Polskie firmy rodzinne mają apetyt na zagraniczne rynki. Jedna z nich, sieć klinik Bocian, specjalizująca się w leczeniu niepłodności i in vitro, chce zostać waznym graczem w regionie. Właśnie zrobiła pierwszy krok - przejęła podobny ośrodek w stolicy Łotwy.
– Ryga to największe miasto krajów bałtyckich, wszystkie łotewskie kliniki się w niej znajdują, więc zyskaliśmy dostęp do największego rynku w tym regionie. Ponadto prawo jest bardziej liberalne niż w Polsce – polskie singielki będą mogły korzystać z leczenia za pomocą in vitro i inseminacji. Chcemy też przyciągnąć pacjentki z Wielkiej Brytanii i Skandynawii, także z uwagi na kilkakrotnie niższe koszty terapii – mówi Krzysztof Mrugacz, członek zarządu Bociana.
My Clinic Riga, w której polska firma kupiła 66,7 proc. udziałów, miała w 2019 r. około 4 mln zł przychodów. W 2020 r. podobnie – z powodu pandemii.
– Może rosnąć organicznie o ponad 30 proc. rocznie, ma szansę zostać krajowym liderem. Działa sprawnie i jest rentowna, nie wymaga dokapitalizowania – informuje Krzysztof Mrugacz.
Podkreśla, że o ekspansji poza Polskę firma zaczęła myśleć kilka lat temu, gdy opracowała skuteczny model leczenia i współpracy pomiędzy klinikami. Chce mieć placówki w przynajmniej czterech, pięciu krajach poza Polską.
– Kolejnej zagranicznej akwizycji spodziewamy się jeszcze w tym roku, wierzymy, że nawet większej. Nie musimy przejmować 100 proc. udziałów, wystarczy pakiet kontrolny – mówi członek zarządu Bociana.

Powrót do wzrostu
Bocian ma sześć klinik. W ostatnim dostępnym sprawozdaniu finansowym, za 2018 r., zaraportował 30,4 mln zł przychodów (+25 proc. r/r) oraz po 10,7 mln zł zysku operacyjnego i netto (+52 proc.).
– W 2019 r. mieliśmy 42,5 mln zł przychodów. W 2020 r. chcieliśmy je zwiększyć o ponad 20 proc. i początek roku wskazywał, że się uda, ale plany pokrzyżowała nam pandemia. Wiosną wstrzymaliśmy zabiegi ze względu na rekomendacje towarzystw medycznych. Ponadto pacjenci spoza UE, którzy stanowią 10 proc. z około 30 tys. naszych klientów w skali roku, nadal nie mogą przyjechać z powodu zamkniętych granic – mówi Krzysztof Mrugacz.
Spółka zakończyła 2020 r. z 39,2 mln zł przychodów. Zamierza rosnąć w tempie około 25 proc. rocznie. W 2021 r. spodziewa się 48-50 mln zł z działalności w Polsce.
– W osiągnięciu tego celu pomoże uruchomiona w październiku klinika w Szczecinie oraz obserwowany od stycznia powrót pacjentów zainteresowanych leczeniem niepłodności. Ich liczba jest porównywalna do ubiegłorocznej – mówi Krzysztof Mrugacz.
Rosnący rynek
W Polsce funkcjonuje kilkadziesiąt klinik leczenia niepłodności. Wiele z nich to małe przedsiębiorstwa, sieci mających przynajmniej trzy placówki jest kilka. Krzysztof Mrugacz szacuje, że polski rynek jest wart przynajmniej 350 mln zł, choć trudno o precyzyjne dane, bo dla niektórych ośrodków to podstawowa działalność, a dla innych tylko dodatkowa. Udział Bociana to około 12 proc.
– Popyt jest raczej zaspokojony, ale oceniamy, że rynek rośnie co roku o około 7 proc. Następuje też profesjonalizacja usług, dlatego będziemy otwierać w kolejnych kilku latach przynajmniej jedną klinikę na rok. Bierzemy też pod uwagę akwizycje w Polsce – mówi Krzysztof Mrugacz.
Rozszerzanie oferty
W 2020 r., nie uwzględniając akwizycji, firma zainwestowała połowę zysku netto z 2019 r. Przede wszystkim uruchomiła klinikę w Szczecinie. Budżet inwestycyjny na ten rok to również kilka milionów złotych. Gros pochłonie otwarcie w IV kwartale ośrodka w kolejnym województwie. Firma nie ujawnia, w którym.
– W III kwartale wyposażymy kliniki w Poznaniu i Szczecinie w inkubatory EmbryoScope, w pozostałych już są. Koszt jednego to około 900 tys. zł. Urządzenie umożliwia embriologom ciągły monitoring rozwoju zarodków i wybranie najlepiej rokującego, co przekłada się na większą skuteczność leczenia. Jako założyciele firmy rodzinnej inwestujemy w nią długoterminowo. Koszty pokrywamy z zysku, wspomagając się leasingiem kapitałowym. Nie rozważamy pozyskania inwestorów – mówi przedstawiciel Bociana.
„W niedalekiej przyszłości” spółka bierze pod uwagę wejście na rynek szpitali ginekologiczno-położniczych poprzez przejęcie lub otwarcie placówki. Na szczegóły jest jeszcze za wcześnie.
– To dla nas komplementarna działalność – pacjentki kończyłyby leczenie porodem w naszym szpitalu – mówi Krzysztof Mrugacz.

Polskie firmy rodzinny to ogromny kapitał gospodarczy. Jedną z form rozwoju, która pozwala im m.in. uniezależnić się od zmian na rodzimym rynku, jest zagraniczna ekspansja. Takie działanie jest często podejmowane już przez następne pokolenie właścicieli, czego doskonałym przykładem są firmy Mokate, Klimas Wkręt-met czy LUG. Świat to wciąż przyszłościowy kierunek rozwoju polskich firm rodzinnych – zaledwie 12 proc. z nich działa na rynku europejskim, a 2 proc. globalnie. Obserwując m.in. uczestników Akademii Sukcesora, utwierdzam się w przekonaniu, że będziemy świadkami kolejnych tego typu decyzji.