Polski przedsiębiorca udaje się po dotację unijną z teczką wypchaną dokumentami. Wniosek — 20 stron. Biznesplan — 30 stron. Lista wymaganych załączników — dłuuuga. Droga przez mękę? I to jaka!
We wniosku o dotację kryje się wiele haczyków, których zwykły śmiertelnik nie jest w stanie wychwycić. Nie łatwiej stworzyć akceptowalny dla instytucji finansujących biznesplan. Do tego dochodzą jeszcze dodatkowe atrakcje — zaświadczenia potwierdzające innowacyjność projektu, skomplikowana procedura wyboru dostawcy, a można się też spodziewać wielu innych, które „wyjdą w praniu”.
Przedsiębiorcy masowo próbują schylać się po leżące na ulicy pieniądze z Unii, ale karki bolą ich coraz bardziej...
A jaka jest droga po unijne dotacje w innych krajach akcesyjnych? Różna. W niektórych równie wyboista, jak w Polsce, w innych — prosta. Przynajmniej z pozoru. Nie ma systemu doskonałego — ale wydaje się, że polskiemu jest do doskonałości nieco dalej niż bliżej. Co gorsza, większość przeszkód pod nogi polskich przedsiębiorstw rzucili... polscy urzędnicy.
Łaskawiej obeszli się ze swoimi rodakami ich czescy czy słowaccy koledzy. Tam wniosek o dotację składa się z kilku stron. Jest jasny i przejrzysty. Krótkie i konkretne są również wytyczne dla wnioskodawców. Co kraj, to obyczaj. W końcu to Polak, a nie Czech potrafi.