą inwestowały w część udziałową i dłużną (w zależności od wieku inwestora i/lub tolerancji ryzyka). W części udziałowej 40. procent środków musi być inwestowane w akcje z indeksu WIG20, a 20. procent w akcje z indeksu MWIG40.

Ustawodawca zmusza GPW do wejścia w pompowaną funduszami z PPK w hossę. Wiedzą to inwestorzy zagraniczni, którzy jednak nadal bardzo mocno niedoważają akcji polskich w swoich funduszach. Będą musieli zmienić tę strategię, a to da dodatkowe zwiększenie popytu na polskie akcje. Tak więc hossa wydaje się być nieunikniona. Wydaje się być, a nie po prostu jest nieunikniona, dlatego że nie wiemy po pierwsze, czy w przyszłym roku na rynkach globalnych nie zapanuje bessa, a po drugie, czy Polacy rzeczywiście masowo będą się zapisywali do PPK.

Co prawda Paweł Borys, szef PFR, spuścił z tonu i oczekuje już tylko 40-50% uczestnictwa w PPK, ale to i tak sporo. Najważniejsze będzie teraz to ile osób wybierze ZUS przy likwidacji OFE.

Poprawa nastrojów na giełdach globalnych w pierwszej połowie października wynikała z dwóch różnych powodów. Po pierwsze rozmowa premiera Wlk. Brytanii Borisa Johnsona z premierem Irlandii Leo Varadkarem dawała nadzieję na wyjście Wlk. Brytanii z Unii Europejskiej z umową. Okazało się potem, że UE i rząd UK porozumiały się w sprawie tej umowy. Nawiasem mówiąc takiej, jaką premier May swego czasu prezentowała już parlamentowi, a którą obecny premier wtedy storpedował.

Problem w tym, że ta saga jeszcze się nie zakończyła. Parlament brytyjski 19.10 odłożył głosowanie nad umową na później, więc nie wiemy, czy do Brexitu dojdzie 31.10, czy może 31.01.2020, a może nawet czy po drodze okaże się, że dojdzie do wcześniejszych wyborów parlamentarnych, a może nawet do drugiego referendum. Rynki są już tym śmiertelnie znudzone, ale w ostatnim tygodniu dyskontowany był scenariusz pozytywny (uporządkowane wyjście 31.10), co szczególnie mocno widać było na rynku walutowym (euro się umacniało). Teraz na rynku pojawi się znowu niepewność, co może nieco (nie za mocno) szkodzić obozowi byków.

Po drugie rozmowy USA – Chiny (10-11. października) zakończyły się stwierdzeniem, że zawarto wstępną umowę. Skutkiem bezpośrednim było to, że cła, które Donald Trump chciał nałożyć na import z Chin już 15. października zostały zawieszone, a Chiny obiecały zwiększyć zakupy produktów rolnych w USA. Kilka dni później Chiny oświadczyły, że do spisania ustaleń spotkania w Waszyngtonie potrzebne są dalsze rozmowy, co na chwilę nieco pogorszyło nastroje.

Donald Trump twierdzi, że przed końcem roku dojdzie do podpisania tej wstępnej umowy, ale wiadomo, że może zmienić zdanie dosłownie w kilka minut. Rynki jednak zakładają, że sprawa umowy handlowej USA – Chiny idzie w dobrym kierunku.

Poza tym 15. października ruszył sezon raportów kwartalnych amerykańskich spółek, co najczęściej pomaga obozowi byków. Jeśli doda się do tego obrazu fakt, że w czwartym kwartale giełdy najczęściej zyskują (kończące rok windows dressing) to można ostrożnie założyć, że czeka nas (również w Polsce) lepszy okres dla rynku akcji.

Na rynku walutowym ten optymizm widoczny były już gołym okiem. Kursy walut w Polsce nurkowały od przełomu września i października. Na wykresach pojawiły się tak lubiane przez techników formacje podwójnego szczytu. Na parze EUR/PLN zapowiada ona spadek kursu przynajmniej do 4,22 PLN, a na parze CHF/PLN przynajmniej do 3,84 PLN. I znowu – te prognozy sprawdzą się, jeśli parlament brytyjski i Donald Trump nie popsują nastrojów. Oczywiście ta uwaga odnosi się też do rynku akcji.