Dominika Kulczyk: Biznesowo dopiero się rozkręcam

Kamila WajszczukKamila WajszczukMagdalena GraniszewskaMagdalena Graniszewska
opublikowano: 2025-05-27 20:00

Dominika Kulczyk, najbogatsza Polka i główna akcjonariuszka giełdowej Polenergii, opowiada o kulisach pozyskania przez firmę wielomiliardowego finansowania na budowę morskich farm wiatrowych, a także o swojej filozofii biznesu.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jak pozyskanie finansowania przez Polenergię wyglądało oczami Dominiki Kulczyk
  • co uważa z największy sukces w tym dealu
  • na czym, jej zdaniem, Polenergia powinna się dziś skupić
  • który segment biznesu wydaje jej się najmniej perspektywiczny
  • dlaczego częściej pojawia się na eventach Polenergii
  • jak, jej zdaniem, rodzinny charakter firmy wpływa na jej postrzeganie w międzynarodowym świecie biznesu
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

„Puls Biznesu": W 2018 r., krótko po przejęciu samodzielnej kontroli nad Polenergią udzieliła pani „Pulsowi Biznesu” wywiadu, w którym opowiedziała pani o swoich planach dla firmy. Po jego publikacji otrzymaliśmy mejle od prezesek, które poczuły się pani wypowiedziami zainspirowane.

Dominika Kulczyk: Bardzo mi miło. Mam nadzieję, że moja zdolność inspirowania innych rośnie z każdym kolejnym doświadczeniem zawodowym. Im więcej ich mam, tym silniejszy jest mój głos. Moim pragnieniem jest dodawanie kobietom i dziewczynkom skrzydeł, by uwierzyły, że mogą realizować największe projekty na świecie. Moja córka już teraz pragnie przywrócić Warszawie jej historyczny blask, a syn już dziś bardzo mnie wspiera w firmie rodzinnej.

Przyczynkiem do naszej rozmowy jest ogłoszenie przez Polenergię, że wraz z norweskim partnerem – Equinorem – pozyskała finansowanie dla projektów morskich farm wiatrowych Bałtyk 2 i Bałtyk 3. Łączna wartość transakcji przekroczyła 6 mld EUR, a wzięło w niej udział 30 instytucji finansowych.

I to jest właśnie realizowanie marzeń – bez lęku, z ogromną wytrwałością. Myślę, że to może zainspirować wszystkich, nie tylko dziewczynki. To także pokazuje, w jak cudownym miejscu dziś jest Polska [tu Dominika Kulczyk pokazuje głośną okładkę brytyjskiego tygodnika „The Economist”, przedstawiającą Polskę jako przykład sukcesu gospodarczego i politycznego – red.].

Jestem totalną patriotką, choć mieszkam poza krajem. Zresztą wielcy patrioci, którzy tak pięknie Polskę sławili – Mickiewicz, Chopin – także przebywali na obczyźnie. Może właśnie z dystansu widać ojczyznę w najjaśniejszych barwach. W takim właśnie kontekście postrzegam sukces Polenergii, za który – razem z zespołem – czuję się odpowiedzialna. Ten zespół dokonał cudów. Nasze projekty na Bałtyku są świetne, ale okoliczności zewnętrzne, w tym niestabilność makroekonomiczna, wielokrotnie powodowały konieczność szukania nowych rozwiązań.

30 instytucji finansowych z całego świata chciało w tym uczestniczyć, a zapisy kilkakrotnie przewyższyły nasze potrzeby. To świadczy o tym, że w oczach świata jesteśmy, jako Polenergia i Equinor, wiarygodnym partnerem. A także o tym, że w Polsce można robić najlepsze na świecie projekty. Armia ludzi zaangażowała się w tę transakcję całym sercem. A to nie zdarza się już tak często. Pamiętam opowieści rodziców o tym, jak kiedyś dopinało się deale, jak ludzie żyli tym, co kreowali. Ten projekt miał właśnie taką dynamikę. To było genialne.

Jakie zakręty Polenergia musiała pokonać, by pozyskać finansowanie?

Za największy sukces tej transakcji od strony finansowej uważam to, że nie musieliśmy korzystać z dokapitalizowania spółki. Polenergia udźwignęła tę inwestycję sama. Tym samym mamy już wolne środki na kolejny projekt - Bałtyk 1. Ja natomiast mogę nadal być liderką tego projektu, troszczyć się o niego i pilnować, by wszystko odbywało się z poszanowaniem matki natury i najzdrowszych zasad budowania firm i biznesu. Spójrzmy, co dzieje się za oceanem, w globalnym otoczeniu makroekonomicznym. To, że udało się złożyć ten projekt z tak wysokim udziałem wielu instytucji finansowych, jest ogromnym osiągnięciem i dowodem wiary całego świata w prywatny polski offshore. To daje nam ogromne możliwości.

