Poślizg na starcie, lawina obaw i dobry finisz, czyli doświadczenia Polski z wykorzystaniem miliardowej pomocy z UE.
Proces uruchamiania programów finansowanych z funduszy strukturalnych był bolesny.
— Mimo częstych konsultacji z Komisją Europejską, wciąż coś nas zaskakiwało. Poprawialiśmy szczegóły programów i modyfikowaliśmy procedury. Trwało to dosyć długo, ale dziś możemy być zadowoleni — mówi Danuta Jabłońska, dyrektor departamentu zarządzającego Sektorowym Programem Operacyjnym Wzrost Konkurencyjności Przedsiębiorstw w Ministerstwie Gospodarki i Pracy.
Mozolna praca rzeczywiście się opłaciła. Dla porównania — Czechy, które uwinęły się z opracowywaniem programów znacznie szybciej, dziś stoją przed perspektywą konieczności zwrotu środków do unijnej kasy, ponieważ ich programy nie do końca są spójne z normami unijnymi.
Mimo obaw — boom
Opóźnienia w uruchamianiu programów finansowanych z funduszy strukturalnych wywołały lawinę obaw, czy Polska zdąży wykorzystać dostępne środki. Sceptycy twierdzili, że potencjalni beneficjenci nie dadzą rady przygotować projektów i pieniądze przepadną. Rzeczywistość pokazała, jak bardzo się mylili…
Następstwem uruchomienia każdego programu była lawina wniosków. Gminy i samorządy lokalne złożyły do samego tylko Zintegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego ponad 7 tys. wniosków, z czego pieniędzy wystarczyło dla nieco ponad 1000. Na dofinansowanie nowych inwestycji szansę ma co kilkunasty przedsiębiorca. Powód? Ograniczenia budżetowe.
— Obawiam się, że środków zabraknie w tym roku, mimo że wnioski można składać do końca 2006 r. — mówi Mirosław Marek, szef Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości.
Tylko jedno ale...
Do 30 września z zaliczki na fundusze strukturalne nie zostały jeszcze zrefundowane beneficjentom żadne wydatki poniesione w związku z realizacją projektów. Dlaczego? Liczba podpisywanych umów o dofinansowanie i ich wartość jest bardzo mała.