Długopisy straciły rosyjski rynek
Firmy muszą obniżyć koszty produkcji
JEDYNA DROGA: Hipermarkety żądają rabatu wysokości ok. 20 proc., środków na promocję 10 proc i bonus 3 proc. Gdybym tak obniżył cenę, to straciłbym niemal cały zysk. Dlatego najpierw muszę ją podnieść, by mieć z czego redukować— tłumaczy Henryk Świderski, właściciel firmy Granit. fot Grzegorz Kawecki
Kryzys wschodni dobił polskich producentów artykułów piśmienniczych. Stracili chłonny rynek. Wyroby przeznaczone na eksport zostały w Polsce, zaostrzając i tak trudną walkę o klienta.
Producenci wyrobów piśmienniczych twierdzą, że rynek załamywał się stopniowo. Najpierw rząd zaostrzył wymogi wjazdu do Polski obywateli WNP.
— Przyjeżdżający tu Rosjanie całkiem dużo kupowali. Ich odcięcie od rynku polskiego nie było jednak tym najgorszym. Prawdziwe załamanie przyszło, gdy wybuchł kryzys. Straciliśmy rynek, który pochłaniał 50 proc. produkcji — wyjaśnia Henryk Świderski, właściciel zakładu Granit w Legionowie.
Jego zdaniem, nie ma już polskiej firmy, która nie miałaby problemów ze zbytem. Granit próbuje szukać nowych rynków.
— Do ubiegłego roku wystawialiśmy na targach w Moskwie. Teraz klientów będziemy szukać na targach we Frankfurcie. Już w zeszłym roku wystawiając tam dostawaliśmy propozycje współpracy. Jednak wtedy bardziej atrakcyjni byli odbiorcy ze Wschodu — tłumaczy Henryk Świderski.
Twierdzi, że zakupem ich produktów zainteresowani są również Włosi. Współpracę chcą kontynuować też firmy rosyjskie.
— Proponują mi stworzenie spółki joint venture. Mając w spółce rosyjskiego partnera ominąłbym rosyjskie prawo nieformalnie zakazujące importu produktów, nie będących artykułami pierwszej potrzeby. Na razie jednak zniechęca mnie niestabilność tego rynku — wyjaśnia Henryk Świderski.
Częstochowski Zenith eksportował do WNP kilka procent produkcji. Według wiceprezesa Krzysztofa Parkitnego, to nie strata odbiorcy najbardziej doskwiera Zenithowi.
— Najgorsze jest to, że polska produkcja, przeznaczona na Wschód, została w kraju. Firmy za wszelką cenę chcą się jej pozbyć — mówi Krzysztof Parkitny.
Jego zdaniem, z roku na rok dla polskich producentów coraz bardziej uciążliwy staje się import z Zachodu.
— Przychodzą do nas produkty piśmiennicze z Dalekiego Wschodu, Japonii, Włoch i Indii. Trudno konkurować z tak tanimi wyrobami — wyjaśnia Krzysztof Parkitny.
Twierdzi, że suma kosztów nabycia surowca przez Zenith daje cenę długopisu sprowadzanego z Indii.
— Staramy się obniżyć koszty wytworzenia i nie podnosimy cen. To wszystko sprawia, że działamy na granicy opłacalności — wyjaśnia Krzysztof Parkitny.
Twierdzi, że Zenith nie walczy o rynek wyrobów najtańszych. Zdaje sobie również sprawę, że nie ma szans w segmencie produktów najdroższych.
— Dlatego nastawiliśmy się na wyroby średniej klasy — mówi Krzysztof Parkitny.
Firmy walczą o nowego kontrahenta — hipermarkety. Zmniejszają one obroty hurtowni, które dotychczas były głównym odbiorcą artykułów piśmienniczych. Ich producenci nie mają innego wyjścia: muszą współpracować z sieciami supermarketów.