W piątek 10.09 giełdy europejskie zaczęły już polować na odbicie w USA. Pomagało im też czwartkowe odbicie od sesyjnego dna. Jednak początek sesji w Stanach wyhamował te oczekiwania i sesja zakończyła się praktycznie neutralnie. W poniedziałek uparte byki znowu zaatakowały.
Co prawda oprócz wzrostu cen ropy i dość pozytywnych informacji docierających z USA na temat reform podatkowych (o tym więcej w piątek rano) na rynek nic interesującego nie docierało, ale indeksy w Europie szybko rosły. Dopiero slaby początek sesji w USA zaczął je obniżać, ale niewielkie zwyżki udało się wypracować.
Zdecydowanie gorzej wyglądały parkiety amerykańskie. W piątek wyrok sądu, na mocy którego Apple musi ściąć prowizje w App Store (walka z monopolami) szkodziła indeksowi NASDAQ i S&P 500, ale mówienie, że to właśnie stało za spadkami indeksów (w obu przypadkach o blisko 0,8%) byłoby nadużyciem.
Owszem, pomagało niedźwiedziom, ale przede wszystkim szkodziły rekomendacje, o których pisałem w komentarzu tygodniowym i obawa przed wrześniem, który statystycznie jest słabym miesiącem dla akcji. Mówiono sporo o tym, że to inflacja w cenach producenta (PPI) przestraszyła obóz byków, ale ja w to wątpię. Owszem, w sierpniu wzrosła z 7,8 do 8,3%, ale oczekiwano 8,2%, więc niespodzianki nie było.
W piątek zwracało uwagę to, co działo się na rynku surowców. Tam mocno (ponad dwa procent) zdrożała ropa (drożała również w poniedziałek) oraz miedź (o blisko cztery procent). Mówiło się, że to pierwsza, telefoniczna rozmowa Joe Biden – Xi Jinping tak pomogło surowcom, ale według mnie to duża przesada. Przecież Chiny po tej rozmowie nie przestaną sprzedawać ropy i miedzi ze swoich rezerw, po to, żeby powstrzymać zwyżki cen. Poza tym ich działanie na tym polu USA nie szkodzi.
W poniedziałek miedź oddała połowę tej zwyżki ceny (spadek o dwa procent), bo Codelco w Chile dogadało się ze strajkującymi pracownikami, a w BHP Group głosowanie w sprawie nowej propozycji podwyżek płac dawało też szansę na zmniejszenie napięć na rynku pracy w kopalniach miedzi.
Na pozór nieco dziwne wydawało się to, że ropa od piątku mocno drożała, ale okazało się, że zniszczenia spowodowane przez huragan Ida są bardzo pokaźne. W poniedziałek Bureau of Safety and Environmental Enforcement meldowało, że 43,6% produkcji skupionej w okolicy Zatoki Meksykańskiej nadal nie działa. Poza tym czekano na kolejny tropikalny sztorm pod nazwą Nicholas. Pomagał też OPEC – organizacja zwiększała prognozy popytu w tym i w przyszłym roku.
Wydawało się, że w poniedziałek Wall Street wreszcie wypracuje jakieś odbicie, ale jak się okazało nie było to łatwe zadanie. Teoretycznie powinny pomóc znacznie zredukowane oczekiwania Demokratów w sprawie podwyżki podatków, ale na drugą nóżkę okazało się, że zaczynają oni mówić o opodatkowaniu skupu swoich akcji przez spółki (buyback). Mówiono dużo o tym, ze rynek czeka na dane o inflacji CPI (we wtorek), ale według mnie dużo w tym było przesady.
Indeksy rozpoczęły sesje od wzrostu, ale potem systematycznie spadały. Traciły już blisko pół procent, ale ostatnia godzina przyniosła nieśmiały atak kupujących spadki, dzięki czemu S&P 500 zyskał 0,23%, a NASDAQ odnotował mikroskopijny spadek.
W Polsce w piątek WIG20 usiłował (podobnie jak jego odpowiedniki na innych giełdach) wypracować odbicie, ale to się niezbyt powiodło, bo trudno uznać zwyżkę o 0,18% jako sensowne odbicie. Nam też zaszkodził początek sesji w Stanach. To, co nie udało się w piątek udało się w poniedziałek. Indeksy przez cała sesję spokojnie rosły, a końcówka dołożyła jeszcze blisko 0,4 pp, dzięki czemu indeks zyskał 1,15%.
Pewnie dlatego końcówka dołożyła 10 punktów, żeby zrekompensować to, co mogło się wydarzyć we wtorek, kiedy to odjęcie dywidendy Cyfrowego Polsatu i PZU zdejmować mogło blisko 0,9 pp. W tej sytuacji ponad jednoprocentowy spadek WIG20 na początku wtorkowej sesji należało uznać za prawie neutralny początek. Nadal w poniedziałek zwracały uwagę zwyżki spółek z sektora wydobycia węgla (np. JSW), co nie mogło dziwić skoro ceny węgla biły rekordy wszech czasów.
Podsumowując: mimo złej sławy września rynki akcji czekają na odbicie w USA, bo przecież strategia kupowania spadków nie umarła. Co prawda blisko 70% ankietowanych przez Deutsche Bank analityków oczekuje spadków indeksów w USA do końca roku (o 5-15%), ale tak duża liczba „niedźwiedzi” każe traktować te dane kontrariańsko. Rzadko się zdarza, żeby tak duża przewaga jakiejś opcji okazała się dobrze prognozować zachowanie rynku. Więcej o tym również w piątek.
Link do komentarza tygodniowego:
https://iwealth.pl/na-gieldach-slychac-niedzwiedzie-pomruki/