Ćwierć wieku manewrowania

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2015-04-28 00:00

Od pionierskich początków przez głośne konflikty po małą stabilizację z wizją tworzenia narodowych czempionów — ministrowie skarbu podsumowali 25 lat prywatyzacji.

25 lat temu, w chwili gdy dziecięcy kapitalizm zastępował w Polsce nierealny socjalizm, państwo było bezpośrednim właścicielem 8,5 tys. przedsiębiorstw. Dziś, po latach prywatyzacji nadzoruje „tylko” 236 spółek, w których udziały warte są — bagatela — prawie 115 mld zł. O tym, jak przekształcenia własnościowe w ostatnim ćwierćwieczu wpłynęły na polską gospodarkę i jak wyglądały realia prywatyzacji debatowało w poniedziałek sześciu byłych szefów resortu skarbu, jeden były premier, który pełnił obowiązki ministra, oraz Włodzimierz Karpiński, obecnie urzędujący w gmachu przy Wspólnej.

RYZYKO ZAWODOWE:
RYZYKO ZAWODOWE:
Przez lata wielkie prywatyzacje rozgrzewały opinię publiczną. W Rzeszowie w jednym rzędzie zasiadło aż ośmiu nadzorców państwowego majątku. Kilku z nich w sprawach prywatyzacyjnych miało na głowie prokuratorów, pozostali — jak żartowano podczas debaty — mają to jeszcze przed sobą.
Maciej Gocłoń

— Historia prywatyzacji przekształceń własnościowych jest jak dobry serial, pełen zwrotów akcji, który kończy się właśnie happy endem — mówił Włodzimierz Karpiński, minister skarbu od 2013 r., podczas konferencji „25 lat przemian gospodarczych w Polsce”, zorganizowanej przez Ministerstwo Skarbu Państwa (MSP) w rzeszowskiej Wyższej Szkole Prawa i Administracji. Pierwsze odcinki serialu kręcono przy niskim budżecie i małej obsadzie.

— W kilkanaście osób przystąpiliśmy do pracy w budynku opuszczonym przez cenzurę, tak przygotowaliśmy pierwszą piątkę spółek, które zadebiutowały na GPW. Już teraz prokuratura nas nie dopadnie, ale pierwsze notowania odbyły się, nim w życie weszły odpowiednie przepisy — mówił Jacek Socha, minister skarbu w latach 2004-05, który pracował w Ministerstwie Przekształceń Własnościowych na początku lat 90. Potem oczkiem w głowie zmieniającego się resortu stał się program Narodowych Funduszy Inwestycyjnych (NFI).

— NFI miały być receptą na hasło powszechnego uwłaszczenia, próbą cywilizowanego przekazania każdemu obywatelowi udziału w majątku, który będzie nabierał wartości. Jego słabość polegała na tym, że wykorzystano NFI częściowo do realizacji trudnych programów restrukturyzacyjnych, które zakończyły się porażką. Mimo wszystko ten program chyba się obronił, choć należało firmy zarządzające pilnować do samego końca, przez dekadę, a w pewnym momencie im odpuszczono — mówił Wiesław Kaczmarek, minister przekształceń własnościowych w latach 1993-96 i minister skarbu w latach 2001-03. Wtórował mu Emil Wąsacz, minister skarbu od 1997 r. do 2000 r.

— Błąd popełniono jeden — ustalono zły model wynagradzania zarządzających. Należało go uzależnić od wyników finansowych — mówił Emil Wąsacz. Ministrowie podkreślali, że przez lata problemem był ogromny strach przed prywatyzacją — „wyprzedawaniem sreber narodowych” i nieustanna presja polityczna.

— Moi poprzednicy najczęściej „wylatywali w powietrze” dlatego, że ich własne zaplecze polityczne nie rozumiało, co chcą robić. Dlatego my na starcie opracowaliśmy plan na cztery lata, przedstawiliśmy go koalicjantom, zamknęliśmy dyskusję i przystąpiliśmy do działania — mówił Aleksander Grad, minister skarbu w latach 2007-11. Konflikty rodziły się też w relacjach z resortem finansów.

— Fiskalny charakter prywatyzacji był naszą zmorą. Nieszczęście polegało na tym, że często jedynym kryterium wyboru inwestora była cena. Szkoda, że brakowało takich kryteriów, jak na przykład zobowiązanie do inwestycji konkretnych kwot w badania i rozwój — mówił Wiesław Kaczmarek.

Budżetowe potrzeby doprowadzały nie tylko do szybkiej realizacji transakcji sprzedaży, ale też, w ostatnich latach, wpłynęły mocno na politykę dywidendową.

— Za moich czasów pojawiło się nowe zjawisko, czyli presja na dywidendy, chyba jeszcze gorsza od presji na prywatyzację, bo to drenaż pieniędzy z firm, które mogłyby być wydane na inwestycje czy przyjęcia — mówił Aleksander Grad.

Włodzimierz Karpiński podkreślał znaczenie ciągłości w działaniach resortu skarbu, mimo zmian politycznej warty.

— Dziś resort ma jasny plan na kolejne lata i wspiera tworzenie narodowych czempionów. Prywatyzacja kiedyś dobiegnie końca, ale sądzę, że MSP w takiej czy innej formie może przetrwać — powinno skupić w jednym ręku nadzór nad wszystkimi podmiotami z udziałem skarbu państwa, bo dziś problemem jest nadmiar różnorakich agencji — mówił urzędujący minister skarbu.