Gdyby dzisiaj, na dobę przed szczytem Rady Europejskiej i zakończeniem (to chyba tylko teoria) VIII Konferencji Międzyrządowej, któryś z ośrodków przeprowadził badanie polskiego społeczeństwa na temat znajomości projektu „Traktatu ustanawiającego Konstytucję dla Europy” — to wyniki byłyby zatrważające. Poza sporem o przyszły system głosowania w Radzie Ministrów UE, statystyczny obywatel nawet NIE SŁYSZAŁ, jakie w ogóle sprawy owa konstytucja reguluje...
Tymczasem jest to spora książka, zaczynająca się myślą ateńskiego „ojca krytyki historycznej” Tukidydesa (zacytowaną obok), kończąca zaś szczegółowymi załącznikami — a konkretnie instrukcją co zrobić, gdy któreś z państw napotka trudności przy ratyfikacji... nowelizacji Konstytucji. Między punktami brzegowymi zawiera się bogactwo nowoczesnej myśli europejskiej, wyznaczającej przyszłość kontynentu w XXI wieku. Niestety, na razie jest ono dostępne zaledwie ułamkowi procentu Polaków.
Solidarną odpowiedzialność za zawężenie społecznego postrzegania konstytucji tylko do wątku liczenia głosów ponoszą: klasa polityczna, media oraz sami zainteresowani, czy raczej — kompletnie niezainteresowani. I o tych realiach powinien pamiętać każdy, kto w czasie weekendu osiągnie stan wrzenia w związku z wieściami nadchodzącymi z Brukseli...
