Były dyrektor KNF sam zgłosił się do sądu

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2024-05-08 20:00

Wymiar sprawiedliwości nie potrafił do niego dotrzeć. Po artykułach PB wieloletni szef pionu domów maklerskich KNF sam odezwał się do sądu, by złożyć wyjaśnienia w procesie WGI.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

7 maja 2024 r. w roli świadka w ponownym procesie szefów Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej (WGI) wystąpił Marek Szuszkiewicz (zgodził się na podawanie pełnych danych osobowych), były wieloletni dyrektor KNF, nadzorujący pion domów maklerskich w Komisji Nadzoru Finansowego (KNF), jak również jej poprzedniczce – Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (KPWiG).

- Stawiłem się wezwany przez gazetę – żartował przed salą rozpraw.

Marek Szuszkiewicz miał zeznawać już wcześniej, ale nikt nie odebrał wezwań, jakie sąd wysłał na dwa adresy przekazane przez KNF, w której pracę zakończył po ujawnieniu się problemów GetBacku. Prokurator proponował wystąpienie do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych o udostępnienie adresu byłego urzędnika KNF i ewentualnie obecnego płatnika składek na ubezpieczenie społeczne.

- Wydaje się, że aktualny płatnik składek będzie miał najbardziej aktualne informacje - argumentował w kwietniu prokurator Marek Skrzetuski.

Prowadząca ponowny proces szefów WGI sędzia Anna Wierciszewska-Chojnowska odrzuciła jednak ten pomysł. W przeciwieństwie do innych świadków nie uznała też za właściwe angażowania policji do znalezienia byłego urzędnika. W połowie kwietnia 2024 r. Mariusz Cyran, radca prawny KNF, dostarczył bowiem jeszcze sądowi numer telefonu byłego dyrektora nadzoru. Sąd miał podjąć próbę skontaktowania się z nim telefonicznie. Marek Szuszkiewicz twierdzi jednak, że nikt do niego nie dzwonił, a pod jednym z adresów, na które sąd wysłał wezwanie, nie mieszka od 11 lat.

Jak zatem trafił na salę rozpraw? Po naszych artykułach opisujących perypetie z dotarciem do niego przez wymiar sprawiedliwości sam napisał e-maila do sądu. W efekcie 7 maja 2024 r. zeznawał jako świadek. Co miał do powiedzenia w sprawie WGI opinia publiczna się jednak nie dowie.

Podobnie jak w przypadku zeznającej w kwietniu urzędniczki KNF, sędzia Anna Wierciszewska-Chojnowska wyłączyła jawność rozprawy w części obejmującej wyjaśnienia Marka Szuszkiewicza. Stało się to po tym jak poinformowała, że przed laty zarówno w śledztwie prokuratury, jak również pierwszym procesie szefów WGI, na podstawie art. 180 § 1 Kodeksu postępowania karnego został zwolniony z obowiązku zachowania tajemnicy zawodowej.

Stawił się jeden z sześciu wezwanych

W procesie WGI Marek Szuszkiewicz ma jeszcze wypowiadać się na początku czerwca. Tego samego dnia sąd planuje jeszcze wysłuchać, co do powiedzenia na temat wydarzeń sprzed 18 lat i więcej ma troje innych świadków. Otwarte pozostaje pytanie czy wymiarowi sprawiedliwości w ogóle uda się dotrzeć do tych osób.

Poza Markiem Szuszkiewiczem 7 i 8 maja miało zeznawać jeszcze sześciu świadków. W sądzie stawił się jeden z nich – były dyrektor finansowy WGI DM, który podpisał umowę w sierpniu, a pracę rozpoczął od 1 października 2005 r. Mówił, że zgodnie z regulacjami prawnymi w firmie istniały dwa obiegi pieniężne – jeden dotyczył aktywów klientów, drugi środków własnych domu maklerskiego. Podkreślał, że zajmował się tylko tymi drugimi. Padło jednak pytanie, czy wie, kto generował raporty o stanach rachunków klientów.

- Dziś to za trudne pytanie – odpowiedział 18 lat po upadku WGI.

Twierdził, że w WGI kontaktował się głównie z oskarżonym A.S. Od niego miał też uzyskać informację, że przychody WGI pochodziły z prowizji, jakie polska spółka otrzymywała od zagranicznych platform tradingowych, przez które lokowała pieniądze klientów.

- Ale nigdy nie zetknąłem się z dokumentami, które by to potwierdzały – zaznaczył Jerzy P.

Wśród świadków, którzy 7 i 8 maja okazali się dla sądu nieosiągalni, znaleźli się twórca firmy MAP-Groszyk, oraz Marek W. W przypadku tego ostatniego sąd jako adres do doręczeń miał tylko adres BNP Paribas Bank Polska, a instytucja ta odpisała sądowi, że człowiek ten w banku nie pracuje.

Adresy niektórych świadków sąd chce ustalić w oparciu o bazę PESEL. W przypadku Marka W. poprzestanie na ujawnieniu zeznań zaprotokołowanych przed laty. Wniósł o to prokurator. Zresztą w ogóle chce on przesłuchać na sali rozpraw jeszcze około 10 osób (w tym dwóch syndyków WGI). W przypadku pozostałych osób zeznających w śledztwie i podczas pierwszego procesu WGI chce się oprzeć na zaprotokołowanych wtedy zeznaniach. Prokurator Marek Skrzetuski wyjaśnia, że ze względu na upływ czasu i samą merytoryczną wartość ich wcześniejszych wyjaśnień nie ma sensu tracić czasu na wzywanie ich do sądu.

A może by tak dziennikarzy sprzed lat?

Jakub Wende, obrońca oskarżonych menedżerów WGI, zadeklarował, że o tym jakich świadków chciałby powołać poinformuje sąd do 16 maja 2024 r. Najpóźniej tego dnia sędzia Anna Wierciszewska-Chojnowska ma się też odnieść do wniosku jednego z oskarżycieli posiłkowych (czyli poszkodowanego) o przesłuchanie czterech maklerów oraz dwojga osób wykonujących przed laty zawód dziennikarza (m.in. Anny Marszałek). Prokurator Marek Skrzetuski jest wnioskowi przeciwny.

- Nie rozumiem, jaką nową wiedzę ci maklerzy mieliby posiadać – argumentował w sądzie.

Jego zdaniem okoliczności, na które mieliby złożyć zeznania wynikają z dokumentów dołączonych do akt i częściowo z zeznań innych świadków. Jeśli zaś chodzi o dziennikarzy, to nie mają oni bezpośredniej wiedzy na temat zdarzeń objętych aktem oskarżenia. Wzywaniu Anny Marszałek przeciwny był także obrońca.

- Jeżeli chodzi o maklerów, to decyzję pozostawiam do uznania sądu – mówił adwokat Jakub Wende.

Raz już uniewinnieni

Proces rozpoczęty w maju 2023 r. – niemal równe 17 lat po odebraniu WGI licencji maklerskiej - ma rozstrzygnąć o odpowiedzialności trzech członków zarządu WGI za to, że w 2006 r. 1156 klientów WGI straciło 247,9 mln zł (na dzisiejsze pieniądze około 660 mln zł). W pierwotnym procesie szefowie WGI zostali uniewinnieni w 2020 r. Stało się to 14,5 roku po upadku WGI, w tym ośmiu latach postępowania sądowego (wcześniej sprawa latami tkwiła w prokuraturze). W 2022 r. sąd apelacyjny odesłał jednak sprawę do ponownego rozpatrzenia.