Być tatą astronauty

Ewa Tyszko
opublikowano: 2023-08-25 14:45

Nie kryje dumy z osiągnięć synów. Jeden z nich, Sławosz, może być drugim w historii Polakiem, który spojrzy na Ziemię z kosmosu. Sam jednak funkcjonuje w zupełnie innym świecie – Piotr Uznański jest współwłaścicielem domu aukcyjnego Rynek Sztuki i właścicielem galerii. Choć zawsze ich wspierał, podkreśla, że synowie życiowy sukces zawdzięczają sobie.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Z wykształcenia jest historykiem sztuki, absolwentem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego – przez prawie 20 lat Piotr Uznański był też wiceprezesem i prezesem łódzkiego oddziału Stowarzyszenia Historyków Sztuki. Z galerią przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi jest związany od prawie 40 lat.

Zmiany nie sprzyjają kolekcjonowaniu

Uważa, że handlując sztuką, nie zawsze można być kolekcjonerem. Dostrzega też zależność między trybem życia, zmieniającym się z każdym pokoleniem, a potrzebą zbierania.

– Kolekcjoner nie potrafi się rozstać z dziełami – wiem to po sobie. Prowadząc taką działalność, trzeba się jednak liczyć z dołkami finansowymi. Konieczność pożegnania się z częścią kolekcji bywa wtedy bolesna… W swoich zbiorach mam głównie sztukę współczesną, dzieła podarowane mi przez zaprzyjaźnionych artystów. Przez prawie 40 lat pracy w galerii obserwuję, jak zmieniają się potrzeby estetyczne klientów. Kiedyś poszukiwali sztuki tradycyjnej, dziś 30-, 40-latkowie, którzy zyskali możliwości nabywcze, szukają sztuki współczesnej. Zmiany potrzeb następują błyskawicznie, trudno nadążyć za ich nurtami – mówi Piotr Uznański.

Podkreśla jednak, że to naturalna kolej rzeczy – sam w młodości szukał intensywniejszych działań plastycznych, z wiekiem te oczekiwania się wyciszyły. Kilkadziesiąt lat temu sprzedawał sporo rzemiosła artystycznego – markowe wyroby porcelanowe, dobre srebra, szkło. Dzisiaj najlepszych dzieł sztuki jest coraz mniej na rynku, a jednocześnie zmniejsza się liczba kolekcjonerów.

– Myślę, że kolekcjonerstwo zawęziło się do wąskiej, elitarnej grupy społecznej. W młodszym pokoleniu kolekcjonerów jest mało, bo ludzie coraz częściej się przemieszczają, nie mieszkają w jednym miejscu. Mimo że mój syn Sławosz już ma własny dom, nie traktuje go jak domu na zawsze, czekają go przecież kolejne przeprowadzki, jeśli wszystko pójdzie po jego myśli – ocenia historyk sztuki.

Tajemnica ścisłego umysłu

W galerii przy Piotrkowskiej jego synowie spędzali w dzieciństwie sporo czasu, nasiąkając sztuką.

– Zawsze mieli z nią kontakt, także z naszymi przyjaciółmi, z których wielu to artyści. Jak to się stało, że Sławosz ma tak ścisły umysł? To zagadka. Ale cieszę się, że tak się stało, bo dziś praca w humanistycznych zawodach jest bardzo trudna. Świat ma potrzeby wymagające ścisłego umysłu. Sądzę jednak, że nawet jeśli ktoś specjalizuje się w bardzo technicznych zawodach, ma potrzebę humanizowania tych dziedzin – potwierdzeniem tego może być działanie kilku galerii na Politechnice Łódzkiej. Widać, że inżynierowie potrzebują kontaktu ze sztuką – uważa Piotr Uznański.

Jego syn Sławosz – inżynier i astronauta rezerwowy Europejskiej Agencji Kosmicznej – pewnie by się z nim zgodził. Ze względu na obowiązki zawodowe od wielu miesięcy nie udzielił żadnego wywiadu, ale rozmawiając w styczniu ze Sławomirem Maciasem z kanału Tropiciel, powiedział, że dla niego „matematyka i sztuka łączą się jak rzeki”.

