Degowinizacja nie w 100 proc.

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2014-01-21 00:00

Przed wyrzuceniem przez Donalda Tuska ze stanowiska ministra sprawiedliwości Jarosław Gowin zdążył wsadzić koalicję PO–PSL na wewnętrzną minę.

Mimo sprzeciwu ludowców zlikwidował od 1 stycznia 2013 r. samodzielność 79 najmniejszych sądów rejonowych, które zostały wchłonięte jako oddziały przez sąsiadów, chociaż same budynki, sale rozpraw etc. pozostały nietknięte. PSL odpowiedziało zdradą i wspólnie z mającą uciechę opozycją przeforsowało, wbrew osamotnionej PO, ustawę odkręcającą reorganizację Gowina. Ale Bronisław Komorowski skutecznie ustawę zawetował, mając rację merytoryczną, albowiem była ona rzeczywiście najeżona błędami i niekonsekwencjami.

Jarosław Gowin [Fot. WM]
Jarosław Gowin [Fot. WM]
None
None

Temat jednak dość szybko wrócił, i to dzięki właśnie prezydentowi. Sejm tym razem raczej zgodnie uchwali nowelizację, opartą na projekcie prezydenckim, w znacznym stopniu anulującą likwidację samodzielności sądów. Zachowana zostanie kluczowa zasada, że tworzy je i likwiduje rozporządzeniem minister sprawiedliwości, ale na podstawie konkretnych kryteriów wielkościowych. W projekcie podwójnym progiem samodzielności było: zamieszkiwanie w rejonie sądu przez 60 tys. osób oraz wpływanie rocznie 7 tys. spraw. Posłowie obniżają te liczby do 50 tys. ludności oraz 5 tys. spraw na wokandzie. W wersji projektowanej odzyskałoby samodzielność do 30 sądów, a w przedkładanej do głosowania Sejmu — co najmniej 41, plus fakultatywnie jeszcze może 19. A zatem na stałe zostałoby zdegradowanych zaledwie… 19.

Już wtedy, gdy wchodziła reorganizacja, radziłem, żeby zdejmowane tabliczki z nazwami sądów zostały dobrze zakonserwowane. W tym roku wiele z nich najprawdopodobniej wróci na swoje miejsca, przypadkierm tuż przed wyborami samorządowymi. Pytanie retoryczne — i po co nam to wszystko było?