Osiągnęła już pierwszy sukces — parytetowy. Prezydenci/premierzy unijnych państw wyszli naprzeciw jej życzeniu wyrażonemu 16 lipca 2019 r. podczas exposé przed Parlamentem Europejskim i zgłosili wiele kobiet. W gronie kandydatów na kandydatów proporcja płci (z wliczeniem osoby przewodniczącej, która zajmuje miejsce niemieckie) obecnie wychodzi 13:14, czyli idealnie. Nowa KE będzie liczyła 27 osób, jako że brytyjski premier Boris Johnson już nikogo nie zgłasza.

Nazwiska rekomendowanych przez szefów unijnych państw/rządów kandydatów są znane. Natomiast przydział tek — poza sprawami zagranicznymi dla Josepha Borrella, hiszpańskiego komisarza w randze wiceprzewodniczącego KE — absolutnie nie został ustalony. Dlatego unijna centrala oburzona jest obyczajami ekipy tzw. dobrej zmiany z Warszawy, która łamie zasady. W przeddzień rozpoczęcia przez Ursulę von der Leyen oficjalnych spotkań z kandydatami na kandydatów Krzysztof Szczerski, ogłaszając rezygnację, ujawnił, że miałby dostać obce mu rolnictwo, i dorzucił zdumiewające zdanie „Na swoje miejsce zaproponowałem Janusza Wojciechowskiego”. Przypisaniem decyzyjności sobie oraz wyjściem przed szereg zaszokował premiera Mateusza Morawieckiego. Upłynęła długa godzina, zanim Piotr Müller, rzecznik rządu, potwierdził ogłoszone przez osobę absolutnie nieuprawnioną nazwisko nowego polskiego kandydata oraz jego chęć objęcia w KE teki rolnictwa i rozwoju obszarów wiejskich.
Po dopasowaniu wszystkich puzzli przewodnicząca ogłosi autorską koncepcję składu KE. Z góry zastrzega, że nie wszyscy desygnowani przez stolice wejdą w skład zespołu, który przedstawi ministerialnej Radzie UE. Dopiero po przeskoczeniu tego progu kandydaci na kandydatów awansują do kategorii kandydatów. Jeśli Janusz Wojciechowski po środowym spotkaniu z Ursulą von der Leyen zostanie przez nią zaakceptowany, to faktycznie jako komisarz rolniczy. Notabene w kończącej się kadencji ten fotel zajmuje Phil Hogan z Irlandii, który został zgłoszony do nowej KE, ale nieoficjalnie stara się o znacznie ważniejszy dla niego resort handlu.
Przyjmijmy, że Janusz Wojciechowski przeskoczy pierwszy próg i formalnie zostanie kandydatem. Wtedy stanie przed obliczem Parlamentu Europejskiego (PE), w którym zaliczył niemal 2,5 kadencji w latach 2004-16. Na koniec spotkała go jednak przykra niespodzianka — po zgłoszeniu go w 2016 r. przez nowy rząd PiS na polskie miejsce w Europejskim Trybunale Obrachunkowym (odpowiedniku Najwyższej Izby Kontroli) koledzy z Brukseli/Strasburga negatywnie zaopiniowali jego kandydaturę stosunkiem głosów 288:358. Wtedy najwięcej krytycznych uwag miała komisja kontroli budżetowej. Na szczęście dla europosła PiS akurat w tamtej procedurze PE jedynie opiniował. Ministerialna Rada UE po dyskusji jednak Janusza Wojciechowskiego zaakceptowała i trzeci rok jest audytorem. Obecnie objęcie stanowiska komisarza będzie w PE opiniowała komisja rolnictwa, w której kandydat przez długie lata zasiadał. Po ostatnich wyborach jej skład znacznie się zmienił, jednak tradycyjnie uważana jest w PE za bardzo merytoryczną. Zapowiada się naprawdę ciekawie…