BYTOM SZUKA INWESTORÓW
Producent odzieży w ramach restrukturyzacji przekształci swoje szwalnie i biuro handlowe w oddzielne spółki
TANIEC NA LINIE: Przychodząc do Bytomia w ubiegłym roku, nikomu nie obiecywałem, że spółka przetrwa. Dziś też nie jest pewne, czy firma nie zostanie postawiona w stan upadłości, nadal balansujemy na krawędzi. Na ogłaszanie wyroku jest jednak za wcześnie. Program naprawczy jest przewidziany na trzy lata - mówi Cezary Przybysławski. fot: Andrzej Wawok
— Zakłady Odzieżowe Bytom nadal balansują na krawędzi bankructwa — przyznaje Cezary Przybysławski, prezes spółki. Ma jednak nadzieję, że w przyszłym roku firma wyjdzie na prostą.
Jeszcze w tym roku pięć zakładów Bytomia będzie przekształconych w oddzielne spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, w których firma będzie pełnić rolę spółki matki poszukującej dla nich inwestorów strategicznych. Wynika to z planów restrukturyzacji zakładów. Zdecyduje o tym grudniowe WZA.
— W cywilizowanym świecie szwalnia, w której pracuje 300 osób, to już wielka fabryka. Tymczasem Bytom zatrudnia prawie 3000 ludzi. Przy takich rozmiarach firmy zarząd traci nad nią kontrolę. W Bytomiu zdarzało się, że do zarządu przychodzili związkowcy, skarżąc się na zepsute maszyny. Przecież od tego jest majster, a nie prezes firmy — mówi Cezary Przybysławski.
Do każdego zakładu spółki zarząd chce wprowadzić inwestora z zewnątrz. Prowadzone są rozmowy z niemieckimi firmami z branży tekstylnej. W planach zarządu Bytomia są także inwestycje w maszyny, które mają podnieść wydajność.
— W każdy zakład chcielibyśmy zainwestować 4,3-6,4 mln zł (2-3 mln DEM). Na te inwestycje nie będziemy jednak zaciągać kredytów. Z powodu sytuacji na giełdzie i bardzo niskiego kursu akcji Bytomia nie może też być mowy o emisji akcji na ten cel. Pieniędzy będą szukały same zakłady — przekonuje prezes.
Zachodnie wzorce
Kolejnym etapem zmian będzie przekształcenie biura handlowego w oddzielną spółkę. Jej własnością pozostanie marka Bytom oraz biuro projektowe. Do zadań przekształconego biura będzie należało projektowanie odzieży pod marką Bytomia, zlecanie produkcji oraz jej sprzedaż.
— Wyroby z metką Bytom równie dobrze mogą być produkowane poza naszymi zakładami. Na nasze zlecenie Chińczycy produkują krawaty. Wkrótce na rynku pojawią się także koszule Bytomia. W Polsce ta marka cieszy się dobrą opinią i już dawno powinna być wykorzystana w innych wyrobach. Na Zachodzie klient może skompletować ubranie, czyli garnitur koszulę, płaszcz, krawat w sklepie jednej firmy — wyjaśnia prezes Przybysławski.
Tylko zlecenia
Jeśli rozmowy z inwestorami chętnymi do przejęcia zakładów szwalniczych zakończą się sukcesem, Bytom stanie się firmą handlową, zlecającą produkcję swoich wyrobów firmom zewnętrznym.
— Wielkie firmy odzieżowe projektują i sprzedają. Najważniejszą zasadą ich działalności jest bardzo sprawna logistyka, a nie produkcja — mówi Cezary Przybysławski.
Bytom charakteryzuje się przerostem zatrudnienia w stosunku do wartości sprzedaży. Potentatami wśród producentów odzieży męskiej w Europie są firmy niemieckie, włoskie i brytyjskie. Obroty takich firm, jak Hugo Boss, Roy Robson (Niemcy), brytyjska Burburry s czy włoskie Armani oraz Cerutti idą w miliardy złotych (ubiegłoroczne przychody ze sprzedaży Bossa przekroczyły miliard marek, czyli ponad 2 miliardy złotych). Nie oznacza to jednak, że firmy te zatrudniają dziesiątki tysięcy szwaczek. Całkowite zatrudnienie Bossa, obecnego w kilkudziesięciu krajach przekracza 2000 osób, podczas gdy sprzedaż Bytomia zatrudniającego nieprawie 3000 osób nie przekroczyła 100 mln zł (relacja przychodów do zatrudnienia innych polskich firm odzieżowych nie wygląda lepiej). Najczęściej zachodnioeuropejscy potentaci w ogóle nie zajmują się szyciem, a jedynie zlecają tę czynność firmom z Polski, Rumunii czy Bułgarii oraz szwalniom na Dalekim Wschodzie. Należy się spodziewać, że w miarę wzrostu zamożności polskiego społeczeństwa konkurencyjność krajowych firm będzie coraz bardziej spadała.
— Nie mam oczywiście złudzeń, że Bytom będzie mógł równać się z potęgami europejskimi. Ich roczne wydatki marketingowe sięgają 42 mln zł (20 mln DEM) — dla nas jest to astronomiczna suma. Możemy być jednak silną krajową firmą, zorganizowaną na wzór zachodnich wytwórców odzieży — uważa Cezary Przybysławski.
BYĆ ALBO NIE BYĆ: Duże zakłady produkcyjne z branży odzieżowej, jeśli chcą utrzymać się na rynku i przynosić dochód, stoją przed koniecznością ograniczania zatrudnienia. Przedstawiciele firm przyznają, że inwestycje w modernizację parku maszynowego nie wystarczą do wytrzymania konkurencji z małymi firmami, które znacznie szybciej dostosowują się do wymogów rynku niż ich wielcy konkurenci. fot: Borys Skrzyński