Deflacja nie odchodzi? Nie szkodzi

Bartek GodusławskiBartek Godusławski
opublikowano: 2015-08-06 22:00

Spadek cen miewa fatalne skutki, ale naszej gospodarce dotychczas pomagał. Kowalski dopiero teraz przestał bać się inflacji

Deflacja zadomowiła się nad Wisłą na dobre. Ceny towarów i usług konsumpcyjnych spadają raz mocniej, raz słabiej, ale nieprzerwanie od roku. Do tej pory jednak Kowalski nieszczególnie wierzył w to, że jest i będzie taniej. Badania oczekiwań inflacyjnych wskazywały zaś, że chociaż strach przed drożyzną nie spędza nikomu snu z powiek, to nie ma w gospodarstwach domowych przekonania, że ceny nie będą rosły. Nieoczekiwaną zmianę przyniosło lipcowe badanie zlecone przez Komisję Europejską. Bruksela co miesiąc sprawdza, jak konsumenci przewidują trendy cenowe w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy. Odpowiedzi Polaków po raz pierwszy w historii sondażu dały ujemny wskaźnik oczekiwań inflacyjnych.

— Nie znaczy to, że spodziewamy się spadku cen w nadchodzących miesiącach. To raczej sygnał, że konsumenci wierzą w ich stabilizację — wyjaśnia Michał Burek, ekonomista Raiffeisen Polbanku.

Owoce niskich cen…

Zdaniem ekspertów, ciekawe jest to, że oczekiwania inflacyjne spadły dopiero teraz, gdy deflacja zaczyna powoli ustępować.

— Bardziej zaskakujące niż lipcowy spadek wskaźnika oczekiwań inflacyjnych jest to, że do tej pory gospodarstwa domowe wciąż przewidywały wzrost cen, gdy wskaźnik CPI mocno dołował — zwraca uwagę Michał Burek.

Jego zdaniem, deflacja nie zaszkodziła mocno naszej gospodarce — nie skłoniła Kowalskiego do odkładania zakupów na później w oczekiwaniu, że to, co jest dzisiaj tańsze, za kilka miesięcy będzie można nabyć jeszcze taniej.

— Oczekiwania inflacyjne są zakotwiczone na niskim, ale dodatnim poziomie. Konsumenci zyskali większy realny fundusz płac dzięki spadającym cenom, ale nie przesuwali wydatków. Na szczęście spirala deflacyjna nas nie dotknęła — podkreśla ekonomista Raiffeisen Polbanku.

To miało pozytywny wpływ na PKB w ostatnich kwartałach. Wskaźnik stabilnie rósł, napędzany trzema silnikami, w tym konsumpcją. Ekonomiści zwracają też uwagę, że dało to komfort Radzie Polityki Pieniężnej, która nie musiała ciąć zbyt mocno kosztu pieniądza i mogła zakończyć cykl obniżek stóp procentowych.

…już prawie skonsumowane

Pozytywnymi efektami spadku cen towarów i usług konsumpcyjnych nie będziemy już się cieszyć zbyt długo. Na szczęście, nawet jeśli w tym roku pojawią się pierwsze jaskółki inflacji, tragedii nie będzie.

— Wszystko wskazuje na to, że ceny w gospodarce wyjdą nad kreskę już w czwartym kwartale. Trudno jednak przewidywać, kiedy dokładanie to nastąpi, bo ceny paliw i żywności znów zaskakują — mówi Michał Burek.

To właśnie taniejąca ropa i żywność przyniosły spadek cen w Polsce i kilku innych krajach Unii. Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że już wkrótce sprowadzą one nad Wisłę inflację. Zdaniem ekonomistów, może to jednak nastąpić później.

— Cena ropy naftowej znów spadła w okolice 50 USD za bryłkę. Ceny żywności ze względu na dobre światowe zbiory też nie wykazują tendencji do wzrostu. Dlatego, jeśli spodziewałbym się jakiejś niespodzianki, to takiej, że będziemy wolniej wychodzić z deflacji — przewiduje Michał Burek.

Także zespół analityczny Banku Pekao prognozuje, że ostatnie miesiące roku upłyną pod znakiem umiarkowanego wzrostu cen, a procesy inflacyjne nabiorą dynamiki na początku przyszłego roku.

— W czwartym kwartale spodziewamy się, że inflacja wyniesie średnio 0,3 proc. Jednak już pierwszy kwartał przyniesie dosyć dynamiczne odbicie nawet do 1,5 proc. To będzie jednak głównie efekt niskiej bazy statystycznej z ubiegłego roku — mówi Piotr Piękoś, ekonomista Banku Pekao, zastrzegając, że prognozy te stoją pod dużym znakiem zapytania.

— Trudno przewidzieć, czy porozumienie z Iranem i związana z tym możliwa większa podaż surowca nie będzie zbijała cen dalej — wyjaśnia ekspert.