Kilkanaście tysięcy osób protestujących w kilkudziesięciu punktach kraju: na autostradach i drogach ekspresowych, w centrach dużych miast i przede wszystkim przy przejściach granicznych. To bilans kolejnego w ostatnich tygodniach ogólnopolskiego protestu rolników. Manifestacji jest sporo, podobnie jak postulatów, bo rolnicy protestują jednocześnie przeciw nadmiernemu importowi produktów z Ukrainy, założeniom Europejskiego Zielonego Ładu i rosnącym kosztom produkcji.
„Nie ma naszej zgody na to, żeby zwozić zboże z Ukrainy, gdy nasze silosy są pełne! Żądamy dymisji Czesława Siekierskiego i Michała Kołodziejczaka, jeśli nie znajdą rozwiązania problemu” — napisano na koncie stowarzyszenia Podkarpacka Oszukana Wieś w serwisie X (Twitter).
Zboże na torach
Poprzednie ogólnopolskie protesty rolników odbyły się 24 stycznia i 9 lutego. W międzyczasie doszło też do mniejszych, regionalnych manifestacji. Regularnie blokowane są polsko-ukraińskie przejścia graniczne. W związku z zaostrzeniem protestu służby celne we wtorek w połowie dnia podawały, że szacunkowy czas oczekiwania na odprawę dla samochodów ciężarowych wyjeżdżających z Polski do Ukrainy wynosi od 100 godzin w Hrebennem do ponad 450 (prawie 19 dni) w Dorohusku i Medyce. Na kolejowej części tego ostatniego przejścia z pociągów wysypywano zboże.
— Zdecydowanie potępiamy wysypanie ukraińskiego zboża przez protestujących w Medyce. Policja powinna stanowczo reagować i ukarać tych, którzy łamią prawo. To także brak szacunku do pracy ukraińskich rolników w warunkach rosyjskiej agresji, do siebie i innego człowieka — skomentował Wasyl Zwarycz, ambasador Ukrainy w Polsce.
We wtorek list otwarty w sprawie protestów opublikował Czesław Siekierski, minister rolnictwa. Podkreślił w nim, że rolnicy „protestują w słusznej sprawie”, a resort chce wspólnie z nimi wypracować „porozumienie w sprawie rozwiązania bieżących problemów”.
„Uregulowanie handlu rolnego z Ukrainą jest jednym z priorytetów resortu rolnictwa. Podtrzymany został krajowy zakaz importu do Polski zbóż, rzepaku i słonecznika oraz niektórych produktów przetwórstwa, tj. mąki pszennej, śrut, otrębów i makuchów. Jednocześnie dążymy do wypracowania porozumienia dwustronnego z Ukrainą, które rozszerzałoby zakres ochrony rynku o inne wrażliwe produkty, takie jak m.in. cukier, drób, jaja, owoce miękkie, miód, sok jabłkowy, oleje” — napisał Czesław Siekierski.
Wet za wet
Minister wskazał jednocześnie, że blokowanie ukraińskiej granicy może mieć negatywne skutki, jeśli Ukraina, która sprowadziła w ubiegłym roku polskie towary rolno-spożywcze o wartości ponad 1 mld EUR, a w 2022 r. za 3,5 mld EUR, zdecyduje się na działania odwetowe. „Całkowite zamknięcie granicy może spowodować wstrzymanie polskiego eksportu towarów rolnych do Ukrainy, co może skutkować likwidacją wielu miejsc pracy” — napisał Czesław Siekierski.
Odpowiedzią Ukrainy na blokadę granic przez polskich rolników może być zakaz importu polskiej żywności — zapowiedział w rozmowie z ukraińską edycją Forbesa Mykoła Solski, minister polityki agrarnej i żywnościowej Ukrainy. Chodziłoby prawdopodobnie o nabiał i owoce.
Tymczasem pod koniec tego tygodnia resort rolnictwa ma oficjalnie przedstawić listę firm, które kupowały zboże z Ukrainy. Zapowiedział to Michał Kołodziejczak, wiceminister rolnictwa, który wcześniej podawał, że krajowe firmy sprowadziły z Ukrainy 330 tys. ton zboża technicznego, rzepaku i kukurydzy, kupując je wielokrotnie poniżej cen pozwalających osiągnąć próg opłacalności upraw w Polsce.
Resort opublikował już pierwszą wersję takiej listy (wykorzystującą dane inspekcji rolnych) pod koniec listopada. Miała 62 strony i sporo firm było wymienionych na niej wielokrotnie. Wśród licznych mniejszych byli też duzi krajowi gracze, m.in. Cedrob i Wipasz, czy oddziały największych firm handlujących surowcami rolnymi, m.in. Cargill i Viterra.