Wczorajsze przedłużenie przez sąd aresztu tymczasowego żołnierzom, którzy 16 sierpnia 2007 r. jednym pociskiem z moździerza zabili grupę cywili w Afganistanie, było szokiem dla ich rodzin — ale przede wszystkim kompromitacją wojskowej prokuratury. Przez trzy miesiące nie potrafiła ona zebrać materiału dowodowego, który uniemożliwiłby wypuszczonym z aresztu ewentualne mataczenie do procesu.
Szokującym wstępem do orzeczenia sądu stała się wypowiedź Aleksandra Szczygły, który rzucił do kamery TVN (nagranie z 31 stycznia, emisja 11 lutego), myśląc że została wyłączona: „proszę nie mówić do mnie, że ja mam jakąś odpowiedzialność za to, że banda durniów strzela do cywili”. Teza posła PiS ma dwie warstwy. Po pierwsze — niesłychaną pogardę byłego cywilnego ministra obrony narodowej wobec zestresowanych, wysłanych na afgańską wojnę podwładnych. Po drugie — typowe dla całej polskiej klasy politycznej tchórzostwo przed odpowiedzialnością. Miejmy nadzieję, że dogłębnie wyjaśniona zostanie rola Szczygły — rzecz jasna nie w wydaniu fatalnego rozkazu strzelania do wioski w Afganistanie, ale w przetrzymywaniu przez MON informacji o tej tragedii oraz ściemnianiu jej okoliczności.
Skompromitowany poseł PiS jest zatępcą przewodniczącego Komisji Obrony Narodowej Sejmu i przewodniczącym podkomisji ds. współpracy z zagranicą i NATO, a także — lub przede wszystkim — członkiem prezydenckiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego. W interesie polskiego państwa leży jego odejście z wszystkich tych funkcji, bo Siły Zbrojne od dwóch dni kimś takim zbyt gardzą.
Jacek Zalewski