Czyste teczki tuzów parkietu

Eugeniusz Twaróg
opublikowano: 2008-07-03 06:25

Upiory z przeszłości mocno wystraszyły inwestorów. W szafach IPN więcej trupów już nie ma — zapewniają giełdowe tuzy.

Identyfikacja prezesa z kierowaną przez niego firmą jest w Polsce nadzwyczajna, a jego reputacja ma ogromny wpływ na postrzeganie przedsiębiorstwa. Wystarczyło, że przedwczoraj pojawiła się informacja o agenturalnej przeszłości Leszka Czarneckiego, a kursy spółek z jego grupy poleciały na łeb.

— Przeszłość prywatnie bardzo dotyka Leszka Czarneckiego. Nie rozumiem jednak, dlaczego z tego powodu cierpią też inwestorzy, a spółki, w które jest zaangażowany, tanieją. Nie widzę związku — mówi Maciej Fedorowicz, prezes Gino Rossi.

On sam, podobnie jak grupa innych ważnych inwestorów giełdowych, dobrowolnie „zlustrował się” na łamach „Pulsu Biznesu”. Zapewniają, że nie mają sobie nic do zarzucenia. Poza tym część z nich traktuje przeszłość jako rozdział zamknięty.

— Leszka Czarneckiego znam osobiście. Jest mi przykro, że znalazł się w takiej sytuacji i mu współczuję. Uważam go za biznesmena wielkiej klasy i na tej płaszczyźnie powinien być oceniany. Te informacje w żaden sposób nie wpłyną na moje z nim relacje — mówi Janusz Filipiak, prezes Comarchu.

Taki punkt widzenia to w Polsce rzecz niecodzienna. U nas osoba prezesa, właściciela firmy bardzo często jest mocno identyfikowana z biznesem, który prowadzi. Tak wynika z badań przeprowadzonych przez firmę doradztwa komunikacyjnego Pleon oraz OBOP, a potwierdza praktyka.

Wyniki badania przeprowadzonego przez naszą redakcję oraz deklaracje prezesów giełdowych spółek z ich komentarzami znajdziecie w czwartkowym "Pulsie Biznesu".