CRICOLAND IDZIE POD MŁOTEK
Wartość majątku bankruta wyceniono na 1,7 mln złotych
ZABÓJCZE OBCIĄŻENIA: Sprowadzany sprzęt z zagranicy był obciążany 25 proc. cłem i 25 proc. podatkiem granicznym — relacjonuje Krzysztof Rogójski, były dyrektor handlowy Cricolandu, a dzisiaj warszawski pełnomocnik syndyka. fot. Małgorzata Pstrągowska
Trwa postępowanie upadłościowe spółki Cricoland. Sprawa budzi wiele kontrowersji. Mówi się, że do upadku firmy przyczyniły się media, prawo i ekscentryczny właściciel. Powstała lista wierzytelności, która prawdopodobnie wywoła protesty.
Spółka Cricoland rozpoczęła działalność w 1990 roku. Swoje lunaparki otworzyła w czterech miastach: Warszawie, Gdańsku, Białymstoku i Zakopanem. Zarząd urzędował w Gdańsku. Od tego czasu, jak każda firma, borykała się z różnymi problemami. Z uwagi na szczególny charakter jej działalności, w ostatnich latach na niskie dochody wpływały warunki pogodowe. Do tego doszły konflikty z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych i Urzędem Skarbowym.
— Urząd Skarbowy szedł na rękę, gdy podatnik stracił z powodu nieudanego kontraktu. Podobnie ZUS. Niestety inaczej to wyglądało, jeśli chodzi o składki pracownicze i podatki. A z tymi zalegała nasza firma — opowiada Krzysztof Rogójski, były dyrektor handlowy Cricolandu, a dzisiaj warszawski pełnomocnik syndyka.
Ostatnia kropla
W maju 1997 roku w gdańskim lunaparku doszło do tragicznego wypadku. W wyniku awarii karuzeli 4 osoby zostały ranne. Cricolandowi wytoczono proces karny, który trwa do dziś. Incydent nagłośniły media, cała Polska dowiedziała się o niebezpiecznym lunaparku. Utargi sieci lunaparków spadły o 90 proc., a zadłużenie sięgnęło kwoty 5-6 mln zł.
— W środowisku mówiono, że musieliśmy komuś nieźle zajść za skórę. W tym samym czasie w lubelskim lunaparku Daewoo był podobny wypadek. Tylko że tam ucierpiało 12 osób, z czego 6 było ciężko rannych. O tym wydarzeniu jedynie napomknięto w mediach, a po kilku dniach sprawa ucichła. My pokutujemy do dzisiaj — relacjonuje Krzysztof Rogójski.
— To była ostatnia kropla, która przepełniła czarę problemów firmy — dodaje Rafał Zwierzyński, syndyk masy upadłościowej Cricolandu.
Karuzela staje
Obecnie działa jedynie warszawski lunapark, pozostałe trzy zostały zamknięte. Przyczyn kłopotów Cricolandu syndyk upatruje w złej organizacji i nieelastycznym zarządzaniu firmą. Były dyrektor handlowy wspomina też o aspektach prawnych.
— W niemieckim prawie figuruje zapis o pracowniku sezonowym. W Polsce można zatrudniać jedynie na umowę-zlecenie. Ale żaden porządny elektryk nie będzie na takich zasadach pracował. W rezultacie i my, i on musimy odprowadzać podatek. To się nie kalkuluje. Poza tym, przy sprowadzaniu sprzętu rozłożyły nas cła i podatki graniczne — tłumaczy.
18 czerwca gdański Sąd Rejonowy ogłosił upadłość spółki Cricoland. Sporządzony został projekt listy wierzytelności.
— Lista jest dla wierzycieli, dla mnie zaś pasywa upadłej firmy. W pierwszej kolejności będę zaspokajał żądania pracowników, ZUS i Urząd Skarbowy. Zresztą i tak nie uwzględniłem wszystkich roszczeń tych instytucji — mówi Rafał Zwierzyński.
Co ciekawe, roszczenia pracownicze nie mają odzwierciedlenia w papierach. Brakuje dokumentacji z lat 1990-96. Spłonęły w tajemniczym pożarze. Całość majątku upadłego Cricolandu wstępnie oszacowano na ok. 1,7 mln zł.
— Jest jeszcze za wcześnie, by podawać jakieś konkretne liczby. Myślę, że do grudnia potrwają walki o kształt listy wierzycieli. Za pół roku ruszę z przetargiem. Cały proces powinien się zamknąć w czasie 2-3 lat — twierdzi Rafał Zwierzyński.
Orginalny właściciel
Wraz z ogłoszeniem upadłości sieci lunaparków, właściel Wiesław Podgórski został odsunięty od zarządzania firmą. Kontrolę nad nią przejął syndyk. Mówi się, że Wiesław Podgórski to bardzo barwna postać i na dodatek dziwna.
Niestety, bardzo ciężko skontaktować się z byłym właścicielem Cricolandu. Wiadomo jednak, że planuje już nowe przedsięwzięcie. W branży mówi się, że chce stworzyć pod Warszawą panoramę bitwy pod Grunwaldem.