Londyński popyt odpowiada tylko za 20 proc. inwestycji w niezabutelkowane bordoskie wina, ale możliwe wahania relacji funta do euro mogą mieć istotne przełożenie na rynkowe trendy. Powodów do niepokoju nie byłoby może wcale, gdyby z początkiem kwietnia nie ruszała tegoroczna kampania en primeur — okazja do zainwestowania w rocznik 2015, który na rynek pierwotny trafi dopiero po 2-3 latach dojrzewania.

Próba cierpliwości
Tegoroczne wino oceniane będzie przez krytyków dopiero 4 kwietnia, ale ze wszystkich wstępnych not wynika, że ma wyjątkowo dobre perspektywy — mimo upalnego lata warunki pogodowe okazały się dla owoców sprzyjające, a potencjał jakościowy zbiorów uznany został przez ekspertów za bardzo wysoki. Wino zapowiada się więc dobrze, ale w ojczyźnie międzynarodowej giełdy Livex, kampania nie budzi jakoś oczekiwanego entuzjazmu, bo już w ostatnich latach trudno było na niej zarobić, a wtedy brytyjska waluta nie musiała borykać się z planami referendum o wystąpieniu z UE.
W założeniu porównywany do futuresów system zakupów en primeur ma polegać na inwestowaniu w niedojrzałe wina w beczkach, które będzie można zyskownie odsprzedać, kiedy rocznik trafi po zabutelkowaniu do obiegu — warunkami powodzenia są więc niezawyżona początkowa cena i obiecujący potencjał jakościowy. Skrzynki z 2013 r., które właśnie trafiają na rynek, w 90 proc. nie zyskały jednak na wartości, bo według danych „Decantera”, cena 63 proc. win jest taka sama jak w ramach zakupów en primeur, a w 27 proc. przypadków zanotowano spadek.
Najbardziej wyróżniające się wyniki uzyskały Petit Mouton, z 74-procentowym cenowym skokiem, i dobrze rokujące Château Carmes Haut-Brion, którego wartość zwiększyła się w stosunku do stawek z kampanii 19 proc. Chociaż straty nie są tak drastyczne, jak można czasem wnioskować z branżowych komentarzy — bo największy cenowy spadek wynosi 7 proc. — sporemu gronu inwestorów może już nie starczyć cierpliwości na kolejną turę. Znacznie lepiej oceniany 2012 też przecież miał dawać niedoścignione stopy zwrotu, a, jak podaje „Decanter”, 55 proc. win kupowanych przed zabutelkowaniem nie podrożało wcale.
Widmo krąży
Inwestorzy z Wielkiej Brytanii nie inwestują może z takim rozmachem jak kolekcjonerzy z niektórych państw Azji, ale wszystkie czynniki mające wpływ na ich walutę mogą zmieniać przebieg bordoskiej kampanii. Jeśli przykładowe château ustanowi cenę na poziomie 20 EUR, a kurs funta będzie na słabym poziomie 1,3 EUR, pośrednik zapłaci za skrzynkę około 185 GBP, więc cena dla inwestora wyniesie w założeniu 205 GBP. Kiedy spadnie jeszcze bardziej — do 1,25 EUR — skrzynka kosztowała będzie 192 GBP, a jak po 23 czerwca ustabilizuje się znowu na poziomie 1,4 EUR, koszt wyniesie co prawda 171 GBP, ale rynkowa cena sprzedaży również spadnie, i to do 191 GBP — czyli będzie zbliżona do wcześniejszej stawki zakupu.
Gdyby Brytyjczycy zdecydowali się opuścić Unię, zgodnie z przewidywaniami banku UBS, wartości funta i euro mogą się nawet na jakiś czas zrównać, a w związku z tym, że trudno trzymać się jednego pewnego scenariusza, wielu z uczestników bordoskiej kampanii może nie podjąć w tym roku ryzyka. Wyspiarscy eksperci radzą natomiast dosyć przewrotnie, żeby zamiast kursu funta do euro uważnie liczyć skrzynki oferowane w Bordeaux — relacje walut mogą zmienić się przecież jeszcze nie raz, ale jeśli winiarze zaproponują inwestorom mało, prawdopodobnie wino będzie w ich ocenie na tyle dobre, że sami będą woleli poczekać te 2-3 lata ze sprzedażą.