W tej rozmowie wspominał także dzień swoich urodzin – 12 kwietnia. Żartował: „to rocznica lotu Gagarina, więc co roku widziałem w telewizji powtórkę informacji o kosmonautach, astronautach, słyszałem życzenia: szczęśliwego Dnia Kosmonauty”.

Patrzenie w niebo

– Staraliśmy się wychowywać synów tak, jak potrafiliśmy najlepiej, i daliśmy im cząstkę siebie. Staraliśmy się im pomóc w wykształceniu, ale wydaje mi się, że sukces zawdzięczają jednak sobie. Młodszy, Mikołaj, jest absolwentem studiów międzynarodowych, pracuje w międzynarodowej firmie – mówi współwłaściciel Rynku Sztuki.

Wspomina wyjazd Sławosza do Francji – skończył wówczas drugi rok studiów i nie znał francuskiego. Dał sobie jednak radę.

– Teraz pracuje w Szwajcarii, ma kontakty w Stanach Zjednoczonych. Od wielu lat współpracuje z NASA jako specjalista od promieniowania kosmicznego. Prowadzi wykłady o projektowaniu systemów kosmicznych w międzynarodowych szkołach inżynierskich. Napisał też książkę poświęconą efektom promieniowania w układach elektronicznych, publikuje artykuły naukowe i popularnonaukowe. Przyznam, że większości tego, co robi, zupełnie nie rozumiem… – śmieje się historyk sztuki.

Jest dumny z osiągnięć syna, ale czasami trochę przerażony.

– Choć cieszę się, że odnosi sukcesy i jest zafascynowany tym, co robi, jego plany życiowe są dla mnie bardzo abstrakcyjne i niebezpieczne. Co tu dużo mówić, synów uczyłem chodzić po górach, sami zaczęli chodzić wyżej – Sławosz był nawet w Himalajach. Okazało się, że to dla niego też za nisko, chciał iść jeszcze wyżej. Od dziecka jest bardzo dynamiczny, siedzenie w miejscu mu nie wystarcza. Sam się czasem zastanawiam, o czym będzie myślał, gdy wróci z tego swojego pierwszego lotu w kosmos, co mu przyjdzie do głowy i o czym będzie wtedy marzył, jaką kolejną granicę do pokonania znajdzie… – konkluduje tata astronauty.

Kosmiczna szansa

W sierpniu opinię publiczną zelektryzowała informacja, że drugi Polak w historii może polecieć w kosmos. Sławosz Uznański to kandydat wybrany przez Europejską Agencję Kosmiczną do rezerwy astronautów. W listopadzie pokonał ponad 22 tys. kandydatów z Europy w trwających półtora roku eliminacjach, przechodząc m.in. testy z wiedzy o kosmosie i technologiach kosmicznych, umiejętności rozwiązywania złożonych, nietypowych problemów pod presją czasu, odporności psychicznej.

Droga do tego miejsca wiodła z rodzinnej Łodzi, w której skończył szkołę średnią, a w 2008 r. – z wyróżnieniem – Politechnikę Łódzką. W tym samym roku uzyskał też dyplom inżyniera na francuskiej uczelni École Polytechnique de l’Université de Nantes.

Na rekrutację astronautów przez Europejską Agencją Kosmiczną (ESA) czekał 13 lat, jednak nie było to czekanie bierne, lecz inwestycja w osiągnięcia naukowe. Pracę doktorską obronił – na Université d’Aix-Marseille – z materiałów odpornych na promieniowanie kosmiczne, co mogło mieć wpływ na to, że trafił do Europejskiego Korpusu Astronautów.

Prawdopodobieństwo, że po 45 latach drugi Polak spojrzy na Ziemię z kosmosu, wzrosło m.in. dzięki zwiększeniu nakładów Polski na działalność ESA – przez najbliższe trzy lata wydamy 360 mln EUR, jednak kandydaturę Polaka musi jeszcze zaakceptować specjalny międzynarodowy komitet nadzorujący działalność Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Te pieniądze mają być przeznaczone na zwiększenie aktywności Polski w ESA, mają też zapewnić dostęp do prowadzonych przez nią działań technologicznych i naukowych.