Bruksela, mamy problem

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2024-02-20 20:00

Tytuł jest aktualizacją jednego z najsłynniejszych cytatów współczesności — „Houston, we have a problem” — przekazanego 15 kwietnia 1970 r. przez astronautów z pokładu Apollo 13 do centrali lotu.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Wtedy w lecącym na Księżyc statku kosmicznym eksplodował zbiornik tlenu. Dzięki zimnej krwi i heroiczności astronautów oraz gigantycznej pracy i kreatywności zespołu NASA w Houston załoga cudem wróciła na Ziemię. Zmiana miasta na Brukselę symbolicznie, lecz bardzo merytorycznie pasuje do problemu rozlewania się po Unii Europejskiej protestów rolników. 20 lutego traktory zablokowały wszystkie ważniejsze trasy w Polsce, ale to dopiero początek. 27 lutego gwiaździsty zlot międzynarodowy ma wwieźć problem do centrum Warszawy. Akurat wtorki są dniami posiedzeń Rady Ministrów, trudno powiedzieć, czy organizatorzy powiązali z tym daty protestów, ale to całkiem realne.

Rolnicze demonstracje w państwach UE mają element wspólny oraz dodatki lokalne. Iloczynem zbiorów jest oczywiście Europejski Zielony Ład, który według protestujących powinien zostać wyrzucony do kosza. Nie tylko branża rolna obawia się wielkiego wzrostu kosztów prowadzenia działalności gospodarczej, co będzie zjawiskiem nieuchronnym. Rolnicy czują się uderzani wyjątkowo mocno przepisami szczegółowymi, na przykład nie chcą przymusowego ugorowania 4 proc. gruntów. Wspomniane dodatki zaś obejmują problemy specyficzne w poszczególnych państwach. W Polsce chodzi głównie o zatrzymanie niekontrolowanego importu produktów rolnych z Ukrainy, ale przy okazji doszła walka o utrzymanie hodowli zwierząt futerkowych, dołączyli pszczelarze, a nawet… myśliwi. We Francji rolnicy podnoszą sprawy podatkowe, w Holandii nie godzą się na krajowy program redukcji hodowli, w Grecji żądają pomocy po powodzi etc.

Wobec polskiego rządu, poprzedniego i obecnego, wysuwany jest twardy postulat wycofania się z unijnej zieleni. Tymczasem jest to sztandarowy program UE w kończącej się kadencji 2019-2024 forsowany zgodnie przez wszystkie instytucje, a zainicjowany przez Komisję Europejską (KE). Ursula von der Leyen, jej przewodnicząca, potwierdzała zielony priorytet we wszystkich orędziach o stanie UE, zaś obecnie zgłosiła chęć swojego kandydowania na drugą pięciolatkę 2024-2029. Tym samym 65-latka potwierdziła, że w klasie politycznej przyssanie się do stołków — w każdym ustroju, czy to demokratycznym, czy autorytarnym — jest znacznie silniejsze niż przepisy emerytalne oraz społeczna normalność. Wobec nadchodzącego starcia o prezydenturę USA w realiach biologicznych i tak pozostają w UE — w tym rzecz jasna również w Polsce — jeszcze wieloletnie rezerwy. Podczas rozkręcającej się kampanii przed czerwcowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego (PE) taktycznym priorytetem Ursuli von der Leyen nie są jednak protesty rolników, lecz rozgrywka w klasie politycznej. Chodzi o to, by jej macierzysta Europejska Partia Ludowa miała wystarczającą siłę najpierw w czerwcu na szczycie Rady Europejskiej do wyłonienia jej kandydatury na przewodniczącą KE, a potem w lipcu w PE na zatwierdzenie. W najbliższy piątek przewodnicząca przyjeżdża do Polski, i to nie sama — będzie jej towarzyszył Alexander De Croo, belgijski premier, jako że Belgia sprawuje w tym półroczu przechodnią prezydencję Rady UE. Ten legislacyjny organ międzyrządowy pracuje w trybie ciągłym i jest oderwany od kadencyjności PE kończącego działalność sesją 22-25 kwietnia. Belgijska prezydencja może zatem w maju i czerwcu jeszcze finalizować akty legislacyjne, w tym pakiet Europejskiego Zielonego Ładu. Szkoda, że wizyty unijnych gości nie da się przełożyć na 27 lutego, wtedy mogliby naocznie zmierzyć się z polskim problemem. Inna sprawa, że zapewne nie dojechaliby do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a raczej trudno konferować na poziomie premierów w hotelu przy lotnisku…