Jeszcze rok temu, wiosną, perspektywa pozyskania finansowania w takim kształcie i rozpoczęcia etapu budowy wydawała się odległa. Szczęśliwie po zmianie zarządu nabraliśmy olimpijskiego tempa. Mamy na to nawet wewnętrzne określenie: „Kulczyk Way”.

Co to znaczy?

To znaczy robić rzeczy wielkie, bardzo trudne – i odnosić wielkie sukcesy. Deal wynegocjowany przez Polenergię jest gigantyczny.

Analitycy podkreślają, że doceniają niskie zaangażowanie kapitału własnego w tę transakcję. Pytają jednak, przy jakiej realnej stopie procentowej udało się pozyskać finansowanie.

Nie ujawniamy tej informacji, ale mogę zapewnić, że duże zainteresowanie instytucji przełożyło się na bardzo atrakcyjne warunki finansowe. Banki zaufały stabilnym partnerom, czyli Polenergii i Equinorowi, ale także wiarygodności naszego kraju jako miejsca na wielkie projekty infrastrukturalne.

Co było dla pani ważne w 2018 r., gdy przejmowała pani Polenergię, a co jest ważne dziś?

Przede wszystkim zmieniło się moje spojrzenie na samą siebie. W 2018 r. wiedziałam jedno: wszystko jest energią, więc Polenergia była dla mnie prezentem od losu i od taty. Tym bardziej że mój brat nie był nią zainteresowany. Miałam wewnętrzną pewność, że to coś stworzonego dla mnie. Tak samo jak dziś mam pewność, że powinniśmy realizować morskie farmy wiatrowe. Po prostu lecieć z wiatrem.

Od dziecka słuchałam rozmów o wielkich projektach i odbudowie Polski. Wiedziałam, jak ważne jest, abyśmy jako obywatele mieli gospodarczą wolność kreowania naszej materialnej rzeczywistości i dobrobytu zgodnie z naszym potencjałem, najlepszymi tradycjami i zainwestowaną energią. Uczyłam się biznesu od najlepszych, przez osmozę.

Zaczęłam od budowania siebie jako przedsiębiorczyni odpowiedzialnej za wielki, trudny projekt. Na początku musiałam powalczyć o to, by z tego projektu nie zostać wypchnięta – nie mogłam przegrać z rządem PiS [po przejęciu kontroli przez Dominikę Kulczyk nieudaną próbę wrogiego przejęcia Polenergii podjęła PGE, nadzorowana wówczas przez rząd Zjednoczonej Prawicy; akcjonariusze mniejszościowi wsparli jednak Dominikę Kulczyk – red.].

Półtora roku temu zrozumiałam, że przyszłością polskiej energetyki jest offshore, czyli projekty znacznie potężniejsze niż te, które Polenergia realizowała dotąd. To był dla mnie przełom.

Często wspomina pani o dziedzictwie ojca, Jana Kulczyka. Po które ze związanych z nim wspomnień sięga pani na co dzień w biznesie?

Tata po prostu jest ze mną w tym projekcie. To niewyobrażalna moc. Pamiętam rozmowy sprzed ok. 15 lat, kiedy tata kupił koncesje wiatrowe na Bałtyku. Ktoś mu mówił: „Janek, to jest bez sensu. Nie ma przepisów, co ty w ogóle robisz?”. A tata odpowiadał: „to jest pomysł, którego jestem pewien”. „Ale biznesowo to się nie spina, to nieracjonalne”. A tata mówił: „to przecież jest przyszłość energetyki”. Tylko dzięki wielkiej wizji i odwadze taty mam dziś te koncesje.

Odziedziczyłam po nim intuicję biznesową. Poza tym sumiennie pracuję nad jej wersją poszerzoną, w kobiecym wydaniu. Bo kobieta jest intuicją. A ulubiony z przekazów mojego taty, które w sobie noszę? „Świat należy do tych niepokornych, którzy potrafią skakać w nieznane, a po drodze budować skrzydła”. Jestem przesiąknięta takim odważnym wizjonerstwem.

Na czym władze Polenergii powinny się dzisiaj skupić?

Teraz, po sukcesie związanym z pozyskaniem finansowania, pilnujemy, by nie mieć tzw. depresji szczytu, która może grozić sportowcom po dobiegnięciu do mety. Co dalej, jaki jest następny cel? My go mamy. Budujemy nowoczesną firmę oraz szykujemy projekt Bałtyk 1.

Uważamy, że aukcja wspierająca morskie projekty powinna odbyć się jak najszybciej – by koszty były rozsądne, a udział polskich firm jak najwyższy. Luka między kolejnymi fazami budowy farm wiatrowych byłaby bardzo szkodliwa – przestoje i piki zamówień są zabójcze dla każdej branży.

