Na wypadek utraty pracy można się ubezpieczyć. Polisa zrekompensuje zarobki utracone w wyniku nieszczęśliwego wypadku albo choroby. Firma Leadenhall Insurance zbadała, kto najczęściej kupuje to ubezpieczenie i ile zarabiają takie osoby.
Zarobki i branże
Analiza powstała na podstawie aktywnych na koniec trzeciego kwartału tego roku polis od utraty dochodu. Wynika z niej, że blisko połowa ubezpieczonych w momencie zakupu ubezpieczenia miała przychody poniżej 13 tys. zł brutto. Zarobki 23 proc. osób nie przekraczały 7 tys. zł, taki sam odsetek dostawał między 7 a 13 tys. zł. Natomiast 54 proc. badanych zarabiało więcej niż 13 tys. zł brutto - to głównie pracownicy IT, lekarze i kadra zarządzająca. Jeśli wyłączymy z analizy te zawody, odsetek osób, które korzystają z polisy i zarabiają maksymalnie 7 tys. zł brutto, rośnie do 52 proc., a do 13 tys. zł brutto zarabia 78 proc. wszystkich osób posiadających ochronę na wypadek niezdolności do pracy.
W grupie najlepiej zarabiających osób przychody wahają się od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie. Większość z nich otrzymuje co najmniej 20 tys. zł.
Rajmund Rusiecki, prezes zarządu Leadenhall Insurance, zwraca uwagę, że po ochronę na wypadek utraty dochodu często sięgają osoby z niskimi albo średnimi zarobkami.
– Przeważnie prowadzą one działalność gospodarczą i rozliczają się w modelu B2B. W ich przypadku niezdolność do pracy wskutek wypadku lub choroby spowoduje sporą dziurę w finansach, którą trudno będzie załatać. O ile bowiem pracownicy na umowie o pracę mogą liczyć na świadczenie z ZUS zbliżone do zarobków z momentu szkody, o tyle samozatrudnieni i przedsiębiorcy nie mają tego komfortu – mówi Rajmund Rusiecki.
Dlatego ubezpieczenie od utraty dochodu najczęściej kupują mikroprzedsiębiorcy i jednoosobowe działalności gospodarcze. To przedstawiciele tzw. wolnych zawodów oraz osoby, które nie są zatrudnione na etacie, ale wystawiają swoim pracodawcom faktury. Oprócz lekarzy, specjalistów IT i kadry menadżerskiej tym ubezpieczeniem najczęściej interesuje się m.in. personel medyczny, kierowcy i kurierzy, a także fachowcy wyspecjalizowani w drobnych naprawach i remontach oraz specjaliści z branży beauty.
Jak działa polisa
Jednym z głównych argumentów przemawiających za zakupem polisy w przypadku osób prowadzących działalność gospodarczą, są niskie zasiłki, które wypłaca im ZUS w czasie zwolnienia z pracy.
– Zdecydowana większość samozatrudnionych nie podnosi podstawy wymiaru zasiłku chorobowego, więc może liczyć na wypłatę świadczenia, które nie wystarcza, żeby utrzymać siebie i rodzinę. Mówimy o kwotach poniżej tysiąca złotych miesięcznie na tzw. małym ZUS i 3 tys. zł na dużym – wyjaśnia Rajmund Rusiecki.
Ubezpieczenie zapewni wyższą wypłatę. Główne ryzyko, które obejmuje taka polisa, to całkowita i czasowa niezdolność do pracy, która powstała w wyniku nieszczęśliwego wypadku albo choroby. Ubezpieczony w czasie niezdolności do pracy może liczyć przez maksymalnie dwa lata na świadczenie w wysokości rzędu 65 proc. średniego miesięcznego przychodu. Oblicza się je na podstawie zarobków z 12 miesięcy przed zakupem ochrony. Oprócz tego ubezpieczenie może objąć dożywotnią niezdolność do pracy. W tym przypadku świadczenie sięga 10-krotności rocznych przychodów.
– Niezdolność do pracy odnosi się do wykonywania konkretnego, podanego w polisie zawodu. Dzięki temu żaden specjalista nie ma obowiązku przekwalifikowania się, gdy jest taka możliwość, czego wymaga chociażby ZUS. Ochronę można rozszerzyć także o pokrycie kosztów dostosowania do życia w niepełnosprawności lub pokrycie kosztów leków oraz rehabilitacji – tłumaczy Rajmund Rusiecki
Dodaje, że świadczenia z tytułu czasowej i trwałej niezdolności do pracy działają niezależnie. Jeżeli ubezpieczony będzie otrzymywał miesięczne świadczenia przez pewien okres, a dopiero później okaże się, że niezdolność do pracy jest trwała – trafi do niego jednorazowa wypłata w wysokości pozostałej sumy ubezpieczenia.
Jak mówi Rajmund Rusiecki, świadomość dotycząca takich polis jest coraz większa. Ubezpieczyciele co roku notują dwucyfrowe wzrosty sprzedaży.
