Budżet Ő99 w normie, ale obecny jest zagrożony
WYLICZENIA BYŁY DOBRE: Chociaż budżet państwa nadal legitymuje się wysokim deficytem, to jednak wyraźnie poprawia się jego relatywna równowaga.
Nie ulega wątpliwości, że rozmiary deficytu budżetu państwa to jeden z podstawowych mierników możliwości rozwojowych danej gospodarki. Oznacza to, że nadmierny rozrost wydatków państwa, jeśli znacznie przewyższa dynamikę jego dochodów, jest poważnym zagrożeniem dla równomiernego postępu gospodarczego — nie mówiąc już o jego przyspieszaniu.
TEN NIECO teoretyczny wstęp był niezbędny dla zilustrowania nader niekorzystnych wydarzeń, jakie miały miejsce w pierwszych miesiącach minionego roku. Deficyt budżetowy rósł w zastraszającym tempie z miesiąca na miesiąc, by po czerwcu — gdy upływ czasu kalendarzowego wyniósł zaledwie 49,6 proc. — osiągnąć aż 97,2 proc. ujemnej kwoty założonej na cały rok. Powiało wówczas grozą — do tego stopnia, że spora część ekonomistów (i to niekoniecznie związanych z kręgami opozycji) publicznie domagała się nowelizacji ustawy budżetowej, twierdząc, że nie jest możliwe utrzymanie zakładanej dyscypliny wydatków, a może nawet przede wszystkim dochodów, państwa.
POSTULATY te pozostały wołaniem na puszczy. I dobrze, bo jak wykazały efekty następnych miesięcy deficyt budżetu państwa systematycznie relatywnie malał. Z przedostatniego wyliczenia dotyczącego listopada ubiegłego roku wynika, iż deficyt wyniósł 12,1 mld zł, co stanowiło 94,4 proc. kwoty założonej na cały 1999 rok, a więc tylko nieznacznie wyprzedzał wskaźnik upływu czasu kalendarzowego.
TAK ISTOTNA poprawa sytuacji wynika zarówno ze zwiększonej dyscypliny wydawania pieniędzy podatników, jak i wyraźnie rosnących ostatnio wpływów budżetowych. W sumie w okresie jedenastu miesięcy dochody budżetu wyniosły 112,5 mld zł. Podstawowym ich źródłem były wpływy z podatków pośrednich — VAT i akcyzy — które wyniosły 67,6 mld zł. Wpływy z podatku dochodowego od osób fizycznych zamknęły się w tym okresie kwotą 20,5 mld zł, z podatku dochodowego od osób prawnych — 12,6 mld zł, zaś z państwowych jednostek budżetowych — 9,7 mld zł. Uzyskane dochody stanowiły 87,0 proc. całorocznej kwoty założonej w ustawie, w tym z tytułu podatków pośrednich — 86,9 proc., podatku dochodowego od osób fizycznych i prawnych — odpowiednio 89,3 proc. oraz 77,3 proc., a w przypadku dochodów jednostek budżetowych — 98,9 proc. Zestawienie to wskazuje, iż największym dłużnikiem budżetu są przedsiębiorstwa. Należy domniemywać, że głównie państwowe.
W STOSUNKU do upływu czasu wydatki budżetu były minimalnie wyższe. W sumie zamknęły się one kwotą 124,6 mld zł, co stanowiło 87,7 proc. założeń ustawy budżetowej. Znacznie wyższe było jednak zaawansowanie wypłat subwencji dla jednostek samorządu terytorialnego, które wyniosło 97,6 proc. Wydatki na obsługę długu krajowego wyniosły 90,3 proc., dotacje dla Funduszu Emerytalno-Rentowego — 88,9 proc., dla Funduszu Ubezpieczeń Społecznych — 88,5 proc.
UBIEGŁOROCZNY deficyt budżetowy, o czym definitywnie przekonamy się za kilkanaście dni, gdy GUS dokona ostatecznych wyliczeń, zapewne nie zostanie przekroczony. Wbrew pozorom jednak nie jest to powód do uruchomienia radosnych fanfar i werbli. Rzecz bowiem w tym, iż równowaga (na miarę deficytu) tego budżetu w dużej mierze utrzymywana była sztucznie. Warto przypomnieć dodatkowe kwoty, które tajemniczym sposobem znalazły się na interwencyjny skup płodów rolnych po protestach rolników i wspomagające restrukturyzujące się górnictwo. Nie od rzeczy będzie tu przypomnieć pożyczki dla ZUS, nie mającego pieniędzy na wypłatę rent i emerytur oraz wspomaganie kas chorych, także pozbawionych gotówki niezbędnej na bieżącą działalność.
KWOTY TE — w zdecydowanej większości przypadków — nie były uwzględnione w ubiegłorocznym budżecie. Takiego zaś stanu rzeczy po prostu nie można akceptować. Dlatego należałoby się wnikliwie przyjrzeć tegorocznej ustawie budżetowej, przed jej ostatecznym zatwierdzeniem. Bo być może zawiera luki podobne do tych z ubiegłego roku, pozwalające dowolnie kierować strumień środków wypracowanych i będących własnością całego społeczeństwa.