Dla mnie osobiście ważne jest też to, by Polska była krajem kapitalistycznym. Krajem wolnych ludzi, którzy tworzą projekty marzeń. Taki kraj tworzył mój tata. Bałtyk 1 będzie zatem projektem tworzonym przez prywatnych przedsiębiorców, co da nam zdrową równowagę między tym, co kreuje państwo, a tym, co kreuje biznes prywatny. To pożyteczny miks, bo przekłada się na zdrową konkurencję i na rozwój Polski.

Przez wiele lat przedsiębiorcy nie mieli dobrych, życzliwych warunków rozwoju. Mój tata odchodził z wielkim smutkiem [Jan Kulczyk zmarł w lipcu 2015 r. – red.]. Przewidywał niekorzystne zmiany. Dziś widzę ponownie piękną równowagę. W zeszłym roku Polenergia uzyskała od BGK 750 mln zł pożyczki ze środków Krajowego Planu Odbudowy.

Jakimi kolejnymi projektami władze Polenergii zajmą się, jeśli – zgodnie z planami – Bałtyk 1 wygra aukcję?

Nie lubię składać obietnic bez pokrycia. Ale mogę powiedzieć, że biznesowo dopiero się rozkręcam.

Który z segmentów, w których działa Polenergia, wydaje się pani najmniej perspektywiczny? Wiemy, że firma planuje wyjść z projektów elektromobilnych i wodorowych.

Nam chodzi po prostu o to, by skoncentrować moce. By być skupionym, by energia twórcza się nie rozpraszała. Tymczasem np. wodór to sfera wciąż niebiznesowa. To piękna idea, na dodatek woda to żywioł energii kobiecej, ale teraz chcemy koncentrować się na naturalnej energii wiatrowej.

Ostatnio częściej pokazuje się pani publicznie przy okazji eventów Polenergii, również z dziećmi. Jaki sygnał chciałaby pani przekazać rynkowi?

To sygnał, że dzieci są najważniejsze i wszystko, co tworzę, robię z myślą o nich. Może to będzie inspiracją dla innych przedsiębiorców, że możliwa jest kontynuacja. Że najsilniejsze społeczeństwa to te, gdzie są pieniądze w którymś pokoleniu, gdzie dochodzi do mądrej sukcesji, gdzie tworzą się idee i wartości, które służą ludzkości przez wieki, a nie tylko gwarantują przetrwanie.

Rodzina dba o swój dobrostan ze szczerym zaangażowaniem. Sama pochodzę z takiego domu. Od kołyski przypatrywałam się temu, jak dbać, jak tworzyć, jak się nie bać i brać odpowiedzialność za projekt, firmę, za historię rodzinną. Biznesy rodzinne po prostu płyną we krwi. Czasem nie ma sensu szukać najlepszych na świecie menedżerów, jeśli nasze dzieci mają do tego biznesu talent i serce.

Czy rodzinny charakter firmy wpływa na jej postrzeganie w międzynarodowym świecie biznesu?

Oczywiście. Mogę stanąć ramię w ramię z szefem Brookfielda [międzynarodowa grupa inwestycyjna, która kontroluje pakiet 32 proc. akcji Polenergii – red.], który ma w zarządzaniu aktywa o wartości biliona USD i jest niezmiernie ważny, i powiedzieć mu, że może w jego oczach moja firma jest mała, ale ja nią żyję. Że zrobię wszystko, by spełnić obietnice i zrealizować zadania, i że robię to dla taty, dla siebie i dla dzieci. Czy istnieje większa motywacja? Nawet taki wielki gracz wie, że trudno z tym dyskutować.

Aspekt rodzinny to magiczny element. Wytrąca wszystkich z robotyzmu, wyprowadza ze świata odczłowieczonych korporacji. Wprowadza zaś marzenia, wartości, patriotyzm gospodarczy. Daje też wygraną na wszystkich salonach świata.

Jak widzi pani przyszłość zielonej energetyki na świecie?

Nie mam żadnych wątpliwości, że matka ziemia jest naszym jedynym domem. Bez nas poradzi sobie lepiej, ale my bez niej wcale sobie nie poradzimy. Ktokolwiek jej szkodzi, szkodzi tak naprawdę człowiekowi. Dla mnie to świętość, której swoją pracą chcę służyć.

Czytamy często o innych pani projektach, np. o zaangażowaniu w festiwal Malta czy zakupie domu Marii Skłodowskiej-Curie we Francji. Czemu, poza Polenergią, poświęca pani najwięcej uwagi?

Wszystko, czego jestem opiekunką i co tworzę, związane jest ze służeniem kobiecej energii. Zdecydowałam, że będą sobie wierna i że jestem na ziemi po to, by wzmacniać kobiety. Życie mi te projekty po prostu przynosi, a ja je przyjmuję z wdzięcznością, ponieważ ich wspólnym mianownikiem jest kobieca energia oraz osiąganie równowagi pierwiastka kobiecego i męskiego w harmonijnym współistnieniu na świecie. Dbam, aby we wszystkim, co wybieram, była spójność i żeby to płynęło z serca. I wierzę, że właśnie dzięki temu projekty mi się udają.