Dzisiejsze dane są zaskoczeniem dla ekspertów, bo wszyscy spodziewali się, że tempo spadku cen będzie mniejsze i wyniesie 0,6-0,7 proc. r/r. Do takich wniosków doprowadziły ekonomistów dane od naszego południowego sąsiada – Czechów, gdzie inflacja wyniosła 0,7 proc. i Węgrów, gdzie ceny urosły o 0,5 proc.

To, że presja na spadki cen odpuszcza widać po tym, że jeszcze w kwietniu deflacja wynosił 1,1 proc. Mniejszy spadek cen towarów i usług w maju to w głównej mierze efekt drożejących paliw, podczas gdy ceny żywności w ujęciu miesięcznym ponownie spadły.
- Żywność - po spadkach cen w ubiegłym roku - po wprowadzeniu sankcji na produkty rolne przez Rosję, ma nadal problem z powrotem do trendów sprzed wprowadzenia restrykcji. Sytuacja może się jednak zmienić w kolejnych miesiącach w związku z nowymi rynkami zbytu znajdowanymi przez producentów, kurczącymi się zapasami i także notowaną w niektórych regionach Polski suszą grożącą mniejszymi tegorocznymi zbiorami – komentuje Monika Kurtek, główny ekonomista Banku Pocztowego.
Ceny paliw z kolei podążają za drożejącą ropą na światowych rynkach oraz słabszym złotym. Zdaniem ekspertów, chociaż ten rok upłynie jeszcze pod znakiem deflacji, to już końcówka roku powinna przynieść wzrosty cen. Wszystko wskazuje jednak, że będą one umiarkowane i nie przekroczą 1 proc.